Szukaj na tym blogu

czwartek, 26 stycznia 2012

Ludzie Górnika

Daniel 
Czym byłby zespół biało-niebieskich bez kibiców ? Czym byliby kibice bez zespołu ? Zależność pomiędzy jednymi a drugimi jest silna i trwała. Coś na wzór zależności pomiędzy syjamskimi braćmi z jednym sercem - jeden bez drugiego po prostu nie daje rady. 

Niewiele jestem w stanie powiedzieć/napisać o zespole. Inaczej, gdy mowa o kibicach.

Daniel skończył wczoraj 10 lat. Nie znacie Daniela ? Niemożliwe. Aaaa, nie jesteście członkami klubu kibica ? Wiecie co ? To żadne usprawiedliwienie. 


Daniel to syn Mariusza, wiernego kibica KSG. Jest jednym z najmłodszych w naszym gronie, ale jego meczowy staż bije na głowę wielu najzagorzalszych fanów Górnika. Daniel dorasta na naszych kibicowskich oczach i już zaczyna nas powoli pytać o to i o tamto. To właśnie 10-letni Daniel najśmielej krzyczy "podejdź bliżej !" i najwyżej podnosi w górę swój biało-niebieski szal. Daniel to nasza perła i nadzieja na przyszłość.

Duch 
Daniel na żywo pierwszy raz Górnika obejrzał gdy miał kilka lat. Nie mogę tego powiedzieć o sobie, bo po raz pierwszy na meczu pojawiłem się mając tyle lat, ile nasz młody fanatyk ma dziś. Jeszcze więcej wiosen miał na karku w swoim debiucie Marcin. Popularny "duch" to postać w górniczym świecie doskonale kojarzona. To on wiele lat temu przesiadywał na trybunach z długopisem w ręku i kartką papieru na kolanie, gdy zapisywał zdobycze punktowe biało-niebieskich (teraz w tej roli autor tego bloga). Stronę internetową www.gornik.walbrzych.pl zakładał w momencie dla klubu tragicznym. Po kilkunastu latach strona wciąż istnieje, a klub zatoczył koło, po wielu sezonach ponownie lądując na ligowym dnie. Tylko duch od tych klubowych wzlotów i upadków nieco posiwiał :) Gdyby nie duchowe wsparcie, program meczowy "Górnicy" nigdy by nie powstał, a ja nigdy nie mógłbym się rozkoszować doskonałą współpracą przy wspomnianej witrynie.Marne szanse na powstanie miałby także ten wywiad.


Jestem dumny być częścią tej samej grupy co Daniel i "duch". W trójkę reprezentujemy trzy różne pokolenia, ale łączy nas jedno - jesteśmy ludźmi Górnika.

wtorek, 24 stycznia 2012

1 proc. podatku na Górnika !

Dziś trochę z innej beczki.Stowarzyszenie, zajmujące się wszystkimi grupami, reprezentującymi biało-niebieską część naszego miasta w koszykarskim świecie prosi o wsparcie.
 
Przekaż 1% podatku na dzieci i młodzież trenującą w JKKS GÓRNIK WAŁBRZYCH.


SZANOWNI PAŃSTWO,
 
Nie tracąc nic, nie wyciągając własnego portfela, nie uszczuplając domowego budżetu możecie wspomóc działalność sportową naszych dzieci i młodzieży.

Sprawa jest bardzo prosta. Wystarczą tylko chęci i wspólnie możemy dokonać czegoś pożytecznego.
Rozliczając się z Urzędem Skarbowym na początku każdego roku , w kwocie podatku, który pobierany jest przez fiskusa , możecie Państwo przekazać 1 % na instytucje pożytku publicznego, a tym samym wspomóc sport dzieci i młodzieży.

TAKĄ ORGANIZACJĄ JEST WŁAŚNIE JKKS GÓRNIK WAŁBRZYCH ! - KRS 0000086337

Jeśli lubicie Państwo koszykówkę, a los sportu dzieci i młodzieży nie jest Wam obojętny , jeżeli chcecie aby Wasze dzieci miały możliwość uprawiania sportu, a tym samym nie ulegały pokusom XXI wieku, prosimy o wsparcie naszej działalności.

W zeszłym roku przekazana przez Was kwota z 1 % wyniosła 4548,35 zł pozwoliła na:
- zakup sprzętu sportowego (stroje sportowe: koszulki, spodenki, dresy),
- dofinansowanie wyjazdu grupy młodzików na Finał Mistrzostw Polski Opalenica 2011.

W tym roku każda przekazana kwota, planowana jest na dofinansowanie LETNIEGO OBOZU SPORTOWEGO dla naszych młodych koszykarzy.

KRS 0000086337

Dziękujemy za każde wsparcie i wyrozumiałość.

Dzieci, Trenerzy, Rodzice, Zarząd JKKS GÓRNIK WAŁBRZYCH

niedziela, 22 stycznia 2012

Lekcja z kontroli presji

MŁODZICY: Górnik Wałbrzych (11-3) - Śląsk Wrocław (11-3) 86:84 (o meczu czytaj też TUTAJ)


- Ale mecz ! - powiedział pan Ryszard z Rady Rodziców, gdy po ostatnim gwizdku sędziego skierował się w stronę banerów reklamowych celem ich zdjęcia. Wypowiadając te słowa uśmiechnął się, jednocześnie kręcąc głową z niedowierzania. 
Bartek Szmidt - autor 36 punktów

Rzeczywiście. To był mecz !!! Może i brzydki, bez polotu, ale za to pełen emocji. Górnicy ograli faworyzowany Śląsk, rewanżując się za pogrom we Wrocławiu 66:110. Warto jednak dodać, że biało-niebiescy byli o siwy włos trenera Pogorzelskiego od porażki. Porażki na własne życzenie - głupiej, wynikającej z ogromnego ciężaru psychologicznego.

Przenieśmy się do szóstej minuty ostatniej kwarty meczu by dobrze zrozumieć, gdzie narodziły się emocje w tym spotkaniu, które później niejako zmusiły pana Ryszarda do gloryfikacji tego widowiska:

Jest 81:68 dla Górnika. Czwarty faul łapie lider zespołu Bartek Szmidt, który w samej pierwszej kwarcie z 16 punktów biało-niebieskich zdobył ... 15. Kibicowski wzrok automatycznie skierował się w stronę naszej ławki, gdzie czekaliśmy na reakcję trenera.Cóż... nie doczekaliśmy się.

Czwarty faul najlepszego strzelca + 13 punktów przewagi + sześć minut do końca meczu = zmiana ! To proste równanie nie znalazło racji bytu w biało-niebieskim obozie. Stuprocentowa negacja stosowana w kierunku jakiejkolwiek reakcji przybrała postać trenera Pogorzelskiego opartego o filar, podtrzymujący konstrukcję dachu hali. Szmidt pozostał na parkiecie z czterema faulami, a ja dziś, ponad 24 h od końca tego meczu dochodzę do wniosku, że nasz coach o czwartym przewinieniu Bartka chyba nawet nie wiedział.

Jest 85:78 dla Górnika. 1:22 do końca meczu. Szmidt "łapie" piąty faul i opuszcza parkiet. Nasz środkowy, pochodzący z Boguszowa-Gorc zakończył mecz z 36 "oczkami", co akurat sensacją nie jest (Szmidt to najlepszy strzelec ligi ze śr.35 pkt/mecz oraz członek kadry wojewódzkiej rok starszego rocznika 1997). Zaraz po zejściu Bartka w naszą grę wkradł się... armagedon. Totalna zagłada. Przestaliśmy na boisku bronić, myśleć, trafiać i co tam jeszcze trzeba by zostawić po sobie jako takie wrażenie. 

W mik na tablicy świetlnej zrobiło się 85:84. 54 sekundy do końca i Śląsk ma jeden rzut wolny. Przygnieceni ogromną presją wyniku i chęcią zwycięstwa nasi ledwie niespełna 14-letni gracze pogubili się kompletnie.Górnicy zagrali pierwszy raz pod presją, pierwszy raz przy dopingu kibiców. Lekcję z kontroli presji przeszedł również coach Pogorzelski, który zbyt długo ospale opierał się o filar. O czas nasz szkoleniowiec poprosił dopiero w tym momencie - co najmniej dwie akcje za późno. Z letargu trenera wybudzili kibice, głośno domagając się przerwania gry.

Zwycięstwo udało się dowieźć do końca, chociaż faulowani kolejno Dawid Kwiatkowski, Dominik Ziemski i Jakub Grabka trafili łącznie tylko jeden z sześciu wykonywanych rzutów wolnych. Okazało się, że lekcji z kontroli presji nie opanowali również wrocławianie, którzy w najważniejszej dla nich akcji w końcówce podali w trybuny.
 
I wiecie co ? Ciekawy jestem jednego: czy trener Pogorzelski wiedział o tym, że dwóch naszych koszykarzy, wspomniany Ziemski i Dawid Dabic, przed meczem na rozgrzewce skoczyli sobie do gardeł, a rozdzielać ich musiał Szmidt. Zakładam, że nie wiedział. Bo gdyby wiedział, czy wystawiłby ich w jednym zestawieniu od pierwszej minuty drugiej kwarty ?

czwartek, 19 stycznia 2012

Młodzicy na start

MŁODZICY: Górnik Wałbrzych (10-3) - Śląsk Wrocław (11-2), sobota, pl. Teatralny, godz. 15

Raz, dwa, trzy. Policzyłem właśnie na palcach liczbę porażek młodzików Górnika Wałbrzych w sezonie 2011/12. By tego dokonać, wystarczyło mi zaledwie jednej dłoni. Nasi przegrali jedynie trzy razy w trzynastu meczach, co daje trzecią pozycję w tabeli (dużo trójek !!!) grupy A. dolnośląsko-lubuskiej ligi rocznika 1998 i młodszych. W najbliższą sobotę biało-niebieskich czeka nie lada test - do Wałbrzycha przyjeżdża wicelider z Wrocławia.

Nie chodzi tu o wszechmocne WKK, które - śmiało można to stwierdzić - może poszczycić się najlepszym szkoleniem młodzieży w kraju. Do naszego miasta zawita WKS Śląsk - marka, której nikomu nie trzeba przedstawiać, ale której szkolenie jest na poziomie, powiedzmy, przyzwoitym.

Wałbrzyszanie stają przed arcytrudnym zadaniem. Stwierdzenie "z motyką na słońce" nie jest może zbyt adekwatne, ale we Wrocławiu podopieczni Tadeusza Pogorzelskiego przegrali aż 66:110.

Motorem napędowym Górnika jest rzecz jasna ostatnio kontuzjowany Bartek Szmidt, który jest najlepszym strzelcem ligi ze śr. 35 pkt/mecz. Nie wiem czy Bartek zagra w sobotę, ale i bez niego może być ciekawie... jeżeli tylko dopiszą kibice. 

Nasi młodzicy jeszcze nigdy nie grali przy ogłuszającym dopingu kibiców, co wcale nie oznacza, że tego dopingu nie potrzebowali lub też na niego nie zasłużyli. Wałbrzyscy niespełna 14-latkowie to obecnie najlepiej radząca sobie w swojej lidze ekipa spod znaku górniczego młota. Miło byłoby jeszcze raz zademonstrować drużynie ze stolicy Dolnego Śląska, że jest sobie takie miasto jak Wałbrzych, gdzie kibice wspierają dopingiem nie tylko seniorów.

O tym, jak wiele do gry wnosi szósty kibicowski gracz pokazał nie tylko ostatni mecz trzecioligowego KSG z Siechnicami. Najlepszy chyba tego przykład oglądaliśmy w ubiegłym sezonie, gdy nasi młodzicy (obecni kadeci) bardzo pechowo przegrali z WKK Wrocław (późniejszym Mistrzem Polski) jednym punktem po dogrywce, a biało-niebieskich rzutem za trzy, doprowadzającym do dogrywki pogrążył wtedy Michał Kapa. We Wrocławiu zespół Wojciecha Krzykały przegrał gładko różnicą ponad dwudziestu punktów, u siebie groźnemu rywalowi stawił bardzo dzielny opór. Dostrzegacie różnicę ?

niedziela, 15 stycznia 2012

Magia "Teatralnej" czy efekt ciężkiej pracy ?

Górnik Wałbrzych - KKS Siechnice 84:82

Rok 2012 (podobnie jak dwa poprzednie) należy do Facebooka. Popularny serwis społecznościowy stał się medium, zapewniającym upust emocjom, przekaźnikiem dla myśli, nadziei, założeń, opinii. Facebook to dziś wielka siła, a czasem - wręcz prorocza.

Przed meczem z liderem z Siechnic nie brakowało komentarzy związanych z samym meczem. I tak oto prorokowali górnicy:

Kacper WieczorekTo będzie pierwsza , ale nie ostatnia niespodzianka !
Prezes Andrzej Murzacz: Zagramy o zwycięstwo

Czyżby wiedzieli coś, o czym my - kibice, zwykli zjadacze chleba - nie mieliśmy pojęcia ? 

Trudno ubrać w słowa to, co wydarzyło się sobotniego popołudnia w hali przy pl. Teatralnym. Przed meczem nie mogliśmy mieć wielu powodów do radości - graliśmy z liderem, a nasza rotacja ponownie miała być ograniczona.

W pierwszej połowie nasi - co stało się tradycją od kilku spotkań - nawiązywali równorzędną walkę z rywalem. Zespół z Siechnic nie przypominał lidera. Duża w tym zasługa biało-niebieskich. Rozgrywający gości, Łukasz "szybszy od wiatru" Bartnicki, został pieczołowicie pilnowany najpierw przez Pawła Maryniaka, a potem - by zachować intensywność obrony - przez Sebastiana Narnickiego. Bartnicki nie mógł robić tego, co wychodzi mu najlepiej, czyli mijać pierwszego obrońcę i z całą swoją szybkością "wbijać się" pod kosz. Wielka w tym zasługa naszej ruchliwej obrony, która zacieśniała strefę podkoszową. 

Z obawą i drżącymi członkami czekaliśmy na start trzeciej kwarty, w której górnicy często tracili dystans do rywali. Tym razem, podobnie jak w spotkaniu w Kątach Wrocławskich, wytrzymaliśmy opór siechniczan (wrocławian ?), których do boju prowadził nie kto inny jak Bartnicki - tym razem trafiający z dystansu i unikający wejść pod kosz, gdzie raz po raz blokami karcił go Adrian Stochmiałek.

Gdy udało się przetrzymać ofensywę wroga, należało uderzyć. Na cztery minuty przed końcem przy stanie 75:71 dla Górnika, za trzy rzucał najmłodszy w naszym zespole Szymon Jaskólski (tak, tak ten wysoki blondyn z numerem 8 na koszulce). W głowach kibiców (nie tylko mojej) zaczęły świszczeć czarne myśli ("Zła decyzja Jaskóła ! Zła decyzja ! Nie rzucaj !"). Gdy piłka wkręciła się do obręczy, cała hala wybuchła zgranym okrzykiem ekscytacji. Wszyscy kibice byli w szoku, a najbardziej chyba sam Jaskólski. 

Urodzony w 1995 roku "Jaskóła" to najciekawsza historia tego meczu. Od kilku spotkań zaskakiwał swoją przydatnością na poziomie trzecioligowym, a mecz z Siechnicami był prawdopodobnie najlepszym w jego krótkiej karierze. Nie ustrzegł się błędów, zaliczył kilka prostych strat, ale jego rola w pokonaniu lidera jest niepodważalna. Obok przełomowej "trójki" dorzucił kilka bloków oraz świetne dwa wejścia pod kosz, zakończone zdobyciem punktów, pomimo asyst rywali. 


Przy opisie tego spotkania nie wolno pominąć roli kibiców, a raczej K I B I C Ó W. Ostatnie minuty meczu naprawdę nasi grali w 6 na 5, a może nawet w 550 na 5. Rozgrzani do czerwoności członkowie Klubu Kibica ogłuszającym dopingiem poderwali z siedzisk resztę widzów. Piękny obrazek, który zapada w pamięć na długo. Calutka hala - jak jeden mąż - stanęła murem za Górnikiem. Strach, który zagościł na siechnicko-wrocławskich twarzach, to najlepszy komentarz do tego, co działo się na "Teatralnej". Który to już raz specyfika wałbrzyskiej publiczności zmiotła z parkietu górniczych przeciwników.

No właśnie - sensacyjną wygraną z liderem powinniśmy zawdzięczać magii staruszki po liftingu, jaką jest "Teatralna" czy może wielkiemu progresowi jaki dokonali biało-niebiescy na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy ? 

Fascynująco ogląda się w akcji zespół, który z ligowego pośmiewiska, przegrywającego mecze 50-60 pkt, stał się równorzędnym rywalem dla najlepszych w lidze. Uwielbiam obserwować rozwój biało-niebieskiej ekipy. Co więc napędza tak szybki postęp ? Bez wątpienia obrona. Już miesiąc temu, gdy nasi grali z WSTK Wschowa, widzieliśmy preludium nowych pomysłów w obronie. Wtedy nie przyniosły jeszcze wymiernych efektów. W następnym meczu, w Kątach Wrocławskich, od ogrania wyżej notowanej ekipy byliśmy już o włos. Siechnice ograliśmy głównie dzięki poprawie defensywy - podwajanie i potrajanie na wysokości linii środkowej boiska, dobra komunikacja w przekazywaniu krycia, czy zagęszczanie strefy podkoszowej w momencie, gdy znalazła się tam piłka to recepta na ogrywanie rywali. Nie tylko tych z Siechnic. 

Sobotni mecz okazał się z wielu powodów dziewiczy. Swój pierwszy raz zaliczył nowiuśki kibicowski bęben, pierwszy raz w przerwie pojawiły się cheerleaderki (fajne stroje rodem z amerykańskiego High Schoola !). Pierwszy raz wałbrzyszanie zagrali też w biało-niebieskiej hali (literalnie !), która została potajemnie przemalowana. Wreszcie - Górnik Wałbrzych wygrał po raz pierwszy u siebie od lutego 2011. Zegar odmierzający czas od ostatniej wygranej (jeszcze w I lidze) został potraktowany młotkiem przez coacha Chlebdę i jego chłopaków. Cyk, cyk, cyk....boom !!!

Po ostatnim gwizdku sędziego w hali zrobiło się filmowo - kibice wybiegli na parkiet, a radość przypominała bardziej Mistrzostwo Europy lub Świata, a nie pierwszą wygraną we własnej hali. Objęć i uścisków dłoni nie było końca. 
wszyscy wstali - pomagali

Co ciekawe, ogromna liczba kibiców w hali to dowód, że idzie ku dobremu. Biało-Niebiescy nie mogli wybrać lepszego momentu na odrodzenie. Następne spotkanie to wielkie derby z KK Wałbrzych. W pierwszej rundzie inny Górnik przegrał z KK różnicą 50 pkt. Warto jednak dodać, że te same KK nie dało rady Siechnicom...

A co po meczu powiedział nam górniczy Facebook ?

Kacper Wieczorek: Piękne zwycięstwo. Brawo kibice :)
Paweł Maryniak: Coś pięknego !!!! Wygrana !
Mateusz Ciuruś: Dla takich chwil się żyjee :) !
Hubert Murzacz: Wygrana z Siechnicami ! Dzięki za doping !
Sebastian Narnicki: Kibice Górnika to najlepsza ekipa :) Dzięki za doping :D

A co na to wszystko Krzysiek z Klubu Kibica ?
- Z tej mąki będzie chleb.
Trudno się z nim nie zgodzić.

czwartek, 12 stycznia 2012

WOŚP + zapowiedź


Jak to mawia Jurek Owsiak: "Siema !"

Kojarzycie ten produkt z tegorocznej aukcji wałbrzyskiej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ? Nabywca gortatowej koszulki przekazał na cele akcji 300 zł. Nie było by w tym nic ciekawego, gdyby nie fakt, że szczęśliwym posiadaczem ciuchowego gadżetu został... mój brat (nadal nie ma w tym nic ciekawego ? Sorry).

 Górnik Wałbrzych (2-8) - KKS Siechnice (9-2)  - sobota, 14.01, godz. 17, pl. Teatralny

W sobotę gramy z Siechnicami na "Teatralnej" o 17. Koszykarze z malutkiej podwrocławskiej miejscowości robią furorę, bo mało kto się spodziewał zobaczyć ten zespół na szczycie. Nasz sobotni rywal zaskakuje szczególnie mnie, bo to w Siechnicach byliśmy najbliżej zwycięstwa, biorąc pod uwagę wszystkie porażki. Teraz napiszę coś zaskakującego: możemy ten mecz wygrać, bo KKS szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylał w końcówkach, lub zwyciężał bez fajerwerków: pięcioma, sześcioma, ośmioma punktami (z małymi wyjątkami). 

Pamiętajmy jednak o problemach naszego zespołu: wciąż krótka ławka sprawia, że w końcówkach brakuje nam gazu. Piątka Stochmiałek, Wieczorek, Narnicki, Murzacz i Maryniak ponownie musi zagrać na wysokich obrotach (tak jak to miało miejsce w Kątach Wrocławskich) by wyszło z tego coś sensownego. Rotacja wśród rezerwowych zaczyna się i właściwie kończy na najmłodszym w zespole Szymonie Jaskólskim - cała reszta zalicza epizody, a po odejściu Szymona Łozowickiego pole manewru jeszcze bardziej się skróciło. 

Przed meczem pojawi się prawdopodobnie i kibicowska puszka i gazetka/program meczowy "Górnicy". Obecnie jestem we Wrocławiu, gdzie zaliczam prace i zdaje (oby !) egzaminy, co może wpłynąć na niską jakość gazetki (oby nie !). Od razu zaznaczam, że skład meczowy podany w gazetce może być nieaktualny, bo decyzja o tym, kto zagra w sobotę pada w ostatniej chwili - już po zamknięciu numeru gazetki (jak to dumnie brzmi !).

To by było na tyle. Do soboty !!!!!!

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Podsumowania

Przypominam, że oprócz seniorów Górnika na parkiet wybiegają także zespoły młodzieżowe. Chłopaki wiele zdrowia wkładają w ten sport i tak samo identyfikują się z biało-niebieskimi barwami (a może nawet bardziej) niż seniorzy. Dlatego też, ich boiskowe poczynania zasługują na uwagę kibiców. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie Górnik to Górnik - wiek zawodników nie ma tu większego znaczenia. Po macoszemu traktuję jedynie zespół minikoszykówki, bo wiem o nim tyle, co nic, a sam człon "mini" nie bardzo zachęca mnie do bliższego poznania tej ekipy. Poza tym minikoszykówka różni się trochę od tej normalnej koszykówki, którą uprawiają wszyscy górnicy od młodzików do seniorów.

Po pierwszej części rozgrywek podsumowałem statystycznie dokonania naszych młodzików, kadetów i juniorów. Info te pojawiło się na stronie kibiców www.gornik.walbrzych.pl, ale w chwili obecnej zaginęło gdzieś w gąszczu wiadomości. Stąd moje przypomnienie:


MŁODZICY

KADECI

JUNIORZY

niedziela, 8 stycznia 2012

Gloria Vicitis, czyli nie rozstawieni po kątach (wrocławskich)

Maximus Polkąty Kąty Wrocławskie - Górnik Wałbrzych 84:81

35 dni minęło od ostatniego wyjścia biało-niebieskich na trzecioligowy parkiet. Nasi grali wtedy z WSTK Wschowa, a my żyliśmy w innej rzeczywistości. W ciągu tych 35 dni zmieniliśmy kalendarze, a światem wstrząsnęły takie wydarzenia jak śmierć ojca czeskiego narodu Vaclava Havla, zgon pana i władcy - imperatora Kim Dzong-Ila, czy zbrojenia atomowe Iranu, stawiające zachodnią część ziemi na baczność. Sporo zmieniło się także w grze wałbrzyszan. Zmieniło się na lepsze.

Kąty Wrocławskie - oddalona o 22 km od Wrocławia miejscowość z 5 tys mieszkańców, jednorodzinnymi domami schludnie przedzielonymi blokami z XXI wieku, skromnym acz zabytkowym centrum i halą sportową jakiej Wałbrzych nie widział (ale ma się to niedługo podobno zmienić). 

Nie wiem jak was, ale mnie bardzo dotknęła porażka z Maximusem w Wałbrzychu. Całkiem szczerze - nie spodziewałem się nadejścia czasów, w których mój ukochany zespół będzie wysoko przegrywał z ekipą reprezentującą miasto, które kojarzyło się nam wyłącznie z nieprzyjemnym zapachem dobiegającym z miejscowej fabryki (czuliśmy go zawsze przejeżdżając przez Kąty pociągiem - na szczęście te czasy minęły, a ten komu zawdzięczamy pozbycie się odoru mówię w imieniu wszystkich podróżnych serdeczne "Dziękuję").

Do rzeczy. Wałbrzyszanie przyjechali do zalanych kroplami deszczu Kątów w okrojonym składzie. Zabrakło Dawida Wrony, Szymona Łozowickiego i Adama Adranowicza. Dość powiedzieć, że z dziesięciu graczy wpisanych do protokołu zagrało ledwie siedmiu - w tym dwóch niespełna 17-latków, którzy na świat przyszli w roku, w którym autor tego bloga niewinnie skakał po przedszkolu na piłeczce z wymionami (to były czasy !). Pierwsza piątka pozostała bez zmian: Stochmiałek, Wieczorek, Murzacz, Narnicki, Maryniak to zestaw dobrze nam znany. 

Pierwsza połowa spotkania przypominała mi tą z Siechnic - graliśmy skutecznie, bez kompleksów, z werwą, iskrą itd. Swoją robotę pod koszem (i na półdystansie !) wykonywał Stochmiałek, skuteczny był Wieczorek, a Murzacz słabszy początek meczu okrasił dobrą drugą połową i celnymi rzutami wolnymi, poprawiając tym samym jeden z elementów, z którym miał problemy jeszcze przed rokiem. Gdy do przerwy prowadziliśmy 42:29 nie byłem jeszcze myślami przy domowym stole opijając wygraną z lampką szampana (względnie wina podarowanego mi od chińskiej znajomej) w dłoni. Byłem przekonany, że trzecie kwarta zweryfikuje jakość naszego zespołu. Gdy Maximus przypuścił zmasowany atak na nasze jednostki, nasi nie pękali, broniąc zaciekle wyniku jak polscy żołnierze niepodległości na Westerplatte. 

Długi okres "trzymania" wyniku trwał aż do połowy czwartej kwarty, kiedy to zmęczeni krwawą walką na parkiecie pozwoliliśmy gospodarzom przejąć inicjatywę. Nie obyło się bez ofiar. Paweł Maryniak dosłownie i w przenośni wyzionął ducha za linią końcową, gdy skurcz gonił skurcz, a nasz dzielny wojownik wił się z bólu ku naszemu kibicowskiemu przerażeniu.

Stawiali opór długo. Co prawda skończyli jak
żołnierze pod Westerplatte oraz jak 300 Spartan  pod Termopilami, ale swądu wstydu nasi po sobie absolutnie nie zostawili. W grze górników widać progres, a wstawki obrony na całym boisku są jak relaksujący powiew świeżości. Biało-Niebiescy grali agresywnie, mądrze i skutecznie. W końcówce zabrakło - jak zwykle - zabójczej mieszanki energii i fizyczności.

Chwała zwyciężonym - Gloria Victis panowie !

O meczu przeczytasz też na www.gornik.walbrzych.pl

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Maryna w erze postępu

Przerwa w rozgrywkach trwa. Ale już niedługo - za kilka dni wyjazdowa potyczka Górnika w Kątach Wrocławskich. Korzystając z przerwy noworocznej zadałem sobie pytanie: Co jest najciekawszą, biało-niebieską historią tego sezonu ?

Najciekawszą historią tego sezonu jest nie wejście smoka (później ranionego kontuzją) Adama Adranowicza, nie dominacja parkietowa Adriana "Arniego" Stochmiałka, czy zakup nowiuśkiego naciągu do kibicowskiego bębna (dobra, żartowałem). Najbardziej interesującą opowieścią tego sezonu jest postęp jaki poczynił Paweł "Maryna" Maryniak.


Nasz podstawowy rozgrywający zalicza właśnie dziewiczy sezon w zespole seniorów. W dziewięciu dotychczas rozegranych meczach nasz 18-latek notuje śr. 11,3 pkt. Na pierwszy rzut oka - żadna rewelacja. By zrozumieć postęp w grze "Maryny" trzeba cofnąć się w czasie do zeszłorocznych rozgrywek. 

Sezon 2010/11 Maryniak spędził w zespole juniorów, gdzie rozegrał 15 meczów, notując w meczu śr. 7,6 pkt. Dla porównania, Kacper Wieczorek jako junior w zeszłym sezonie w 17 spotkaniach notował przeciętnie 22,5 pkt, a w obecnym sezonie w 9 grach zalicza śr. 10,3 pkt w seniorach. Duży spadek w rubryce zdobywanych punktów u Kacpra wynika z konieczności zmiany stylu gry. "Wieczór"  musiał oddawać więcej rzutów z dystansu, a niezbyt imponujące na tym poziomie warunki fizyczne oraz  trudniejsi rywale pod koszem ograniczyli jego skuteczność w "pomalowanym".

Wracając do "Maryny" - Paweł jest rzadkim przykładem koszykarza, który bardziej dominuje w rozgrywkach seniorów niż w tych juniorskich. Zwykle przejście z rozgrywek z rówieśnikami na te ze starszymi, potężniejszymi, bardziej doświadczonymi graczami wiąże się ze zderzeniem ze ścianą. Maryniak natomiast wygląda lepiej, bo w swojej grze poprawił dwa elementy: ustabilizował formę oraz zaczął trafiać w stuprocentowych sytuacjach, z czym wcześniej bywało różnie. Przykład nierównej formy ? Ćwierćfinały mistrzostw Polski juniorów. Maryniak grał nierówno. W pierwszym meczu z Pyrą Poznań zdobył 13 pkt (6/12 za 2), w drugim zagrał jeszcze lepiej, bo MKS-owi Pruszków rzucił 20 pkt ( świetne 8/11 za 2, 4/4 za 1, 8 zb, 5 prz). Zniżka przyszła w meczu nr 3, gdzie w rywalizacji z Zastalem Zielona Góra nie zdobył punktów.

Pod koniec listopada, w wywiadzie z serii "Poznaj Górnika", zapytaliśmy "Marynę" o jego tegosezonowy progres:

Można odnieść wrażenie, że - paradoksalnie - dużo lepiej prezentujesz się w trzecioligowym Górniku, niż jeszcze przed rokiem w zespole juniorskim. Czy jesteś tego samego zdania? Z czego to może wynikać?
- Też jestem tego samego zdania. Nie wiem z czego to wynika, może z ciężkiej pracy włożonej na treningach...?

Dużym atutem naszego rozgrywającego jest szybkość oraz pewność w grze, której mu brakowało przed rokiem. Radzi sobie, grając na najbardziej odpowiedzialnej pozycji na boisku. Pamiętajmy jednak, że dojrzenie postępu nie może oznaczać spoczęcia na laurach (Maryniak musi popracować nad rzutem z dystansu).

Trener Chlebda musiał mieć przeczucie co do jego postępu, mianując "Marynę" na początku sezonu kapitanem drużyny. Dopiero powrót do składu najstarszego w zespole Stochmiałka tytułu go pozbawił.

Opisywany postęp zaakcentowała "Panorama Wałbrzyska", gdzie Paweł znalazł swoje miejsce na szerokiej liście w kategorii "Sportowiec Wałbrzycha 2011".


niedziela, 1 stycznia 2012

Pierwsze urodziny bloga

Był 1 stycznia 2011 roku, gdy mgliste popołudnie (tak, tak popołudnie) zbudziło mnie z noworocznego snu. Nowy Rok 2011 powitałem na sylwestrowej "przytupajce" (jak tego typu imprezy nazywa mój współlokator) w podwałbrzyskim Witkowie. Wraz z nowym rokiem przyszły odważne postanowienia. Jednym z postanowień było założenie bloga. Sportowego bloga. Koszykarskiego bloga. Usiadłem przed ś.p. laptopem firmy HP, który zaledwie parę miesięcy później miał odmówić posłuszeństwa, w celu stworzenia tego, co istnieje do dziś - bloga "Górnicy". 

Co prawda blog powstał 1.01. 2011 (dużo jedynek - magiczna data !), ale pierwszy wpis miał miejsce dwa dni później. Dziś, gdy wracam pamięcią do tamtej notki, nie jestem dumny. Szalone, pełne grafomanii podsumowanie pierwszej rundy w wykonaniu naszego Górnika na parkietach I ligi było w wielu miejscach klasyczną "jazdą po bandzie". Tak wtedy widziałem ten blog - miał być prześmiewczy, oryginalny, szczery, a barwność opisów miała odwracać uwagę od wartości estetycznej. Jak pewnie zauważyliście, pomeczowe oceny dokonań poszczególnych zawodników zniknęły wraz ze spadkiem naszych do III ligi. Uwielbiałem te opisy, ale w półamatorskiej regionalnej lidze mija się to z celem. Po pierwsze - wnikliwe podsumowywanie występów naszej młodzieży traci sens, bo... to wciąż młodzież. Po drugie - wielu z tych graczy znam osobiście, co nie miało miejsca wcześniej i co sprawia ocenianie niezręcznym.

Inspirację do powstania mojej strony dostarczył TEN blog. Z czasem moja "twórczość" się zmieniała, a język stracił na ostrości. Jest to związane ze zmianami jakie dotknęły Górnika w przeciągu tego roku. Z pozycji pierwszoligowca stoczyliśmy się na trzecioligowe dno. Może to wina tego bloga ? (winę biorę na siebie) Wielka szkoda, że egzystencja tego mojego tworu przyszła w tak przykrym okresie dla biało-niebieskich. Z drugiej strony, nie zabrakło chwil glorii i chwały. Świetne Półfinały Mistrzostw Polski Młodzików w Wałbrzychu oraz ostatecznie czwarte miejsce tychże biało-niebieskich 14-latków w skali kraju to wielki sukces 2011 roku w górniczej koszykówce. O młodzikach nie zapomniał też rzecz jasna ten blog. Mało tego, opisy półfinałowych pojedynków podopiecznych Wojciecha Krzykały przyniosły rekord otworzeń mojej witryny (335 !).

Wraz ze zmianą prezentowania treści, zmieniała się forma. Najstarsi "górnicy" pamiętają jak ta strona wyglądała na początku. Czarne tło, białe i błękitne (sic!) napisy. Tamtą anty-symbiozę kolorystyczną zwalam na barki sylwestrowego oszołomienia (pamiętam skargi koleżanki z roku, która skarżyła się na białe napisy na czarnym tle - wtedy te narzekania wydały mi się bezpodstawne). Po czarno-biało-błękitnej oprawie przyszła ta właściwa, biało-niebieska forma. Górnik Wałbrzych od zawsze był biało-niebieski i taki też musiał być ten blog ("biało-niebieska wizja lokalnej koszykówki" w nazwie do czegoś zobowiązuje !). Górniczy szalik na stronie tytularnej został zmieniony w nędzą grafikę mojej produkcji. Dopiero kilka tygodni temu strona zyskała na jakości dzięki świetnej grafice w wykonaniu Tomsona (jeszcze raz dzięki !) - grafice, którą możecie podziwiać do dziś.

 Oto jak wyglądało "logo" bloga na stronie tytularnej (kolejność chronoligczna):







To by było na tyle. W nowym, 2012 roku sobie nieskromnie życzę wytrwałości w tworzeniu bloga "Górnicy", a wam (i znowu sobie) życzę wielkich koszykarskich emocji, dostarczanych przez naszych koszykarzy - i tych małych, i tych dużych. Bo o to w tym wszystkim chyba chodzi. O emocje, wspomnienia, drżenie strun głosowych i palpitację serca w ostatnich sekundach meczu. A to, że nasi nie wygrali meczu u siebie do lutego 2011 to tylko mało istotny element opowieści, prawda ?

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2012 !!!!!!!!!!!!!!