Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 29 października 2012

W pieczarze wroga



Spartakus Jelenia Góra (4-1) – Górnik Wałbrzych (0-4) 70:59

Przegrywając czwarty mecz z rzędu w rozgrywkach, biało-niebiescy stracili szansę na wygrzebanie się z ruchomych piasków, ciągnących naszych w dół. No właśnie? Czy da się niżej „zejść”? Chyba już nie. Zamykamy tabelę w najniższej klasie rozgrywkowej w kraju, rzucając w obu ostatnich meczach jedynie po 59 pkt (!!!!!!). Kibice już z widłami i pochodniami w dłoniach ścigają trenera Chlebdę, myląc go z zielonym ogrem, którego to najlepiej skrócić o głowę. Nie byłem na meczu Jeleniej Górze z czego akurat się cieszę, bo do każdego spotkania wałbrzyszan podchodzę bardzo emocjonalnie. Już po pojedynku z Siechnicami chowałem głowę w dłoniach, będąc blisko łez. Nie wiem czy wytrzymałbym kolejne upokorzenie. Bo porażkę z zespołem złożonym z panów z brzuszkami i w dodatku bez kibiców trzeba nazwać upkorzeniem.

Ale dziś nie o tym.

Studiując we Wrocławiu mam możliwość zaglądania do pieczary naszego największego wroga. Korzystam z niebywałej możliwości szpiegowania rywala oraz podglądania organizacji zespołu pierwszoligowego Śląska. Spotkanie WKS-u dało mi też okazję do pewnych przemyśleń.

Ale od początku.

W niedzielę Śląsk Wrocław pokonał (zmiażdżył) SKK Siedlce 84:35 !!! (tak, 35). Siedlczanom nie pomógł doskonale znany w Wałbrzychu Adrian Czerwonka (to ten pan, który był jednym z głównych autorów naszego awansu do ekstraklasy w 2007 roku, to on fruwał wtedy nad obręczami, wprawiając kibiców w zachwyt). W ogóle zespół z Siedlec to nie byle ogryzki, bo w składzie znajduje się parę nazwisk doskonale znanych w polskim światku koszykarskim (Basiński, Kulikowski, Chodkiewicz). Napakowany graczami z doświadczeniem ekstraklasowym Śląsk rozniósł rywala, pomimo że w spotkaniu nie wystąpił lider wrocławian Paweł Kikowski.

Poniżej punkty Czerwonki oraz występ Cheerleaders Wrocław w przerwie pomiędzy pierwszą, a drugą kwartą.









Pieczara wrocławian, w regionie znana jako „Kosynierka”, była już na blogu opisywana. Przestarzała niczym nasza „Teatralna” (choć nieco większa) straszy pustymi siedziskami na meczach młodzieży. Co innego na pojedynkach pierwszoligowego Śląska, gdy wypełniona prezentuje się ciekawie, a sama trybuna (choć z niewygodnymi siedziskami) jest świetnie wyprofilowana, dając kibicom bardzo dobry widok na parkiet (piszę z perspektywy siedzenia na środku, w ósmym rzędzie). Na minus to numerowane miejsca na bilecie (rzadkość jak na I ligę), które i tak chyba nie miały znaczenia (moje miejsce z biletu było zajęte). Największa wada obiektu to jednak oczywiście przypominające o komunistycznym rodowodzie filary, podtrzymujące dach. Najbardziej imponuje rzecz jasna logo klubu na środku boiska oraz wielkie postery na ścianach, upamiętniające legendy klubu tj. m.in. Mirosława Łopatkę, Raimondsa Miglinieksa, Dariusza Zeliga, Adama Wójcika, Macieja Zielińskiego, Dominika Tomczyka, czy Lynna Greera i Joe McNaulla.

Parę zdjęć z meczu:




 
Sama organizacja meczu mogła się podobać. Kilkanaście cheerleaderek uprzyjemniało przerwy, a doping (śląskie przyśpiewki… bleee) zagrzewał koszykarzy do boju. Co ciekawe, liczba kibiców na meczu była porównywalna do liczby fanów na naszych meczach. Najbardziej szokująca jest jednak liczba kibiców w tzw. „młynie”, która nie przekracza 25-30 osób. Można więc śmiało założyć, że trzecioligowy Górnik kibicowsko pierwszoligowemu Śląskowi nie ustępuje. Poza tym wydaje mi się, że to biało-niebiescy sympatycy basketu są głośniejsi. Utwierdziłem się po raz kolejny w przekonaniu, że hasło „Wrocław Kocha Koszykówkę” jest nieco na wyrost.

A na koniec taka myśl porównująca obie ekipy, bo okazuje się że mamy z WKS-em więcej wspólnego niż nam się wydaje. Obie ekipy grają bowiem w swoich ligach pod presją awansu. Obie drużyny mają wyjątkowo mocne składy jak na swoje ligi. Obie przyciągają na mecze mnóstwo kibiców. Jaka jest różnica? Śląsk prowadzi w rozgrywkach I ligi, a my…. a my zamykamy tabelę III ligi, czekając już miesiąc na pierwszą wygraną w sezonie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz