Siódma kolejka sezonu 2012/13. Górnik po sześciu kolejkach
wciąż nie zaznał smaku zwycięstwa w prowincjonalnej 3. lidze. Kolejne spotkanie
przyszło rozegrać na wyjeździe, we Wschowie. Pomimo beznadziejnej sytuacji w
tabeli i zadomowienia się biało-niebieskich na dnie polskiej koszykówki postanowiliśmy
wybrać się na mecz wyjazdowy. Wierzyliśmy wtedy, że będzie
lepiej. Gorzej być przecież nie mogło. Po początkowym rozczarowaniu oraz
późniejszej złości, kolejne wpadki obracaliśmy w żart. Górnik we Wschowie
wygrał z WSTK II, ale dopiero po roku uciekł z najniższej ligi.
Dziś kibicowanie wałbrzyskiej koszykówki przychodzi łatwiej.
Wyższa liga, seria zwycięstw, efektowne oprawy kibiców. Wtedy, w mroźny dzień
we Wschowie znaleźli się najwierniejsi. Lubię do tego meczu wracać, bo byłem
częścią tej grupy nieszczęśników, która nieprzerwanie wierzyła w lepsze czasy,
choć nic nie wskazywało, że te czasy rzeczywiście przyjdą.
Dziś
w ogonie ciągnie się zespół piłkarzy Górnika, który grał
w sobotę z Puszczą Niepołomice. Bilet meczowy mówił jednak o Puszczy
NiepołomNice.
Koszmarna literówka w bilecie to tylko jeden z przykładów, że wokół
zespołu nie
dzieje się najlepiej. Drugim było wyłączenie z użytkowania jednej kasy
oraz całego sektora trybun. Zarząd ciął tym samym koszty organizacji
meczu, bo przecież tłum nigdy nie przyjaźni się z porażką.
Piłkarski Górnik jest na dnie. Dno dnu jednak nierówne.
Podobnie jak koszykarze dwa lata temu, piłkarze zamykają
tabelę rozgrywek. Nie chodzi jednak o najniższą klasę rozgrywkową w Polsce, ale
o II ligę. Pomimo tego, w sobotnie wczesne popołudnie próżno było szukać
głośnego wsparcia piłkarskich fanów na ligowym meczu. Cisza smutno współgrała z
hulającym lodowatym wiatrem, który kazał mi chować dłonie w kieszeni i
pozostawić paczkę słonecznika ledwie tkniętą.
Nigdy nie należałem do grupy zagorzałych fanów piłkarskiego
Górnika. Doskonale jednak pamiętam zeszły sezon, gdy tłum kibiców wywieszał
flagi i głośno dopingował biało-niebieskich w meczach domowych oraz
wyjazdowych. Piłkarze z Wałbrzycha walczyli przez sporą część sezonu o awans.
Jak tu nie kibicować zwycięzcom?
Niejeden swoje odwrócenie od piłkarskiego Górnika argumentuje
brakiem woli walki u zawodników oraz ich mało sportowym trybem życia. Gdy twój
ukochany zespół zdobywa 2 pkt w kilkunastu meczach łatwo o irytację, złość i
epitety. Dwa lata temu po sześciu porażkach koszykarzy w pierwszych sześciu meczach niezadowolenie było
podobne. O ile rozczarowanie jest dopuszczalne, to utrata wiary już nie. Kibic
powinien przecież identyfikować się z herbem i klubowymi barwami, a nie z
ulotnymi postaciami w biało-niebieskich trykotach.
To nie lodowaty wiatr, ale automatyczne pozbawienie się nadziei na
lepsze jutro spowodowało, że pierwszą wygraną piłkarzy w tym sezonie oglądało
niewielu kibiców. Po końcowym gwizdku sędziego radość tej marznącej na
trybunach garstki była porównywalna do awansu o szczebel wyżej. Na twarzach
kibiców pojawił się uśmiech – pierwszy raz wynikał on z czystej euforii po zwycięstwie,
a nie z kpin i drwin. Jak już napisałem wyżej, nie jestem zagorzałym
sympatykiem piłkarskiego Górnika. Niemniej jednak cieszę się, że mogłem
zobaczyć to pierwsze zwycięstwo, niczym dwa lata temu we Wschowie, na własne
oczy. I to pomimo skostniałych dłoni oraz zmarzniętych, nie przykrytych czapką
uszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz