Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 29 października 2012

W pieczarze wroga



Spartakus Jelenia Góra (4-1) – Górnik Wałbrzych (0-4) 70:59

Przegrywając czwarty mecz z rzędu w rozgrywkach, biało-niebiescy stracili szansę na wygrzebanie się z ruchomych piasków, ciągnących naszych w dół. No właśnie? Czy da się niżej „zejść”? Chyba już nie. Zamykamy tabelę w najniższej klasie rozgrywkowej w kraju, rzucając w obu ostatnich meczach jedynie po 59 pkt (!!!!!!). Kibice już z widłami i pochodniami w dłoniach ścigają trenera Chlebdę, myląc go z zielonym ogrem, którego to najlepiej skrócić o głowę. Nie byłem na meczu Jeleniej Górze z czego akurat się cieszę, bo do każdego spotkania wałbrzyszan podchodzę bardzo emocjonalnie. Już po pojedynku z Siechnicami chowałem głowę w dłoniach, będąc blisko łez. Nie wiem czy wytrzymałbym kolejne upokorzenie. Bo porażkę z zespołem złożonym z panów z brzuszkami i w dodatku bez kibiców trzeba nazwać upkorzeniem.

Ale dziś nie o tym.

Studiując we Wrocławiu mam możliwość zaglądania do pieczary naszego największego wroga. Korzystam z niebywałej możliwości szpiegowania rywala oraz podglądania organizacji zespołu pierwszoligowego Śląska. Spotkanie WKS-u dało mi też okazję do pewnych przemyśleń.

Ale od początku.

W niedzielę Śląsk Wrocław pokonał (zmiażdżył) SKK Siedlce 84:35 !!! (tak, 35). Siedlczanom nie pomógł doskonale znany w Wałbrzychu Adrian Czerwonka (to ten pan, który był jednym z głównych autorów naszego awansu do ekstraklasy w 2007 roku, to on fruwał wtedy nad obręczami, wprawiając kibiców w zachwyt). W ogóle zespół z Siedlec to nie byle ogryzki, bo w składzie znajduje się parę nazwisk doskonale znanych w polskim światku koszykarskim (Basiński, Kulikowski, Chodkiewicz). Napakowany graczami z doświadczeniem ekstraklasowym Śląsk rozniósł rywala, pomimo że w spotkaniu nie wystąpił lider wrocławian Paweł Kikowski.

Poniżej punkty Czerwonki oraz występ Cheerleaders Wrocław w przerwie pomiędzy pierwszą, a drugą kwartą.









Pieczara wrocławian, w regionie znana jako „Kosynierka”, była już na blogu opisywana. Przestarzała niczym nasza „Teatralna” (choć nieco większa) straszy pustymi siedziskami na meczach młodzieży. Co innego na pojedynkach pierwszoligowego Śląska, gdy wypełniona prezentuje się ciekawie, a sama trybuna (choć z niewygodnymi siedziskami) jest świetnie wyprofilowana, dając kibicom bardzo dobry widok na parkiet (piszę z perspektywy siedzenia na środku, w ósmym rzędzie). Na minus to numerowane miejsca na bilecie (rzadkość jak na I ligę), które i tak chyba nie miały znaczenia (moje miejsce z biletu było zajęte). Największa wada obiektu to jednak oczywiście przypominające o komunistycznym rodowodzie filary, podtrzymujące dach. Najbardziej imponuje rzecz jasna logo klubu na środku boiska oraz wielkie postery na ścianach, upamiętniające legendy klubu tj. m.in. Mirosława Łopatkę, Raimondsa Miglinieksa, Dariusza Zeliga, Adama Wójcika, Macieja Zielińskiego, Dominika Tomczyka, czy Lynna Greera i Joe McNaulla.

Parę zdjęć z meczu:




 
Sama organizacja meczu mogła się podobać. Kilkanaście cheerleaderek uprzyjemniało przerwy, a doping (śląskie przyśpiewki… bleee) zagrzewał koszykarzy do boju. Co ciekawe, liczba kibiców na meczu była porównywalna do liczby fanów na naszych meczach. Najbardziej szokująca jest jednak liczba kibiców w tzw. „młynie”, która nie przekracza 25-30 osób. Można więc śmiało założyć, że trzecioligowy Górnik kibicowsko pierwszoligowemu Śląskowi nie ustępuje. Poza tym wydaje mi się, że to biało-niebiescy sympatycy basketu są głośniejsi. Utwierdziłem się po raz kolejny w przekonaniu, że hasło „Wrocław Kocha Koszykówkę” jest nieco na wyrost.

A na koniec taka myśl porównująca obie ekipy, bo okazuje się że mamy z WKS-em więcej wspólnego niż nam się wydaje. Obie ekipy grają bowiem w swoich ligach pod presją awansu. Obie drużyny mają wyjątkowo mocne składy jak na swoje ligi. Obie przyciągają na mecze mnóstwo kibiców. Jaka jest różnica? Śląsk prowadzi w rozgrywkach I ligi, a my…. a my zamykamy tabelę III ligi, czekając już miesiąc na pierwszą wygraną w sezonie.


czwartek, 25 października 2012

Między Tarnobrzegiem, a Wałbrzychem, czyli między siarką, a węglem ? Niekoniecznie.

Od sezonu 2012/13 gramy pod nową oficjalną nazwą: Górnik Invest-Park Trans Wałbrzych. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, znalazło się wiele głosów sprzeciwu na sponsorską ingerencję w nazwę klubu. Są jednak w naszym kraju zespoły, których korzenie działacze wyrywali bez chwili zwątpienia.


Oglądając przed tygodniem ligowy mecz w TBL pomiędzy Jeziorem Tarnobrzeg a Turowem Zgorzelec przypomniały mi się moje rozmyślania dotyczące nazwy klubu z Tarnobrzegu. Co u licha stało się z członem "Siarka" ? Jeszcze przed rokiem oglądaliśmy w akcji Siarkę Jezioro Tarnobrzeg. Dziś w Tarnobrzegu "Siarka" to jedynie regularnie powtarzany przez fanów okrzyk. I nie chodzi tylko o ekipę koszykarską.

stare logo Siarki

Nowa nazwa (zespół gra jako Jezioro Tarnobrzeg, które do gry wystawia jednak spółka akcyjna KKS Siarka, dla porównania spółka ARKA wystawia do boju Asseco Prokom Gdynię)  zespołu z Podkarpacia nie dawała mi spokoju więc postanowiłem poszperać na jej temat w internecie. Nie wiem czy o tym wiecie, ale kopalnie siarki zostają w mieście stopniowo zasypywane, a wielkie wyrobisko po siarce wypełniono wodą z Wisły, nad którą leży Tarnobrzeg. W takim oto procesie, trwającym raptem 15 lat, w 2010 roku powstało sztuczne Jezioro Tarnobrzeskie, a przy nim plaża. Kopalnie siarki zamykano z powodu ich nierentowności, a w ich miejsce powstała specjalna strefa ekonomiczna (skąd my to znamy hmm ?) oraz wspomniane jezioro.

Ok, ale co ma jezioro do historycznej nazwy koszykarskiego klubu !? Jako, że miasto Tarnobrzeg jest głównym źródłem pieniędzy wpływających do klubu, działacze nie mieli wiele do powiedzenia na temat kształtu koszykówki w mieście. W ratuszu najwyraźniej powiedziano: "Płacimy, więc wymagamy". 

Wymagania włodarzy Tarnobrzega były jednak wygórowane. Wraz z awansem do ekstraklasy w 2010 roku jako KKS Siarka (historyczna ASK Siarka, która rywalizowała z naszym Górnikiem w ekstraklasie w latach 90. upadła w 2002. Wiem, bardzo to wszystko pokręcone) należało przekształcić zespół w spółkę akcyjną, co niestety wiąże się ze zmianą loga (pamiętacie ekstraklasowe logo Górnika z piłką do kosza zamiast górniczych młotów ?). I tak w Tarnobrzegu legendarne logo zastąpiono postacią bohatera insurekcji kościuszkowskiej Bartosza Głowackiego na tle płonącej piłki. Wybór dziwny, bo Głowacki z Tarnobrzegiem wcale nie był związany. W klubie tłumaczono swoją decyzję następująco:

Według Bogusława Jarka wybór postaci Bartosza Głowackiego był prosty. – Nie chcieliśmy po raz kolejny umieszczać w logo herbu Tarnobrzega, chcieliśmy wprowadzić coś nowego. Choć Bartosz Głowacki nie był bezpośrednio związany z Tarnobrzegiem, to jego pomnik, jest znany i rozpoznawany przez każdego mieszkańca naszego miasta –tłumaczy dla NW24 – Propozycji było kilka, ta wydała nam się najlepsza – dodał. (źródło nadwisla24.pl)


nowe logo


O ile osobiście nie mam absolutnie nic przeciwko odświeżaniom logotypów (wiem, jestem odosobniony w tej teorii), to obdarcie zespołu z jego historycznych bar jest decyzją wielce kontrowersyjną. W Tarnobrzegu nie ma już drużyny w kolorach zielonym, żółtym i czarnym. W ich miejsce znalazł się biało-niebiesko-żółty twór. No bo przecież nikomu jezioro nie skojarzy się z kolorem czarnym... Mam wrażenie, że w tarnobrzeskim ratuszu posunęli się ciut za daleko, spalili o jeden most za dużo. Zapomniano o tradycji, traktując zespół koszykówki jedynie jako projekt marketingowy, promujący w całym kraju tarnobrzeskie jezioro. Trzeba przyznać, że skutecznie, czego efektem ten wpis...

Dlatego też nowa nazwa naszego zespołu powinna być przyjęta ze zrozumieniem -  wciąż mamy w niej człon "Górnik", choć z kopalń węgla w naszym mieście zostało tyle, co w Tarnobrzegu z kopalń siarki. A jeżeli myślicie, że u nas to niemożliwe by człon "Górnik" zniknął z nazwy wałbrzyskiej drużyny, odsyłam was do kart historii, gdy to 18 lat temu kibice w hali OSiR-u gromadzili się na meczach... Śnieżki Aspro Świebodzice.

niedziela, 21 października 2012

Kwas, gorycz, spuszczone głowy i nerwowe okrzyki

Górnik Wałbrzych (0-3) - KKS Siechnice (2-2) 59:64


Długo zastanawiałem się co napisać po takim meczu. Po końcowej syrenie usiadłem na siedzisku, chowając głowę w dłoniach. Nie wierzyłem w to, co się stało. Po frustrującym widowisku, powodującym u kibiców niebezpieczny wzrost ciśnienia oraz poszerzenie znajomości kolorowych, nie do końca poprawnych politycznie epitetów, Górnicy wciąż pozostają bez zwycięstwa.

Górnik-Siechnice, zdj. walbrzych24.com


W poprzednim wpisie stawiałem sobie pytania, na które w trakcie meczu z Siechnicami szukałem odpowiedzi:

1. Czy trener Chlebda postawi na szerszą rotację składem, dając szansę młodszym graczom ?

Z górniczej młodzieży, która w zeszłym sezonie sprawiała kibicom wielką radość ostał się w rotacji jedynie Hubert Murzacz. Nasz 18-latek zagrał niezły mecz, a w samej końcówce bardzo ambitnie powalczył o piłkę, która ostatecznie po opuszczeniu boiska trafiła do rywali. Szkoda dwóch pudeł z linii rzutów wolnych w ważnym momencie czwartej kwarty. Element ten szwankował z resztą u wszystkich koszykarzy biało-niebieskich. Sebastian Narnicki zagrał ogony, a szkoda bo dał niezłą zmianę. Cały mecz na ławce przesiedział wywoływany przez fanów na boisko Kacper Wieczorek. Sfrustrowani grą zespołu, pełni negatywnych emocji kibice skandowali "Wpuśćcie młodych !"

2. Jak będzie wyglądać powrót biało-niebieskich do obrony, a raczej czy będzie szybszy niż ostatnio ?

Był szybszy, ale tym razem nie trafialiśmy spod kosza, czy z "osobistych". Rywale punktowali nas celnymi rzutami zza łuku oraz klasowymi zagraniami podkoszowych: tu brylowali Wojciech Suprun oraz były gracz drugoligowego WKK Wrocvław Piotr Bawolski.

3. Kto zatrzyma niezwykle szybkiego i niewygodnego dla obrony rozgrywającego Siechnic, Łukasza Bartnickiego ? 

Siechnice zagrały bardziej poukładany basket. Goście od początku wiedzieli, że to zwrotny i szybki Bartnicki jest rozgrywającym, odpowiadającym za zagrywki i dowodzenie zespołem. W Górniku na zmianę rozgrywali Murzacz, Myślak i Buczyniak. W oczy rzucił się brak podziału ról na boisku i chaos w ataku.

4. Kto wesprze w ataku niezawodnego kapitana Górnika Adriana Stochmiałka ?

Tym razem nasz kapitan nie miał łatwego życia. Bawolski i Suprun zaopiekowali się Arnim, który nie tylko był mało aktywny w ataku, ale także nie dał sygnału do uderzenia, co było normą chociażby w meczu ze Śląskiem.

5. Czy kolana Łukasza Grzywy wytrzymają ? 

Chyba nie wytrzymały, bo Łukasz - po dobrym meczu w Kątach - tym razem zagrał epizod, nie potrafiąc zatrzymać niższych, ale bardziej zwrotnych podkoszowych gości.

6. Czy świetny strzelec z dystansu jakim jest Sławek Buczyniak (magiczne 49 % skuteczności zza łuku w poprzednim sezonie w II lidze !) dostanie więcej miejsca by rzucać ? 

Odpowiedź na to pytanie jest bajecznie proste. Nie, Sławek nie mógł liczyć na kolegów z zespołu. Przykro o tym pisać, ale Buczyniak wielokrotnie uderzał głową w mur, próbując na siłę przedzierać się przez gąszcz obrońców Siechnic. Naszemu zawodnikowi brakowało wsparcia, a przykładem potwierdzającym tą tezę niech będzie decydująca o wyniku meczu akcja: przegrywamy 59:62, do końca ledwie 6 sekund, piłka trafia do Buczyniaka, który tradycyjnie musi rzucać przez ręce rywali. Brak przestrzeni życiowej dla Sławka "udusił" ten mecz.

7.  I wreszcie. Czy uda się ponownie zapełnić po brzegi halę pomimo dwóch początkowych porażek ? 

Udało się, choć wcześniejsze porażki spowodowały nieco mniejszą frekwencję niż na meczu ze Śląskiem. Najwierniejsi na pewno nie zostawią biało-niebieskich samych sobie. Co z resztą ? Trudno powiedzieć, ale tylko 59 zdobytych punktów we własnej hali raczej nie sprawi, że fanów przybędzie. Z drużyną koszykówki jest jak z produktem spożywczym - jeżeli nam nie smakuje, jeżeli czujemy gorycz, niestrawność lub kwas, z takiego produktu rezygnujemy. Mecz z Siechnicami niestety przypominał zajadanie się przestarzałą bułką na  kwaśnym mleku. Zero przyjemności, pozostaje frustracja.

Po meczu rozmawialiśmy ze Sławkiem Buczyniakiem.trenerem Chlebdą oraz wyjątkowo przybitymi Mateuszem Myślakiem i Michałem Borzemskim.

Buczyniak poświęcił nam mnóstwo czasu. Pokazał wielką klasę podchodząc do kibiców i ze zrozumieniem wysłuchując wszystkich pretensji i zarzutów. Sławek przyznał, że nie dziwi go nerwowość kibiców. Gdy fani pytali co się właściwie dzieje z zespołem, z czystą szczerością stwierdził, że nie ma pojęcia.

Trener Chlebda przypomniał jak trudnym zadaniem jest połączenie dwóch klubów, różnych systemów gry i kompletnie różnej mentalności zawodników. Nasz coach wyraził ubolewanie nad faktem łamania zagrywek przez nasz zespół, co często kończyło się tragicznie. Trener jak i gracze są świadomi ogromnej presji, jaka na nich ciąży. Presji, która podejmowała boiskowe decyzje za górniczych koszykarzy.

W strasznym stanie po meczu byli Myślak i Borzemski. Usiedli w kurtkach na schodach przy hali, spuszczając głowy w geście przygnębienia.Obaj potwierdzili wersję Buczyniaka, nie mając pojęcia co się z tym zespołem dzieje. Jako zakręconym na punkcie koszykówki wałbrzyszanom bardzo zależy im by ciągnąć biało-niebieski wózek do przodu. Zwłaszcza Borzemskiemu, będącemu w biało-niebieskim klubie człowiekiem od wszystkiego: wiceprezesem, trenerem juniorów oraz graczem, a w wolnym czasie spikerem oraz człowiekiem odpowiedzialnym za ścieranie plam z parkietu. Obu tym trudniej przełknąć kolejną pigułkę porażki, mając świadomość wygrania tej ligi trzy razy z rzędu - jeszcze w barwach KK/ Górnika Nowe Miasto Wałbrzych. Borzemski wspominał mecze dawnego KK z Kątami Wrocławskimi, które zawsze udawało się pokonać nawet w osłabionym składzie.

Stojąc tak nad naszymi graczami żartowaliśmy o pomyśle wykupienia dzikiej karty w razie braku awansu sportowego. Myślak przyznał otwarcie, że z taką grą jaką obecnie prezentują Górnicy w tej II lidze nie byłoby czego szukać.

Niestety, Mateusz ma wiele racji.



czwartek, 18 października 2012

Kubły zimnej wody i pytania bez odpowiedzi

sobota, 20.10, godz. 18:  Górnik Wałbrzych (0-2) - KKS Siechnice (1-2)


Lodowate strumienie spłynęły na rozgrzane do czerwoności głowy. Początkowy szok związany z niską temperaturą polewanej wody zamienił się w całkiem przyjemne doznanie. Dwunastu rosłych facetów przeszło wyjątkowo chłodny powiew świeżości, pozwalający zapomnieć jeszcze nie tak dawno przeszywającym ich ciała żarze. Piekąca skóra nagle zaczęła drżeć z zimna. Pełna zmiana, 180 stopni.

Przed sobotnim meczem z Siechnicami nieprzypadkowo piszę o lodowatym strumieniach, bo sam Michał Borzemski - człowiek instytucja w Górniku - mówił o kubłach zimnej wody i potrzebie rehabilitacji za dwie niespodziewane porażki na otwarcie sezonu (więcej w programie meczowym rozdawanym przed sobotnim meczem). Sezonu, który ma nas doprowadzić do II ligi. 

Pojedynek z Siechnicami pokaże kibicom, czy dwie potężne dawki lodowatych strumieni wody zaaplikowanej z Wrocławia i Kątów Wrocławskich, przebudziły biało-niebieskich koszykarzy. Kibice wierzą, że woda wypłukała z naszych koszykarzy wszystkie toksyny sprawiające, że to rywale kończyli spotkania z tarczą. 

Sobotni mecz zapowiada się interesująco, bo kibice będą w stanie odpowiedzieć sobie na dręczące ich pytania tj. :

- Czy trener Chlebda postawi na szerszą rotację składem, dając szansę młodszym graczom ?
- Jak będzie wyglądać powrót biało-niebieskich do obrony, a raczej czy będzie szybszy niż ostatnio ?
- Kto zatrzyma niezwykle szybkiego i niewygodnego dla obrony rozgrywającego Siechnic, Łukasza Bartnickiego ? 
- Kto wesprze w ataku niezawodnego kapitana Górnika Adriana Stochmiałka ? 
- Czy kolana Łukasza Grzywy wytrzymają ? 
- Czy świetny strzelec z dystansu jakim jest Sławek Buczyniak (magiczne 49 % skuteczności zza łuku w poprzednim sezonie w II lidze !) dostanie więcej miejsca by rzucać ?
- I wreszcie ? Czy uda się ponownie zapełnić po brzegi halę pomimo dwóch początkowych porażek ? 

Sobota, 20.10, godz. 18, OSiR - obecność obowiązkowa. Czas by biało-niebiescy - zamiast niekończących się powodów do pytań, domysłów i oskarżeń - dali swoim fanom odpowiedzi.


niedziela, 14 października 2012

By ponownie oddychać pełną piersią

Maximus Kąty Wrocławskie - Górnik Wałbrzych 87:68

Niewiele można napisać po takim wyniku. Szok. Niedowierzanie. Dla nas, kibiców biało-niebieskich, wynik z Kątów Wrocławskich jest jak prosta matematyczna pomyłka w obliczeniu.Wynik wydaje się być - jak to mówił zawsze mój tata - wielkim "bykiem", czyli po prostu błędem.Nic z tych rzeczy. To się dzieje naprawdę. Nie ma mowy o pomyłce. Po dwóch kolejkach mamy bilans 0-2 - tak jak w zeszłym roku, z tym że i budżet i kadra każą oczekiwać czegoś więcej.

No właśnie - oczekiwania. Wydaje się, że nasza drużyna nie może po prostu złapać oddechu, egzystując w wyjątkowo ostatnio u nas gęstej kibicowskiej atmosferze. Nikt nie wyobrażał sobie takiego bilansu jeszcze miesiąc temu. O ile porażkę ze Śląskiem przyjęto jako wypadek przy pracy, o tyle klęskę w Kątach za owy wypadek przy pracy uważać już nie można.

Trudno jest nam, kibicom pisać co może być przyczyną porażek. Obserwujemy zespół jedynie z zewnątrz, w większości mamy co najwyżej przeciętne pojęcie o koszykówce. Naszym zadaniem jest wspierać zespół głośnym dopingiem, co nie mam wątpliwości nastąpi w najbliższym meczu u siebie. Jako kibice możemy też pozwolić sobie na porównania do zeszłego sezonu, na cofanie taśmy pamięci.

W zeszłym roku młody zespół Górnika przegrał w Kątach niezwykle pechowo 82:84. Chłopaki walczyli na całego, dawali z siebie wszystko, a Pawła Maryniaka niemal reanimowano za końcową linią boiska.Widziałem tamten mecz, dlatego też wiem na ile stać naszych wychowanków. Nie widziałem za to tegosezonowej porażki, dlatego nie zamierzam wróżyć z fusów i się wymądrzać.

Po drugiej porażce z rzędu jadu i frustracji ze strony kibiców nie powinno zabraknąć. Pojawią się zapewne odkrywcze teorie naprawcze, pozornie genialne rozwiązana taktyczne czy też bezcenne (a w rzeczywistości bezwartościowe) rady fanów biało-niebieskich, wysyłane do trenerów, działaczy i zawodników.

Nie popieram tego rodzaju publicznego fajdania własnego gniazda, ale nie zgodzę się z twierdzeniami, że nic się nie stało. A właśnie, że się stało. Przegraliśmy drugi mecz z rzędu, co mniej więcej oznacza brak wiedzy naszej drużyny, gdzie leży problem.

Kibice widzą problem w trzenerze Chlebdzie, inni w złej budowie kręgosłupa drużyny, jeszcze inni nie mają zielonego pojęcia jak ten mechanizm może zgrzytać.

Według mnie, powinniśmy dać czas drużynie odnaleźć siebie. Pozwolić jej wyciągać wnioski z błędów oraz krytyki. Im szybciej uda się im znaleźć przyczynę bałaganu w grze, tym lepiej. Kibicom pozostaje wierzyć, że już niebawem Górnik złapie drugi oddech, pozostaje wierzyć, że wałbrzyski klub zacznie oddychać pełną piersią.


poniedziałek, 8 października 2012

Koszykarska gorączka i pierwsza bolączka

Górnik Wałbrzych - Śląsk II Wrocław 84:87 po dogr.


Początki sezonu są trudne dla wszystkich. Trudne dla fanatycznych kibiców, którzy starają się wprowadzić nowe rozwiązania, co czasami - z powodu różnych drobnych niedopracowań - nie wychodzi. Niełatwo jest też oczywiście zawodnikom, grającym wreszcie mecz o stawkę.

Ostatni raz spotkanie o ligowe punkty w Wałbrzychu oglądaliśmy - uwaga - 7 marca, czyli równo siedem miesięcy temu. Był to mecz... derbowy pomiędzy Górnikiem a KK Wałbrzych. 

Dziś oba zespoły występują już razem pod jednym szyldem. Podzielone do tej pory środowisko koszykarskie zjednoczyło się, czego efektem były tłumy kibiców w OSiRze. Ostatni raz nadkomplet publiczności wypełniający siedziska, schody oraz pierwszy rząd balkonów oglądaliśmy w koszykarskim Wałbrzychu w 2007 roku - jeszcze przed awansem do ekstraklasy. Autentycznie poczułem nostalgiczny powiew przeszłości, gdy ludzi nie bardzo obchodziło w której lidze gramy. Ważne było, że biało-niebiescy wychodzili na parkiet. Świetnej frekwencji pomogło zapewne zjednoczenie miasta pod jedną, biało-niebieską banderą. Klub z czystym kontem, świeżym startem, ambicjami oraz doskonale rozpoznawalnymi twarzami zadziałał jak magnez na kibiców. Ta oto piosenka chodziła mi po głowie, gdy ujrzałem nadkomplet w hali:


Autentyczna podróż w czasie stała się faktem.

Pierwsze minuty meczu, prowadzimy 16:4, ogłuszający doping niesie górniczych koszykarzy. Wszyscy na trybunach myślami byli już przy kolejnym spotkaniu. Tak miał wyglądać cały sezon. Wałbrzyszanie niczym walce mieli przecież rozjeżdżać wszystkich rywali, a lider zespołu Sławek Buczyniak miał być niezniszczalnym profesorem dla trzecioligowych rywali. Pomyślałem sobie: "Będzie tak jak zakładałem. Wygramy 20-25 pkt.". Cóż... myliłem się bardzo.

Tego niedzielnego wieczoru nadmuchany do granic możliwości balon oczekiwań pękł z wielkim hukiem. Pompowali go wszyscy: działacze, sprowadzając solidnego nawet na I ligę (co dopiero na III) wspomnianego Buczyniaka oraz organizując błyskotliwą prezentację zespołu. Swoje wydechy powietrza dorzucili trenerzy i koszykarze. Zwycięstwa w sparingach z drugoligowcami napawały kibiców wielkim optymizmem. Aż tu nagle... BOOM !!!

Szok, niedowierzanie. Górnik przegrał z młodzieżą Śląska, która w prawie połowie tego dnia składała się z ledwie 16-letnich młokosów, którzy jak się okazało w niczym nie ustępowali naszym weteranom (dobry mecz chociażby urodzonego w 1996 roku Marca-Oscara Sanniego). Jeszcze pół roku temu młody zespół biało-niebieskich ogrywał rezerwy Śląska różnicą ponad 30 punktów. Teraz - w błyszczących nowych strojach  - cudem doprowadziliśmy do dogrywki by ostatecznie zasłużenie przegrać.

Jak to często w trudnych meczach bywa, wielu zrzucało winę na sędziów. Bzdura. Wracaliśmy wolno do obrony, nie zastawialiśmy tablicy czy też nie mieliśmy żadnego pomysłu na grę w ataku, gdy na ławce po czwartym przewinieniu w pierwszej kwarcie musiał usiąść Buczyniak.

Gdy wynik uciekał, trener Chlebda postawił na czas weteranów. Ograne ze sobą nie tyle na parkietach, co na betonowych streetballowych boiskach trio Stochmiałek-Łabiak-Myślak. To właśnie oni sprawili, że wróciliśmy do gry w czwartej kwarcie, gdy to rozpaczliwie rzuciliśmy się w pogoń za rywalem. Sprawili to po indywidualnych akcjach, siermiężnie, czasem forsując - z wyłączeniem akcji na linii Łabiak-Buczyniak - rozwiązania w ofensywie.

Trener Chlebda podjął ryzykowną decyzję, trzymając wspomniane trio bardzo długo w grze. Zmęczony Stochmiałek złapał piąty faul jeszcze w czwartej kwarcie, a grający niemal cały mecz Łabiak nie złapał dwóch kluczowych podań (raz podanie było troszkę za mocne, drugi raz nic już naszego gracza nie usprawiedliwia).

Nasz coach zapomniał o młodszych koszykarzach, którzy zrobili duże postępy na przestrzeni poprzedniego sezonu. Szeroka kadra zgubiła Górnika, stając się nie atutem, a przekleństwem. Hubert Murzacz i Paweł Maryniak grali niecałe 10 minut ("Maryna" zdążył jedynie zaliczyć stratę i nie trafić z trzech metrów do kosza), Kacper Wieczorek zaliczył jedynie epizod, a Sebastian Narnicki przesiedział cały mecz na ławce. Cała czwórka straciła w oczach trenera i tylko możemy gdybać, czy ich wejście na parkiet cokolwiek by zmieniło.

Biało-Niebieskim ostatecznie chyba nie pomógł fantastyczny doping kibiców. Większość wałbrzyskich zawodników nie grało jeszcze przy tak wielkiej publiczności, a ci najbardziej doświadczeni jak Stochmiałek i Łabiak mecze przy takich tłumach rozgrywali dawno temu. W przypadku tego drugiego było to dekadę temu, gdy jako młody zawodnik wchodził do gry z ławki w pierwszoligowym Roto Górniku.

Nic z gwizdów i buczeń nie robili sobie za to goście, którzy grali bardzo konsekwentnie i skutecznie. Raz po raz zza linii 6,75 m naszych karcił Paweł Nowicki, grę ustawiał Maksym Kulon (10 pkt, dzień wcześniej przesiedział cały mecz na ławce pierwszoligowego Śląska w wygranym meczu z Polonią Przemyśl), a spod kosza skutecznością imponował Paweł Bochenkiewicz (18 pkt, z Polonią 2 pkt w 6 min), który przed paroma sezonami był bardzo blisko gry w Górniku. Wielkim strategiem okazał się trener Łukasz Grudniewski, który z rocznikiem 1996 sięgnął w tym roku po brąz mistrzostw Polski (w składzie Dawid Kołkowski, który zaczynał karierę jako biało-niebieski).

W niedzielę na pewno oglądaliśmy inny Górnik. Nie do końca jednak taki, jaki sobie wymarzyliśmy. W Wałbrzychu wybuchła na nowo koszykarska gorączka, a wysoką temperaturę spotkań może obniżyć tylko... no właśnie co ? Pomimo tej porażki oraz paru bolączek nasz zespół ma naprawdę ogromny potencjał by zwojować III ligę. Pierwsze koty za płoty. 

Wyciągamy wnioski, gramy dalej.


piątek, 5 października 2012

Dwie złote gwiazdki

Piątek 5 października był dla mnie burzliwym dniem. Niekończąca się kolejka w dziekanacie oraz pośpiech by zdążyć z Wrocławia na pociąg do domu. Na przedsezonowej prezentacji wszystkim ekip basketowego Górnika zjawiłem się na czas. Nie żałuję. Po fajnej uroczystości Górnicy zgłaszają gotowość do walki w rozgrywkach 2012/13.

Była muzyka, byli hiphopowcy, nie zabrakło też cheerleaderek. Seniorzy zaprezentowali nowe stroje, które z tyłu dumnie przypominają o bogatej tradycji klubu. Dwie drobne złote gwiazdki z tajemniczymi datami 1982 oraz 1988 symbolizują dwa mistrzostwa Polski Górników. Z oddali niezauważalne dla kibica gwiazdki nie dają naszym koszykarzom zapomnieć o zaszczycie, ale też i ciężarze jakim jest gra dla utytułowanego zespołu. Zespołu z wielkimi tradycjami, ale i trudną historią, determinowaną stanem konta. Zespołu, który kolejny już raz w swoich 66-letnich dziejach będzie próbować wygrzebać się z koszykarskiego niebytu, ponownie narodzić się jak feniks z popiołów.

Ostatni raz w II lidze graliśmy w sezonie 2003/04. Dziś pragniemy do tej ligi wrócić.

Wspomniane gwiazdki na koszulce cieszą kibiców, ale było tego popołudnia coś, co  wzbudziło większe emocje. Łukasz Biedny - mierzący zaledwie 185 cm wzrostu król wsadów, zwycięzca konkursu wsadów z Meczu Gwiazd Tauron Basket Ligi - skradł show. Jego podniebne wyczyny podekscytowały i kibiców, i zawodników. Biedny był jak zwykle przebojowy, przeskakując nad kilkoma graczami, w tym nad naszymi olbrzymami: Łukaszem Grzywą oraz Tomkiem Filipakiem.

Biedny był fantastyczny, a nie wyszedł mu tylko jeden, niesłychanie trudny wsad końcowy, który dawno temu, bo w 1997 roku dał zwycięstwo w konkursie wsadów All-Star 19-letniemu Kobemu Bryantowi.


A na koniec coś, czego nie lubię robić, czyli łechtać ego sponsora. Wielkie podziękowanie dla firmy Trans, która zalicza się do wąskiej grupy najmożniejszych dobroczyńców Górnika za ufundowanie 30 biało-niebieskich flag dla kibiców !!! Dobrze wiedzieć, że o kibicach się pamięta. Na prezentacji się oszczędzaliśmy, co było spowodowane niską frekwencją (piątek to niestety dzień pracujący). W niedzielę będzie jednak gorąco. To pewne. 

Górnik - Śląsk II już w niedzielę o 17 ! OSiR czeka, a my zacieramy ręce i hartujemy krtanie.

wtorek, 2 października 2012

Będzie się działo w weekend !

Fani basketu w Wałbrzychu w weekend nie powinni czuć się zawiedzeni. W piątek oficjalna prezentacja drużyny biało-niebieskich, a w weekend iście śmiertelna dawka spotkań - szczegóły tutaj.

Nie wiem jak wy, ale ja już zacieram ręce, bo brakuje mi biało-niebieskiej koszykówki jak wody na pustyni (i nie chodzi mi tutaj jedynie o pojedynek seniorów, ale także o koszykówkę młodzieżową).

Do niedzielnego meczu prowadzę także swoje przygotowania nad programem meczowym.

Tylko Górnik Nasz KS !!!