Szukaj na tym blogu

wtorek, 28 października 2014

Dno dnu nierówne

Siódma kolejka sezonu 2012/13. Górnik po sześciu kolejkach wciąż nie zaznał smaku zwycięstwa w prowincjonalnej 3. lidze. Kolejne spotkanie przyszło rozegrać na wyjeździe, we Wschowie. Pomimo beznadziejnej sytuacji w tabeli i zadomowienia się biało-niebieskich na dnie polskiej koszykówki postanowiliśmy wybrać się na mecz wyjazdowy. Wierzyliśmy wtedy, że będzie lepiej. Gorzej być przecież nie mogło. Po początkowym rozczarowaniu oraz późniejszej złości, kolejne wpadki obracaliśmy w żart. Górnik we Wschowie wygrał z WSTK II, ale dopiero po roku uciekł z najniższej ligi.

Dziś kibicowanie wałbrzyskiej koszykówki przychodzi łatwiej. Wyższa liga, seria zwycięstw, efektowne oprawy kibiców. Wtedy, w mroźny dzień we Wschowie znaleźli się najwierniejsi. Lubię do tego meczu wracać, bo byłem częścią tej grupy nieszczęśników, która nieprzerwanie wierzyła w lepsze czasy, choć nic nie wskazywało, że te czasy rzeczywiście przyjdą.

Dziś w ogonie ciągnie się zespół piłkarzy Górnika, który grał w sobotę z Puszczą Niepołomice. Bilet meczowy mówił jednak o Puszczy NiepołomNice. Koszmarna literówka w bilecie to tylko jeden z przykładów, że wokół zespołu nie dzieje się najlepiej. Drugim było wyłączenie z użytkowania jednej kasy oraz całego sektora trybun. Zarząd ciął tym samym koszty organizacji meczu, bo przecież tłum nigdy nie przyjaźni się z porażką.

Piłkarski Górnik jest na dnie. Dno dnu jednak nierówne.

Podobnie jak koszykarze dwa lata temu, piłkarze zamykają tabelę rozgrywek. Nie chodzi jednak o najniższą klasę rozgrywkową w Polsce, ale o II ligę. Pomimo tego, w sobotnie wczesne popołudnie próżno było szukać głośnego wsparcia piłkarskich fanów na ligowym meczu. Cisza smutno współgrała z hulającym lodowatym wiatrem, który kazał mi chować dłonie w kieszeni i pozostawić paczkę słonecznika ledwie tkniętą.

Nigdy nie należałem do grupy zagorzałych fanów piłkarskiego Górnika. Doskonale jednak pamiętam zeszły sezon, gdy tłum kibiców wywieszał flagi i głośno dopingował biało-niebieskich w meczach domowych oraz wyjazdowych. Piłkarze z Wałbrzycha walczyli przez sporą część sezonu o awans. Jak tu nie kibicować zwycięzcom?

Niejeden swoje odwrócenie od piłkarskiego Górnika argumentuje brakiem woli walki u zawodników oraz ich mało sportowym trybem życia. Gdy twój ukochany zespół zdobywa 2 pkt w kilkunastu meczach łatwo o irytację, złość i epitety. Dwa lata temu po sześciu porażkach koszykarzy w pierwszych sześciu meczach niezadowolenie było podobne. O ile rozczarowanie jest dopuszczalne, to utrata wiary już nie. Kibic powinien przecież identyfikować się z herbem i klubowymi barwami, a nie z ulotnymi postaciami w biało-niebieskich trykotach.

To nie lodowaty wiatr, ale automatyczne pozbawienie się nadziei na lepsze jutro spowodowało, że pierwszą wygraną piłkarzy w tym sezonie oglądało niewielu kibiców. Po końcowym gwizdku sędziego radość tej marznącej na trybunach garstki była porównywalna do awansu o szczebel wyżej. Na twarzach kibiców pojawił się uśmiech – pierwszy raz wynikał on z czystej euforii po zwycięstwie, a nie z kpin i drwin. Jak już napisałem wyżej, nie jestem zagorzałym sympatykiem piłkarskiego Górnika. Niemniej jednak cieszę się, że mogłem zobaczyć to pierwsze zwycięstwo, niczym dwa lata temu we Wschowie, na własne oczy. I to pomimo skostniałych dłoni oraz zmarzniętych, nie przykrytych czapką uszu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz