Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 27 lutego 2012

Gotowi ?



Wielkimi krokami zbliżają się wałbrzyskie derby w trzeciej lidze. ONI są gotowi. My na pewno będziemy. Pozostaje tylko pytanie: Czy "Teatralna" wytrzyma w posadach, bo w hali będzie bardzo głośno. Zapowiada się ciekawe widowisko.

sobota, 25 lutego 2012

Cykl "Pod Lupą": Łukasz Kołaczyński

KADECI 1-8: Górnik Wałbrzych - WKK Wrocław 61:84

Nasi kadeci nie dali rady silnemu WKK Wrocław. Po dobrej pierwszej połowie biało-niebieskich złudzeń pozbawiła szalona obrona wrocławian, która nie pozwoliła naszym rozwinąć skrzydeł. Pressing, pressing i jeszcze raz pressing WKK w obronie to wirus, który wywołał epidemię w wałbrzyskim zespole.

Dziś premiera nowego cyklu: "Pod Lupą". Pomimo sporego zainteresowania naszymi wywiadami z cyklu "Poznaj Górnika" doszedłem do wniosku, że trzeba stworzyć coś nowego, świeżego. "Pod Lupą" to wnikliwe podsumowanie statystyczne pojedynczego gracza. Nowy cykl testujemy na kadetach, a mianowicie na naszym perspektywicznym rozgrywającym:


ŁUKASZ KOŁACZYŃSKI

Rywal: WKK Wrocław
Minuty: 31 (1 kwarta: 10, 2 kw: 8, 3 kw: 6, 4 kw: 7)
Punkty: 10
Zbiórki: 1
Asysty: 2
Straty: 6
Faule: 5
Wymuszone faule: 2
Za 2: 5/7
za 3: -
za 1: -

Shot Chart
(kółeczka - rzuty celne, krzyżyki - pudła)


Mecz z przerośniętą ekipą WKK był wymagającym testem dla wątłego pod względem budowy Kołaczyńskiego. Nasz rozgrywający raz popełnił błąd kroków, dwa razy się pośliznął. W trzeciej kwarcie Łukasz stracił piłkę na wysokości środkowej linii boiska po podaniu w poprzek, chwilę później zbyt czytelnie dogrywał do Szmidta. Sześć strat można Kołaczyńskiemu wybaczyć, bo rywal postawił bardzo twarde warunki, a sam obrońca naszego biało-niebieskiego liliputa był wyższy i lepiej zbudowany. Warto pamiętać o tym, że wrocławianie wystawili w przeważającej większości zespół starszy od naszego. Różnicę w doświadczeniu było widać jak na dłoni. 

Kołaczyński zakończył spotkanie poniżej swojej średniej punktowej (śr. 14), bo WKK wiedziało jak ograniczyć jego największy atut - wejście pod kosz dwutaktem przy wsparciu "siedmiomilowego" kroku. Łukasz musiał opuścić boisko przed czasem, bo w obronie często ratował się faulem, przegrywałjąc rywalizację pod względem fizycznym.

Na WIELKI plus selekcja rzutowa, która jak na 15-latka musi imponować. Kołaczyński trafił swoje pierwsze cztery rzuty, w tym praaawie za trzy (minimalnie przekraczana linia). Jedyne pudło w pierwszej połowie wynikało z presji upływu czasu na oddanie rzutu. W drugiej połowie tylko jeden niecelny "pół-floater". Po zmianie stron zdecydowanie zabrakło punktów (a przede wszystkim prób ich zdobycia) dobrze dysponowanego rzutowo Kołaczyńskiego

czwartek, 23 lutego 2012

Historie z Kosynierki

Całość jest wspanialsza niż suma części. 

Woody Allen

(6-9) Śląsk II Wrocław - (7-9) Górnik Wałbrzych  69:98




Była 16:12, gdy odbierałem z wrocławskiego dworca Mattiego. Górnicza koszykówka w mojej i Mattiego interpretacji jest warta wielu poświęceń. Przesiąknięci pasją do tego sportu nie mogliśmy przegapić pojedynku biało-niebieskich w słynnej, mitycznej Kosynierce. O ile ja na halę nie miałem daleko, o tyle Matti NA SAM MECZ przyjechał z Opola, by po meczu wrócić. Działo się tak wiele, że trudno mi zebrać myśli w spójną narrację, dlatego też dziś inna forma wypowiedzi pisemnej:
 
Oto Historie z Kosynierki:

  • RELACJA LIVE - Matti wpadł na pomysł przeprowadzenia relacji NA ŻYWO. O jego pomyśle dowiedziałem się jak wszyscy inni - ze strony klubowej ( którą już można nazwać oficjalną). Do samego pomysłu relacji podchodziłem sceptycznie, bo wystukiwanie co rusz nowych zwrotów w telefonie nie brzmiało jak dobra zabawa. Myliłem się. Zabawy z tego mieliśmy wiele. Ja odpowiadałem za punkty, a Matti "wklepywał" spostrzeżenia do sieci. 
  • CHIŃSKI ŁĄCZNIK - na mecz zabrałem koleżankę z Chin, która mieszka w tym samym akademiku i studiuje razem ze mną na roku. Pochodząca z Fuzhou w prowincji Fujian 23-letnia Na Lin była po raz pierwszy na meczu koszykówki w życiu (wcześniej widziała tylko w TV). Na swoim nowiuśkim iPhonie nagrywała niektóre akcje meczu, a w przerwie słuchała Adele. Jakby tego było mało - Adriana Stochmiałka uznała za starego, jednocześnie pytając, czy jest żonaty (w Chinach baaardzo mało kobiet w przedziale wiekowym 28-30 jest niezamężnych). Poza tym, chwaliła boiskową postawę Kacpra Wieczorka.
  • KOSYNIERKI "CZAR" -  Kosynierka z zewnątrz do złudzenia przypomina nieco większą wersję naszej "Teatralnej" - nawet kolumny w podobny sposób wkurzają kibiców, zasłaniając widok. Na halę wchodzi się tylnim, w ogóle nieoświetlonym wejściem. Nic dziwnego, że nie mogliśmy tego wejścia znaleźć. Skąd mogliśmy wiedzieć, że przypomina wejście na tyły jakieś speluny w ciemnej, nowojorskiej uliczce. Na trybuny wchodzi się podobnie jak na "Teatralnej" - frontowo, obok parkietu i zawodników. Na plus trzeba powiedzieć o wielkim logu klubu na środku parkietu. Największy minus ? Strasznie niewygodne siedziska, co jest spowodowane wszędobylskimi barierkami. 
  • POWRÓT Z ZAŚWIATÓW - słabo w spotkanie wszedł nasz rozgrywający Paweł Maryniak. Do przerwy zdobył tylko 2 pkt i miał dwie z rzędu głupie straty. Czarę goryczy przelały pudła spod kosza, za które "Maryna" musiał odpokutować pompkami pod atakowanym koszem. Upokorzenie. Po pompkach na domiar złego Maryna spudłował dwa rzuty wolne. Na całe szczęście każdy mecz ma dwie połowy, a coraz lepiej grający (o czym zaraz) Dawid Wrona naciska na pozycję Pawła coraz to silniej. Zmobilizowany Maryniak jak lew zaczął bronić swojej pozycji w trenerskiej układance. Najpierw zaliczył piękny blok, by później konsekwentnie trafiając do kosza uzbierać 12 pkt. Dr Jekyll zamienił się w Mr Hyde'a. Powrót z zaświatów stał się faktem.
  • WRONA I JEGO KORONA- niczym groupies piszczeliśmy po jego dwóch podaniach, które z III ligą nie mają nic wspólnego. Wałbrzyski król asyst. Przebłyski formy w jego grze są coraz częstsze i dłuższe. Na kończącym się niebawem sezonie nasz zmiennik na pozycji rozgrywającego traci najwięcej.
  • TOMEK "PATYCZEK" FILIPIAK - od sobotniego meczu ulubieniec kibiców. I nie ma w tym nic prześmiewczego. Kibice uwielbiają historie, w których chłopak nie mający jeszcze niedawno za wiele wspólnego z koszykówką nagle zaczyna przejawiać oznaki rozumienia tej gry. Tomek, zwany także "szkieletorem" bądź od wczoraj "patyczkiem", ewoluuje. Powoli zmienia się w koszykarza. A pomyśleć, że jeszcze pół roku temu był zwykłym gościem, przychodzącym na koszykarskie boisko w dżinsach. Tym razem trafił "trójkę", czym podniósł z trybun kibiców. W sobotę skandowaliśmy jego nazwisko. Nikt tak szybko nie zaskarbił sobie kibicowskiej sympatii jak on. 
  • SOLIDNOŚĆ - ta cecha przykleiła się do biało-niebieskich niczym mucha klei się miodu. Całość brzmi lepiej niż suma części, bo od razu kojarzy się z jednością. W pierwszej rundzie ulegliśmy Śląskowi u siebie kilkunastoma punktami. Tym razem to my wygrywamy. I to wysoko. Przypadek ?. Nie sądzę.
  • KIBICE - połowa z 30 osób zgromadzonych na hali kibicowała biało-niebieskim. Byli rodzice, byli wrocławscy studenci z okołowałbrzyskimi korzeniami. Był więc i Jaca i Pawlos, który spóźnił się na mecz godzinę, co jest "zasługa" wrocławskiej komunikacji miejskiej (która i tak przewyższa wałbrzyską o głowę)
Relacja Live miała grubo ponad 1200 odwiedzin, a do strony dodano 40 komentarzy. To najlepszy wynik od lat. "Cały Wałbrzych pijany" - odparł coach Chlebda, gdy usłyszał o ilości wyświetleń naszej witryny. Ja i Matti byliśmy pijani. Pijani ze szczęścia. Biało-Niebiescy wygrali kolejny mecz.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Środowy klasyk

(6-7) Śląsk Wrocław - (6-9) Górnik Wałbrzych -  środa, 22.02, "Kosynierka", Wrocław

Sezon w szaleńczym tempie pędzi do mety. Biało-Niebiescy zmierzają tym razem do legendarnej acz podstarzałej "Kosynierki", gdzie powalczą z wrocławską młodzieżą. Do "Kosynierki" się wybieram, bo znajduje się mniej więcej w połowie drogi między moim akademikiem, a uczelnią. Na meczu pojawię się z Mattim, który przyjeżdża specjalnie z Opola ! prawdopodobnie na stronie będzie można śledzić relację live z tego meczu. Zapraszamy w środę ok. 18 na www.gornik.walbrzych.pl !!!!

Trudno wskazać faworyta tego pojedynku, ale nie pomylę się pisząc, że to Śląsk stoi w bardziej uprzywilejowanej pozycji. Trzecioligowy Śląsk to rezerwy drugoligowego WKS-u, w którym grają nasi wychowankowie: niejacy ( :) ) Rafał Glapiński i Marcin Kowalski. Swoją drogą fajnie byłoby ujrzeć chociażby byłego kapitana biało-niebieskich w tym spotkaniu w akcji (co jednak nie zwiększyłoby raczej naszych szans na wygraną). 

Trzecioligowy Śląsk to drużyna chimeryczna, bo wciąż grająca w zmiennym składzie i tak naprawdę trudno przewidzieć kto pojawi się na parkiecie w środę. Będąca nieco w cieniu WKK Wrocław ekipa "trójkolorowych" na pewno postawi nam twarde warunki. My ze swojej strony musimy odpowiedzieć nie tylko solidnością Adriana Stochmiałka, ale także skutecznością naszych obwodowych, którzy ostatnio punktują w kratkę. W sobotę z Gimbasketem niezłą partię zagrał Dawid Wrona (dwie trójki, 10 pkt), który nie tylko zmieniał na rozegraniu Pawła Maryniaka, ale także grał razem z nim na obwodzie. Zastanawialiście się co by było, gdyby w jedność połączyć skuteczność dystansową Wrony z dynamicznością Maryniaka ? To obwodowe monstrum zaskoczyłoby na pewno niejednego rywala.

niedziela, 19 lutego 2012

Dobra robota

 Błąkamy się po ślepych korytarzach.
Może to magia, może życia sens,
Wierzyć w siebie i w coś, co ważne jest
Farben Lehre

(6-9) Górnik Wałbrzych - (2-11) Gimbasket Wrocław 85:64


Ten podniebny lot Sebastiana Narnickiego (7 pkt) idealnie ilustruje to, co czuło większość zgromadzonych na hali kibiców. Czuliśmy się wniebowzięci. Po prostu. Biało-Niebiescy pewnie ograli jeszcze chyba młodszy od nas zespół Gimbasketu, a samo widowisko okraszono niepowtarzalną oprawą.

Tydzień temu czytałem gdzieś, że w wałbrzyskim Urzędzie Miasta po korytarzach snuje się opinia, że na mecze koszykówki w mieście NIKT nie chodzi, a jeżeli już się ktoś pojawia, to chodzi o nieletnich, którzy przecież głosować nie mogą. Na spotkania biało-niebieskich na pewno nie chodzi Anna Żabska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta, pytając nas przy wejściu na halę którędy do biura klubu. A kto na mecze chodzi ? Taka oto garstka kibiców: 


Wchodząc na halę można było poczuć się jak na... lotnisku. Trzy stanowiska kontrolne. Nie dało się obok nich przejść obojętnie. Na początku dwa zbiorniki oferowały herbaciano-kawową mieszankę. Etap drugi łączył się z kibicowską puszką, która wyciągała od ludzi zaskórniaki, a w zamian za pośrednictwem fanów biało-niebieskich wciskała Nowe Wiadomości Wałbrzyskie oraz program meczowy "Górnicy". Trzeci i ostatni etap to kupony konkursowe z Oriflame dla pań. I to wszystko na zaledwie 10-15 metrach. 

Co w takich kibicowskich zbiórkach funduszy jest najpiękniejsze ? Najlepsze jest bez wątpienia spotykanie ludzi, dla których Górnik Wałbrzych to coś więcej niż zbitka słów -  to pasja,  wspomnienia, emocje, niezapomniane chwile. Cyklicznie spotykamy hojnych górniczych fanatyków - tym razem na hali pojawił się kibic od kilkunastu lat nie związany z Wałbrzychem. Przyjechał na mecz po latach, wciąż z biało-niebieskim sercem wrzucił do puszki 100 zł. Bo Górnik Wałbrzych jest tylko jeden.



Spotkanie z Gimbasketem miało charakter podwyższonego ryzyka znaczenia. Delegacja z Urzędu Miasta na czele z prezydentem Szełemejem monitorowała poziom ekscytacji koszykówką.  O tym jakiego koloru jest serce najsłynniejszego kardiologa w mieście przekonamy się wkrótce. Studiując we Wrocławiu wiele słyszę o hasłach "Wrocław Kocha Koszykówkę". Byłem na meczu ekstraklasowego Śląska oraz kadetów WKK. Z całym szacunkiem, ale Wrocław na pewno nie jest tak pozytywnie zakręcony na punkcie koszykówki jak my.

Na prezydenta czekano w siedzibie klubu (do pani rzecznik prasowej: po schódkach i w lewo). Sama siedziba po remoncie wygląda więcej niż fantasycznie. Wielkie logo klubu na ścianie, sala konferencyjna, puchary oraz - moje ulubione - piłka w koszowej siatce przywieszonej do sufitu. Dobra robota panowie. 

Tego późnego popołudnia dobrą robotę wykonali właściwe wszyscy:
 
Roztańczone dziewczyny z IV LO wraz z zespołem Carmen oraz solową gimnazjalistką z Gimnazjum nr 11 zrobiły show.
 
 
 Na boisku mecz sezonu zagrał Dawid Wrona (10 pkt, 2x3), który wreszcie pokazał na co go stać.


Obok Wrony, po raz kolejny spokojną przystanią w czasie sztormu był Adrian Stochmiałek (25 pkt), który - jak na kapitana przystało - niszczył w zarodku przestoje w grze biało-niebieskich.

Na hali spędziłem trzy godziny, które zleciały jak kwadrans. Na ten mecz czekałem od tygodnia, przysypiając od czasu do czasu na zajęciach na uczelni (pozdrowienia dla mojego porannego, piątkowego, trzygodzinnego seminarium, zwanego "świtem żywych trupów"). Kocham "Teatralną" - jej niepowtarzalny klimat, wyrwany prosto z amerykańskiego meczu szkół średnich. 

Po wygranej biało-niebieskich duża część kibiców teleportowała się do OSiR-u, gdzie ligowy mecz grali "prometeusze" z KK Wałbrzych. Zasiadając na majestatycznych, skrywających w sobie piękne wspomnienia zielonych krzesełkach poczułem się nieswojo. OSiR nagle stał się obcy, a niebieskie elementy parkietu wydały się wyrwane z kontekstu. Zastanawiałem się jak można porównać KK do Górnika. Pomyślałem o programach telewizyjnych Wojciecha Cejrowskiego: są generalnie ok, do bólu poprawne, ale nie oddają chociażby w połowie magii jego niepowtarzalnych książek. Mecze KK są jak te pogramy telewizyjne, bo magię dostrzegam jedynie w "Teatralnej" na meczach Górnika.

czwartek, 16 lutego 2012

Atrakcji moc

(5-9) Górnik Wałbrzych - (2-10) Gimbasket Wrocław, sobota, pl. Teatralny, godz. 17

Brak internetu w akademiku przywlókł mnie do biblioteki mojego uniwersytetu. Siedzę sobie w ławce z rozgadaną koleżanką (zajęła się właśnie na chwilę jakimiś katalogami), dlatego dzisiejszy wpis będzie krótki i treściwy. Bez owijania w bawełnę i cytowania wierszyków.

Sobotnie widowisko będzie szczególne z wielu względów (żeby się nie powtarzać - więcej o tym tutaj). Samo spotkanie schodzi jakby na dalszy plan, bo łatwo można wywnioskować kto będzie faworytem. Biało-Niebiescy zagrają z wrocławskim Gimbasketem, którego młodzież niczym szczególnym się na parkiecie nie wyróżnia. Jedyne, co przyciąga uwagę to gimbasketowa ławka, na której zasiada Robert Kościuk - niegdyś świetny rozgrywający, mistrz Polski ze Śląskiem, reprezentant kraju. Na halę jednak zapraszam, bo razem z klubem wkładamy sporo pracy w to, co będzie można już od godz. 16 w "Teatralnej" ujrzeć. A będzie wyjątkowo (tak mi się przynajmniej wydaje, jestem we Wrocławiu i nie znam wszystkich detali).

Wracam do koleżanki. Idziemy na stołówkę.

niedziela, 12 lutego 2012

To by było na tyle

 JUNIORZY O MIEJSCA 9-13: Górnik Wałbrzych - WSTK Wschowa-Sława 69:47

 Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień. Wywodzi
Z nieżywej ziemi łodygi bzu, miesza
Pamięć i pożądanie, podnieca
Gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz.

Takie oto zdanie o kwietniu w swojej "Ziemi Jałowej" miał amerykański poeta okresu modernizmu T.S. Eliot. Trudno mi się z nim zgodzić. Dla kibica wałbrzyskiej koszykówki najgorszy jest marzec, bo już na początku marca sezon zakończą seniorzy. Na razie mamy niewiele bardziej wesoły luty, bo rozgrywki zakończyli właśnie juniorzy.

Wspólnie z Pawłem Maryniakiem obserwowałem ostatni w tym sezonie mecz biało-niebieskich juniorów - mecz z kilku powodów przedziwny. Po pierwsze, chłopaki zaczęli grać nie o 16 jak było w planie, a o 15:50. Po drugie, rywale przyjechali w sześciu, co pozwala nam śmiało tworzyć teorie spiskowe (sześcioosobowa była przecież także ekipa Zastalu, która przed tygodniem w tej samej hali uległa Górnikowi w III lidze). Po trzecie, naszych było tylko ośmiu, a w grze pojawiło się zaledwie siedmiu graczy - na boisku nie oglądaliśmy najlepszych strzelców zespołu Huberta Murzacza (goił rany po bliskim kontakcie z łokciem zawodnika Spartakusa, z którym KSG przegrał dzień wcześniej w III lidze) oraz Szymona Łozowickiego, który adidasy powiesił na kołku. Wreszcie po czwarte, ilość linii na parkiecie przypominała marnej jakości krzyżówkę z podrzędnego magazynu.

Nasi juniorzy urządzili sobie surowy trening z aktywnej gry w obronie. Podwajaliśmy, potrajaliśmy, a trener Chlebda raz po raz pokrzykiwał na biało-niebieskich, by ci przesuwali się szybciej na nogach w defensywie. Jeden nadążał, drugi nie. Obok stosowania nowatorskiej na tym poziomie rozgrywek ruchliwej obrony, górnicy nie potrafili wstrzelić się z półdystansu. Festiwal rzutów okołoobręczowych nie miał końca, a "cegiełka" goniła "cegiełkę".

Nie samym półdystansem i dystansem jednak człowiek/koszykarz żyje. Dobrze pod kosz ścinał po minięciu Marcin Ciuruś (14 pkt), a bloki oferował Tomek Filipiak (10 pkt). I chociaż zdarzały się pudła spod kosza, na co coach Chlebda reagował zmianą delikwenta i wysłaniem go na karne pompki, to ogólnie trzeba być zadowolonym, bo Górnik Wałbrzych ten mecz wygrał. Nie bez znaczenia była trzecia kwarta i seria punktowa 13:0, która pozwoliła odskoczyć. 

Na podsumowanie sezonu juniorów przyjdzie jeszcze czas. W międzyczasie duży plus dla wałbrzyskich kadetów, którzy - gdy tylko nie mają w danym momencie meczu - pojawiają się niemal na każdym biało-niebieskim spotkaniu w sile siedmiu, ośmiu graczy. Siadają zawsze razem, równo w jednym rzędzie. Duch drużyny ma się dobrze. Brawo.

PS. A co T.S. Eliot mówi o zimie ?

Zima nas otulała i kryła
Ziemię śniegiem łaskawym, karmiła

Niech zima trwa w najlepsze, bo to w zimę my kibice mamy okazję zmierzyć się z największą dawką górniczych spotkań. Dodam, że dawką uzależniającą, która wsadza mnie co weekend w pociąg, zmierzający z Wrocławia do Wałbrzycha, do domu.

środa, 8 lutego 2012

"Uroki" III ligi

Pisałem kiedyś już o tym. Trzecia liga ma wiele wad - mniej więcej tyle, ile były prezes pewnego dolnośląskiego koszykarskiego klubu, które inicjały to JK. Jest jednak jedna wada, która szczególnie ujmuje tej lidze uroku (nie, nie chodzi o brak pełnych statystyk online) - chodzi oczywiście o małą liczbę spotkań. 

Górnicy pierwotnie mieli rozegrać w tym sezonie jedynie 18 spotkań ! Śmieszna liczba. W sumie to nie 18 a 17 meczów, po tym jak okazało się, że do końca sezonu nie doczłapie się jaworski Tytan. Biało-Niebiescy zakończą sezon 10 marca, a kibice w drodze do hali pozostaną skazani na ubieranie ciepłych kurtek i równie mało przewiewnych kozaczków. Kiepskim usprawiedliwieniem jest, że najlepszy zespół w regionie kończy rywalizację dużo później, bo po barażach o awans do II ligi ze śląskimi drużynami.

Bardzo lubię obecny zespół Górnika. Fakt, że występuje w nim wielu miejscowych chłopaków dodaje spotkaniom zespołu Chlebdy uroku. Szkoda, że ten urok ulatuje niczym powietrze z rowerowych kół, gdy spojrzymy na rozgrywki od strony organizacyjnej.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Siła spokoju kadetów

KADECI o miejsca 1-8: WKK II Wrocław - Górnik Wałbrzych 42:55

Sobota czwartego lutego była bardzo słoneczna. Słońce świeciło także nad głowami naszych kadetów, którzy poradzili sobie z rówieśnikami z Wrocławia.

Łukasz Kołaczyński

WKK II Wrocław to zeszłoroczny mistrz Polski młodzików (biało-niebiescy to czwarta ekipa w kraju 2011). Trzeba jednak dodać, że to, co najlepsze w tym zespole w ten sobotni poranek nie pojawiło się na parkiecie Akademii Medycznej przy ul. Wojciecha z Brudzewa. Najlepsi gracze zeszłorocznego czempiona zostali przeniesieni do starszych roczników. Zabrakło choćby Michała Kapy, który w zeszłym sezonie rzucił Górnikowi w Wałbrzychu 38 punktów w tym "trójkę" w ostatniej sekundzie dającą dogrywkę (ostatecznie przegraliśmy nieznacznie tamten mecz).

Biało-Niebiescy już na początku objęli prowadzenie i - pomimo małych kryzysów - dowieźli je do końca pierwszej połowy. Po przerwie nasi stopniowo powiększali przewagę, która w trzeciej kwarcie grubo przekroczyła 20 punktów. Dopiero rozluźnienie w naszych szeregach pozwoliło gospodarzom na zniwelowanie strat do 13 punktów. 

Od wygranego w grudniu prestiżowego spotkania derbowego z Górnikiem Nowe Miasto najwięcej w kontekście kadetów mówi się o Łukaszu Kołaczyńskim. Filigranowy rozgrywający Górnika poprowadził wtedy biało-niebieskich do zwycięstwa i od tego czasu stał się nieco bardziej wyróżniającym z wyróżniających graczy Górnika. Swoje atuty Kołaczyński potwierdził w meczu z WKK II. 

Co jest największą siłą naszego rozgrywającego, którego ramię jest grubości moich dwóch palców u dłoni ?

Kołaczyński imponuje przede wszystkim swoim siedmiomilowym krokiem przy dwutakcie, który zapewnia mu wyprzedzenie swojego obrońcy. Metoda ta w sobotę była praktycznie niezawodna. Gdy wrocławianie zagęścili środek boiska, Kołaczyński odgrywał piłkę. Łukasz - co ważne jak na rozgrywającego - nie jest skupiony wyłącznie na zdobywaniu punktów, bo potrafi także w tempo piłkę dograć. Niestety, kilka jego naprawdę dobrych podań na punkty spod samej obręczy nie potrafili zamienić koledzy. Ku mojemu zaskoczeniu Kołaczyński trafił również za trzy, co jest nowym elementem w jego grze. Obok dobrej dystrybucji podań najmniejszy na boisku wałbrzyszanin pokrzykiwał na środkowego Bartka Szmidta, który pudłował osobiste. Jego "Przyłóż Bartek !" rozniosło się po hali, w której obok piszczących studentek (Akademii Medycznej ?) zasiadło raptem z dziesięć osób.

Obok Kołaczyńskiego dobry mecz zaliczył Miłosz Balcerzak - postać nowa nie tylko w zespole Wojciecha Krzykały, ale i w całym Górniku. Leworęczny obrońca popisał się kilkoma nietuzinkowymi zagraniami, trafiając po wejściach pod kosz mimo asyst rywali. Wyróżnić należy także Marcina Szymanowskiego i jego firmową akcję, czyli minięcie obrońcy na wysokości linii rzutów za trzy i rzut o tablicę z trzeciego metra na wprost kosza. Jeszcze nie widziałem, by Marcin też rzut spudłował, a wykonuje go dość często. W  samą sobotę dwa razy.

Poniżej oczekiwań zaprezentował się za to lider punktowy Górnika Maciej Krzymiński, który zaliczył czarny dzień strzelecki. Może i dobrze, że nikt nie prowadzi na tym poziomie rozgrywek wnikliwych statystyk. Nie skłamię pisząc, że Maciek trafił jedynie 2 z około 20 rzutów z gry. Krzymiński na potęgę pudłował z półdystansu, rzucał za dużo i w zbyt wczesnej fazie akcji, a jedyne dobre zagranie zaliczył po trzeźwym przechwycie (przecięcie podania w poprzek boiska) i zdobyciu punktów sam na sam z koszem.

W grze zespołu kadetów widać pomysł. Nasi długo rozgrywają piłkę, grają podaniem, unikają niepotrzebnego kozłowania - grają po prostu zespołowo, logicznie, trzeźwo. Wielki w tym udział Wojciecha Krzykały. Nasi 15-latkowie prezentują w zasadzie prostą koszykówkę. Ale czy nie taką powinni grać na tym etapie rozwoju ?  Rok młodsi górnicy mogliby się od tego zespołu wiele nauczyć, bo różnica w grze  obu ekip jest kolosalna (i nie chodzi tu o różnicę wieku).

niedziela, 5 lutego 2012

Zastal zastał

(4-8) Górnik Wałbrzych - (6-6) Zastal II Zielona Góra 98:81



Tak napakowanej "Teatralnej" jeszcze nie widziałem. Nie wiem co przyciągnęło te dzikie tłumy do hali. Czyżby była to zasługa klubowych kalendarzy, wejściówek do Kiwi Club, czy może po prostu coraz to lepszych wyników biało-niebieskich ? Nie wiem, ale im więcej ludzi na trybunach tym większy sens ma dla mnie siedzenie nad konstruowaniem kolejnego numeru gazetki "Górnicy". 

Pierwszą połowę przesiedziałem z bratem w sektorze środkowym. Otoczony zewsząd kibicami sprawdzałem akustykę naszej przewilgociałej hali. Wrażenia ? Wow ! Doping roznosi się przeraźliwie pięknie, a ja czułem się jak w oku cyklonu. Okazało się, że dźwięki bębna oraz okrzyki fanów brzmią lepiej z perspektywy środkowego sektora (muzyka dla moich uszu !). Ciasno obok siebie zamontowane siedziska przy pełnej hali robią wrażenie przynależności do bardzo wybuchowej zbiorowości, która jest gotowa w każdej chwili rzucić się na górniczego rywala.


Co do wybuchowości - Adam Chodkiewicz stał się uosobieniem wszystkiego, co łączy się z pojęciem "eksplozywność". Dwa dynamiczne wsady, skuteczne przedarcie się pod kosz i celna trójka to pakiet promocyjny zafundowany przez syna Grzegorza Chodkiewicza - swego czasu trenera Górnika. 22-latek to najlepszy strzelec trzecioligowego Zastalu (śr 17,9 pkt/mecz) oraz mało widoczny przecinek w ekstraklasowym zespole z Zielonej Góry. Na nasz szczęście, Chodkiewicz jeszcze w pierwszej kwarcie opuścił boisko z powodu kontuzji. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie fakt, że... zielonogórzanie przyjechali do Wałbrzycha w szóstkę i bez trenera. Tajemnicą pozostaje dla mnie dlaczego tak się stało. Pozostała po Chodkiewiczu w składzie piątka to gracze jednak nie do końca anonimowi - Marcin Andrejczuk, Patryk Krawczyk i Jakub Dybek to mistrzowie Polski kadetów 2009.

Jakub Dybek i Adrian Stochmiałek

No właśnie... Jakub Dybek to najciekawsza historia tego meczu. Masywny, szeroki w barkach, wysoki środkowy siał spustoszenie w w naszym "pomalowanym". Nie mieliśmy na  niego recepty. 19-letni zielonogórzanin raz po raz punktował spod kosza, a trener Chlebda rozkładał w bezradności ręce. Po kolejnych punktach Dybka pomyślałem sobie: "Kurczę, to jest ten człowiek, którego potrzebujemy, którego nam brakuje i do którego pałamy platoniczną, czysto koszykarską miłością". Po meczu z Dybkiem rozmawiał prezes Murzacz, a do znajomych na Facebooku zaprosił go coach Chlebda. Może i nie ma to żadnego znaczenia, a mi puściły wodze fantazji... (w końcu mój blog i mam do tego prawo :))


A nasi ? Z całą moją sympatią do biało-niebieskich - to nie był ich najlepszy mecz. W pierwszej połowie lepkie ręce mieli studniówkowicze Kacper Wieczorek i Paweł Maryniak, co sprawiało im trudności w łapaniu piłki. Nasz podstawowy rozgrywający w trzech kolejnych akcjach miał ogromne problemy z wyprowadzeniem piłki. Całe szczęście w drugiej połowie oglądaliśmy innego "Marynę" - skutecznego i pewniejszego. To właśnie Maryniak był autorem najpiękniejszej akcji meczu, gdy dynamicznie wykończył z faulem akcję rewersową (wejście pod kosz i zdobycie punktów z drugiej strony obręczy po zawiśnięciu w powietrzu).


4 lutego obfitował w biało-niebieskie wydarzenia koszykarskie. Przed seniorami, we Wrocławiu grali nasi kadeci. Widziałem ten mecz, ale o tym w następnym wpisie.

czwartek, 2 lutego 2012

Przed Zastalem

Kilka ogłoszeń parafialnych przed sobotnim meczem naszego Górnika z Zastalem:

- Przed halą będziemy zbierać fundusze dla chorej na raka mamy naszego kolegi Adama

- Dla kibiców z głębszymi kieszeniami, którzy wspomogą akcję kwotą "papierkową" specjalny gadżet w prezencie od klubu (nie znam szczegółów więc wszystko wyjdzie na miejscu)

- Dla wszystkich kibiców, którzy dorzucą jakikolwiek pieniądz do puszki - gazetka/program meczowy "Górnicy" (aż do wyczerpania zasobów: ok. 70 sztuk gazetki powinno być w gotowości)

- W przerwie meczu do wygrania bilety do Kiwi Club na imprezy 10 i 11 lutego (www.kiwiclub.pl)

Pozdro z Wrocławia i do zobaczenia na meczu !

środa, 1 lutego 2012

Losu koleje pokręcone

(3-8) Górnik - (5-6) Zastal II, sobota, 4.02., godz. 17, pl. Teatralny

Biało-Niebiescy wracają na parkiet i - choć łatwo nie będzie - z pewnością powalczą o kolejną wygraną. Ale ja dziś wyjątkowo nie o tym, bo są w życiu (i na tym blogu) ważniejsze rzeczy niż sport, niż koszykówka. O wygraną wciąż walczy nasz kolega z klubu kibica Adam, który do pokonania ma dużo trudniejszego rywala - kolej losu.

Adam to 25-letni kibic Górnika. Wierny kibic. Na spotkaniach nie tylko piłkarzy, ale i koszykarzy odpowiada za obsługę bębna. Od zawsze powtarza, że na mecze przychodzi sobie "powalić". To Adam razem z nami pojechał w zeszłym roku do Opalenicy na finały młodzików, gdzie głośno dopingował biało-niebieskich. 

Ostatnio w jego życiu jednak zmieniło się wiele. Lekarze nie mieli litości. Fatalny wyrok - mama Adama ma raka i jest w stanie ciężkim. W jednej chwili przestaliśmy spotykać Adama na meczach. Nasz kolega rozpłynął się w kibicowskim powietrzu momentalnie. Trudno było się z nim skontaktować. Telefon milczał, podobnie Facebook. Los własnej rodziny jest ważniejszy niż sport - nawet ten, który kocha się całym sercem. 

Adam ma tylko mamę - stracił ojca przed laty w tragicznych okolicznościach (na tym polu z Adamem mam wiele wspólnego). Takie są koleje losu. Pokręcone, nie oszczędzają nikogo. Los jest jak talia kar - nigdy nie wiesz jaką kartę wyciągniesz. Może to być As, Król, może to też być dwójka czy trójka.

Spotkałem się z Adamem kilka dni temu. Nasz kolega bardzo dziękował wszystkim, którzy wsparli go finansowo przy ostatniej zbiórce. Nie prosił o więcej bo to po prostu skromny chłopak. 

W sobotę przed meczem z Zastalem ponownie zbieramy pieniądze na leczenie mamy Adama. Leczenie dodajmy niezwykle kosztowne. Raz jeszcze staniemy twarzą w twarz z naszym kolegą w nierównej walce z pokręconymi kolejami losu.