Szukaj na tym blogu

środa, 30 stycznia 2013

Dookoła biało-niebieskiego świata

Życie (sezon ?) pisze swoje scenariusze. Jeszcze w październiku 2012 biało-niebieski świat był bezchmurny, słońce świeciło pełnym blaskiem, a łagodny podmuch wiatru pieścił policzki. Dziś, na początku lutego 2013 wiatr jest porywisty, a słońce jest głęboko schowane za gęstymi chmurami. Optymizm zastąpiły na spółkę nerwowość i frustracja.



Warto jednak pamiętać o tym, że pogoda w biało-niebieskim świecie jest zmienna.

Deszcz i burze pod koniec roku. Porażka ze Śląskiem II była lekkim deszczykiem. Szybko się jednak okazało, że z małej chmury... duży deszcz. Po sześciu kolejnych porażkach kibice zwalniali trenera Chlebdę, w którym widziano głównego winowajcę porażek. Zwalniamy trenera, wymieniamy graczy, dopracowujemy styl gry - w porze deszczowej każdy był prezesem ze swoim własnym, autorskim planem na odbudowę wałbrzyskiej koszykówki.

Tęcza przynosi słońce. Każda ulewa, nawet ta największa, musi kiedyś się skończyć. Dancing in the rain zamieniono na kąpiele, ale w słońcu. Górnik wygrał cztery kolejne mecze, tym samym, z bilansem 4-6, odzyskując twarz. Zażarta krytyka szkoleniowca ustała jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki.

Ciemne chmury, grzmi. Promienie słoneczne ponownie skryły się nieśmało za ciemnymi chmurami. I to pomimo wygranej w Siechnicach. W biało-niebieskim świecie grzmi od pojedynku wcześniejszego - nieszczęsnego starcia z Maximusem Kąty Wrocławskie. Nikt nie pamięta już, że w tamtym meczu swoje pierwsze punkty w trzecioligowym Górniku (w debiucie !) zaliczył niespełna 15-letni Bartek Szmidt, reprezentujący niezwykle perspektywiczny zespół naszych kadetów. Wraz z wysoką porażką z Maximusem i przykrą aferą z Wojciechem K., podsumowaną karą finansową, w biało-niebieskim świecie zaczęło grzmieć. Pozostaje czekać na ulewę ?

Dziś kibicom przeszkadza wszystko. W biało-niebieskim świecie jest nie tylko pochmurno, ale i toksycznie: alkohol na trybunach (afera skarpetkowa Kuby Kołodzieja), tajemnicza kontuzja Bartłomieja Józefowicza, która zakończyła jego sezon w Górniku jeszcze przed tym gdy się zaczął, wciąż mizerna gra zespołu, ponowne wieszanie psów na trenerze Chlebdzie, krytyka zarządu za bronienie trenera. 



Gdy w ostatnim meczu ze Spartakusem zgasło światło poczułem, że ne było w tym przypadku. Kto wie, być może te 20 minut w ciemnościach było sygnałem do przemyśleń dla mieszkańców biało-niebieskiego świata: OPAMIĘTAJCIE SIĘ ! WSPIERAJCIE GÓRNIKÓW CHOĆBY NIE WIEM CO !

Górnik Wałbrzych powstał w 1946 roku. Na mapie koszykarskiej Polski zaczął być widoczny jednak dopiero w latach 70. Teraz historia jakby zatacza koło. Wróciliśmy do czasów niebytu. I czekamy. Czekamy na wyrwanie się z czasu niepogody. Choć jest nam niełatwo, choć nie potrafimy przywyknąć do zaściankowości III ligi, w tym oczekiwaniu warto uzbroić się w cierpliwość.


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Dwaj zgryźliwi tetrycy

zdj. walbrzyszek.com

(5-8) Górnik Wałbrzych - (12-2) Spartakus Jelenia Góra 66:72

Powyższe zdjęcie doskonale ilustruje boiskowe wydarzenie, będące niejako symbolem górniczej nieporadności. Chwilę przed wykonaniem tego zdjęcia będący przy piłce Dawid Kondratowicz, po cichu i z dala od oczów przeciętnego kibica, zagrał najlepszą akcję obronną w meczu, gdy świetnie wybronił rzutową próbę Piotra Kozyry (37 pkt w całym meczu). Kondratowicz dobrze przesunął się na nogach, w odpowiednim momencie wyciągając wyprostowane ręce, stające się wymagającą przeszkodą dla rzucającego Kozyry. Chwilę później, niestety, ten sam Kondratowicz, po otrzymaniu idealnego podania od Buczyniaka i po perfekcyjnym położeniu obrońcy (uwiecznione na powyższym zdjęciu), koszmarnie spudłował spod samego kosza. Tym samym podpisał na siebie wyrok, który za moment wykonał trener Chlebda, zrzucając go w najciemniejsze czeluścia ławki rezerwowych.

Takich jakże przykrych momentów w całym spotkaniu nie brakowało. Dwa razy z czystych, dobrze wykreowanych pozycji trzypunktowych pudłował Borzemski, piłki w dobrym podaniu nie chwycił Fedoruk, z czystych pozycji półdystansowych pudłował Maryniak, a  w kontrze fatalnie  w aut podawał nowy-stary-nowy nabytek Górnika, Mariusz Karwik.

Wydarzeniem meczu był powrót do składu Karwika, już 36-letniego, bez przeszłości w pierwszej ekipie Górnika, dawnego młodzieżowca biało-niebieskich, kibicom znanego bardziej z popisów w lidze amatorskiej i wartości jaką wnosił do Górnika... ale tego z Nowego Miasta. Pod nieobecność chorego Stochmiałka, podkoszowy Karwik był na wagę złota. I choć pomimo jego widocznego gołym okiem braku ogrania i problemach wydolnościowych, powinien się biało-niebieskim przydać (jak można nie lubić jego stepowania pod koszem!?).

Pojawienie się Karwika zadziałało jak płachta na byka, którym był zmiennik Stochmiałka, ze Spartakusem w pierwszej piątce, Maciek Fedoruk. 

Może Maciek chciał wykorzystać szansę, a może po prostu zareagował na mało wyszukaną (choć dobitną) perswazję z trybun:

"Maciek ! Pokaż jaja !"

Nie chodziło rzecz jasna o koszykarską wersję ekshibicjonizmu, ale o zaciętość, determinację, gryzienie parkietu. I - a niechże mnie piorun trzaśnie - po raz pierwszy te boiskowe jaja u Maćka zobaczyliśmy. 

Bez owijania w bawełnę, Fedoruk zalicza bardzo słaby sezon, swoisty zjazd na sankach ze wzgórza, którym był mecz ze Śląskiem II. W chwili, gdy pochodzący z Żar podkoszowy dostał nieco więcej swobody w grze, gdy to pod niego ustawiano akcje pick&roll, okazało się, że potrafi być skuteczny (nie tylko po pick&rollach, trafił też raz z dystansu). Nie ustrzegł się rzecz jasna błędów, ale po raz pierwszy od dawna ujrzeliśmy w realu namiastkę takiego Fedoruka, jakiego sobie wyobrażaliśmy przed sezonem.

Jak na zespół celujący w awans, Spartakus nie zachwycił. Zwycięstwo leżało na parkiecie, ale biało-niebiescy postanowili po nie nie sięgać, zmuszając tym samym do przysiadu podstarzałych (choć sympatycznych) panów z Jeleniej Góry. Z dwóch zaprzyjaźnionych zgryźliwych tetryków, ten bardziej zgryźliwy, bardziej stetryczały, wykiwał tego młodszego, chowając wyjątkowo dostępne dla oczu zwycięstwo za pazuchą.

Tyle spostrzeżeń z parkietu. W następnym wpisie przenosiny na trybuny.



niedziela, 27 stycznia 2013

Koszykarski poker

KADECI: WKK Wrocław - Górnik Wałbrzych 61:52

Hit, hit i po hicie. Kolejne rozdanie koszykarskiego pokera w lidze kadetów już za nami. Tym razem biało-niebieskim szulerom nie udało się przechytrzyć wrocławskich mocarzy.


Łukasz Kołaczyński, najlepszy strzelec w meczu z WKK, fot. M. Dudka

Krzymiński, Durski, Szmidt. Nasi wystawili pierwszy garnitur (brakowało jedynie zawieszonego Sumińsńskiego), mocarze nie byli dłużni, zasiadając do stołu z kieszeniami wypchanymi po brzegi monetami potencjałem. Kapa, Ścibisz, rudy pod koszem. Francja elegancja. Większa zawartość potencjału pozwoliła tym razem pozostać WKK w grze dłużej, co w ostateczności wykończyło naszych. Nie było powtórki z ostatniego starcia. Tym razem to my odeszliśmy od stołu ze spuszczonymi głowami..


Od początku naszym nie szła karta, co było jednak spowodowane nadmierną aktywnością krupierów (czytaj sędziów, stolika sędziowskiego). Kolejne krupierskie upomienia w postaci odgwizdanych fauli deprymowały wałbrzyszan, a mizerna postawa stolika sędziowskiego wołała o pomstę do nieba. Gdy atmosfera wokół stołu, przy którym rozgrywano tego koszykarskiego pokera, gęstniała od krupierskiego dymu, biało-niebiescy postawili wszystko na jedną kartę.

Szmidt - 4 upomnienia, Krzymiński - to samo. Krupierzy na spółę z WKK przystawiają nam pistolet do głów i każą grać nie w koszykarskiego pokera, ale w rosyjską ruletkę. Który z wyżej wymienionych pierwszy odstrzeli się z gry? Za chwilę mieliśmy się przekonać. Tymczasem okazało się, że atmosfera wiecznego zagrożenia sprzyjała górnikom. Twardość, koncentracja i determinacja odwracają losy w trzecim rozdaniu. Ci z WKK już sami nie wiedzą, czy na początku ich podpuszczaliśmy blefem, czy po prostu teraz idzie nam karta jak ta lala.

Kibice z Wałbrzycha na meczu we Wrocławiu. Piątek im nie straszny. fot. M. Dudka


Ostatnie, czwarte rozdanie pokazało, że wałbrzyszanom jednak szła karta. Jak to w koszykarskim pokerze bywa, dobra karta się odwróciła i to wroclawianie okazali się być ekspertami blefu. Po zaciemnieniu rzeczywistego obrazu w trzecim rozdaniu, gdy biało-niebiescy byli bliżej końcowej wiktorii, gracze WKK wyciągnęli kilka asów, na które nie znaleźliśmy po prostu już odpowiedzi. Gospodarze oskubali naszych z nadziei na rozbicie puli.

Przegrywamy to starcie. Wracamy do domu, trenujemy swój blef. Kto wie, może sie jeszcze z wrcławskimi szulerami spotkamy by stoczyć kolejny wyrównany bój, tym razem o większą pulę, gdy za potencjał będą płacić kruszcem (złoto, srebro, brąz ?).  Jeżeli do tego dojdzie, to mamy nadzieję, że przynajmniej krupierzy  będą na poziomie Las Vegas, a nie podwarszawskich Ząbek. W koszykarskim pokerze wszystko jest możliwe. Wystarczy trenować sztuczki.

Hala, w której Górnik grał z WKK. Lokacja w samym środku zagłębia Uniwersytetu Przyrodniczego. Z przodu pływalnia oraz budynki uczelni, z tyłu akademik "Raj".

Ul. Chełmońskiego, przy której znajduje się hala.

Autokar górników.

Tajemnicza informacja AZS tuż przy wejściu na trybunę.

Bardzo przydatna informacja. Tylko dzięki niej i licznym strzałkom udało się znaleźć wejście na trybuny. Szok !


Tablica przed wejściem na halę.





wtorek, 22 stycznia 2013

Hit kadetów coraz bliżej


WIELKI REWANŻ KADETÓW:  WKK - Górnik, Piątek, 25.01. 2013

W sobotę w III lidze Górnicy u siebie zagrają ze Spartakusem. Dzień wcześniej jednak we Wrocławiu dojdzie do niezwykle elektryzującego starcia. W lidze kadetów po raz kolejny o fotel lidera biało-niebiescy powalczą z WKK. Nienasyceni wałbrzyszanie po raz drugi śmiało będą depczeć liderowi po piętach.

Starcia WKK-Górnik można już śmiało nazwać rywalizacją, słynnym amerykańskim rivalry games, które w USA przyciągają mnóstwo zainteresowanych. Górnicy długo nie mogli przełamać dominacji wrocławian. Najpierw w młodzikach, gdy przegrali jednym punktem po dogrywce u siebie, później w wielkim półfinale mistrzostw Polski, gdzie zwycięstwo dawała szansę gry o złoto, nasi przegrali...26:38. Wzburzenie faktem pewnej niemocy, niczym popcorn w mikrofalówce, mogło tylko rosnąć. I rosnąć.

I jeszcze trochę rosnąć.

Sezony mijały, a w wałbrzyskiej ekipie dochodziło do niebywałych transformacji. Trenera Krzykałę zastąpił Paweł Domoradzki, najwyższy niegdyś w zespole Marcin Szymanowski jest teraz najniższy, a wchodzący niegdyś z ławki malutki i niepozorny Damian Durski (na zdjęciu z prawej) niesamowicie urósł: fizycznie i koszykarsko, stając się jednym z liderów zespołu. Skreślany na początku kariery, często nie mieszczący się w składzie meczowym Marcin Jeziorowski zalicza bardzo dobry sezon, czego efektem są jego pierwsze podrygi w zespole juniorów. Jeziorowski wykorzystał szansę, gdy z kontuzją przez prawie trzy miesiące zmagał się Bartłomiej Szmidt.

Obok Durskiego ton grze nadaje rzecz jasna Maciej Krzymiński, kapitan zespołu i jego jądro, najlepiej obecnie wyszkolony koszykarz kadetów, który już siedział na górniczej ławce w meczu trzecioligowców z Siechnicami, na co zasłużył sobie bardzo dobrą grą w zespole juniorów (dwa lata od niego starsi rywale), który - między innymi dzięki jego postawie (18 pkt) - ograł faworyzowany Zastal. W nieco innym miejscu jest za to Łukasz Kołaczyński - pierwszy rozgrywający rocznika 1997, gdy ten sięgał po 4. miejsce w kraju dwa lata temu, obok  Krzymińskiego wtedy najjaśniejsza postać drużyny. O ile wspomnianemu wcześniej Durskiemu wybuch hormonu wzrostu pomógł. o tyle nagłe podrośnięcie Łukasza nieco wybiło go z rytmu. Durski wygryzł go z pierwszej piątki (zamienili się rolami: pierwszy rezerwowy stał się pierwszym rozgrywającym i na odwrót), ale to Kołaczyński wspomaga zespół juniorów i jeszcze na pewno nie powiedział ostatniego słowa.

Ale obecni kadeci to tak naprawdę silny ZESPÓŁ, w którym zmiennicy dawno przestali być statystami. Michał Kaczuga po długiej kontuzji nie tylko wrócił do rotacji,  to on działa jak niezbędna kroplówka pod odwodnioną wyjściową piątkę. Paweł Smoleń, choć wciąż trzyma w kieszeni sporą część swojego potencjału, potrafił wziąść na siebie ciężar gry w trudnym wyjazdowym meczu ze Śląskiem, gdy niczym automat trafił cztery kolejne rzuty zarówno z dystansu jak i z trudnych pozycji (w tym świetne wejście pod kosz i rzut  po obrocie o 180 stopni), zdobywając w całym spotkaniu 15 punktów. Dominik Dargacz za to, w momencie kontuzji Szmidta, wskoczył do pierwszego składu, gdzie dzielnie walczył z rywalami z WKK.

No właśnie. Cały zespół Górnika walczył z WKK bardzo dzielnie i - do przerwy - w meczu, który definiował pozycję wałbrzyszan na młodzieżowej mapie Polski, prowadził z wrocławskim mistrzem kraju w starciu w Wałbrzychu 45:35. Ostatecznie, po emocjonującej końcówce to biało-niebiescy ponownie schodzili z parkietu przegrani. 68:73 brzmiał wtedy jak niesprawiedliwy wyrok. Górnik był trochę jak główny bohater "Skazanych na Shawshank", niesłusznie wpędzony w niebyt. Niesłusznie, bo nasi grali bez bardzo ważnego elementu układanki - Bartłomieja Szmidta. Rywal, wystawiając dwóch reprezentantów Polski U-16 z doświadczeniem w III lidze, był bezlitosny. To właśnie jeden z nich, Michał Kapa (na zdjęciu z lewej) jest szwarccharakterem w tej obiecującej biało-niebieskiej opowieści. Niczym pozbawiony wrażliwości kat, Kapa wykończył nas dwa sezony temu, gdy to jego 38 pkt i celna trójka w ostatnich sekundach meczu w hali przy pl. Teatralnym dała WKK dogrywkę (i potem wygraną). Historia powtórzyła się w listopadzie, gdy niczym nie wyróżniający się Kapa, w decydującym momencie meczu, zaliczył świetne wejście pod kosz, spuszczając nasze marzenia o pierwszej wygranej z WKK w klozecie.

Niedawno jednak to górnicy sięgnęli po gimnazjalne mistrzostwo Dolnego Śląska. W finale wałbrzyszanie ograli naturalnie WKK. Sukces duży, choć wciąż niepełny, bo wrocławianie zagrali bez Kapy. Jest więc co udowadniać w piątkowym starciu. Biało-Niebiescy ani myślą zaprzestawać swoich pionierskich podbojów.

Pierwsza wygrana z WKK - wykonano

Pierwsza wygrana z WKK z Kapą w składzie - - do realizacji

Pierwsza wygrana z WKK w lidze - do realizacji






niedziela, 20 stycznia 2013

Nie zapominajmy o Hubercie

(5-7) Górnik Wałbrzych - (5-7) KKS Siechnice 71:70


Dźwięk rozbrzmiewającej końcowej syreny był bodajże najlepszą "muzyczną" wstawką jaką biało-niebiescy słyszeli od miesięcy. Nasza ławka rezerwowych, wyposażona w radosne okrzyki, wbiegła jak poparzona na parkiet celem utonięcia w objęciach kolegów. Wygrane jednym punktem smakują najlepiej.

Warto było wybrać się do Siechnic. I to nawet pomimo zawiłości lokalnych dróg i poplątanej wizji zabudowy terenu (halę w Siechnicach równie dobrze można by postawić w środku ciemnego lasu). Nasi grają już wyłącznie o czapkę gruszek, dlatego - chyba po raz pierwszy w tym sezonie - myśli kibiców (albo tylko moje...) były bliżej samego piękna koszykówki, odstawiając na boczny tor zachłanną żądzę promocji do II ligi. Usiadłem sobie spokojnie z bratem na malutkiej trybunce przy środkowej części parkietu (fantastyczna sprawa, szkoda, że u nas nie ma miejsc tak blisko parkietu). Zdążyłem już otworzyć soczek, gdy kilkunastoosobowa dopingująca grupa biało-niebieskich kibiców rozpoczęła głośne okrzyki mające na celu studzenie moich piknikowych ciągotek. Ah... ta presja grupy.

Soczek ubywał wprost proporcjonalnie do ubywania jakości płynącej z gry naszego Górnika. Po bardzo dobrej pierwszej kwarcie (deja vu meczu z Kątami) chłopaki stanęli niczym ość w gardle. Zaciął się dotychczasowy lider Buczyniak, a kapitan Stochmiałek przestał być w jakikolwiek sposób widoczny w protokole.

Ok, trudno wyobrazić sobie to zwycięstwo bez wspomnianej dwójki (zwłaszcza bez postawy Buczyniaka), ale to ktoś zupełnie inny grał w górniczym zespole pierwsze skrzypce (czasami skrzypce nie stroiły ale jednak). Chodzi o Huberta Murzacza, który trafił dwie ważne trójki, nie pudłował w ważnych momentach rzutów wolnych  i ogólnie ograniczał do minimum boiskowe potknięcia.

Mały stat Huberta z ostatnich pięciu meczów:

seniorzy, vs. Siechnice (19.01) - 18 pkt

seniorzy, vs. Maximus (12.01) - 16 pkt + celny rzut z całego boiska (oraz asystowanie trenerowi na meczu   minikosza dziewcząt kilka godzin wcześniej)

juniorzy starsi, vs. Gimbasket (21.12) - 30 pkt

seniorzy, vs. Zastal (16.12) - 24 pkt

juniorzy starsi, vs. Nysa (11.12) - 25 pkt

Całkiem, całkiem. I pomińmy niewidoczne dla zwykłego kibica statystyki rzutowe (zwłaszcza w meczu z Kątami -  dajmy na to, że rzut z całego boiska jest idealną rekompensatą niskiego procentu skuteczności... no i rola mentora przy ławce na minikoszu też na plus :) ).

Co do meczu... pewnie chcecie opisu dramatycznej końcówki ? Można to zrobić szybko i w półsłówkach:

piłka dla Siechnic

23 sekundy do końca

blok

ofiarność

przepychanki w parterze

piłka na aucie

końcowa syrena

Dwa punkty jadą do Wałbrzycha.



piątek, 18 stycznia 2013

Życie po Wojciechu K.

(5-6) KKS Siechnice - (4-7) Górnik Wałbrzych, sobota, godz. 17.

Gmina Siechnice

Już od dłuższego czasu biało-niebiescy mieli spore trudności z dojrzeniem światełka w ciemnym tunelu. Światełka symbolizującego otwartą przestrzeń, wolność, zielone łąki, śpiewające ptaki na drzewach i zakochanych spacerujących brzegiem morza. W koszykarskim rozumieniu to całe światło, wolność i ptaki to II liga - świat jakże dla nas w obecnej sytuacji odległy, nieosiągalny.

Jeszcze w poprzednim sezonie mecz Górnika w Siechnicach definiował wartość wałbrzyskiego zespołu. W momencie gdy niewielu wierzyło, uwierzyli gracze. Po bardzo dobrym meczu minimalnie ulegli dużo silniejszemu niż dziś zespołowi KKS. Byłem na tym meczu i do dziś pamiętam jak płomyk nadziei, że przyjdzie lepsze właśnie wtedy zaczął się we mnie tlić.

Sezon później już wiemy, że mecz w Siechnicach nic w obrazie ciemnego tunelu nie zmieni. Światło koszykarze zasłonili sobie sami mizerną postawą na boisku, a kibole (bo chyba nie kibice) dorzucili od siebie aferę skarpetkową, o której piszą już w ogólnopolskich mediach. Aferę, która "godnie" naśladuje "mecz z taczką" z 2011 roku. Nie chcę rozpisywać się na temat wydarzeń po meczu z Kątami, bo:

1. O aferze powiedziano już dość. Na oficjalnej stronie klubu pod wpisem dotyczącym meczu pojawiło się rekordowe od wielu lat 65 komentarzy.

2. Co człowiek, to opinia. Każdy ma swoje zdanie na jej temat. Jedni "czyn" pochwalają, drudzy ganią, trzeci są gdzieś pośrodku. 

Osobiście nie mam nic przeciwko prowokacyjnym przyśpiewkom podczas meczu, które były nie mniej prowokacyjne od Wojciecha K. i jego skarpetek/getr/rajtuz.

Nie potrafię za to zrozumieć wtargnięcia grupy zamaskowanych ludzi do szatni celem przejścia w posiadanie brudnych i spoconych skarpetek/getr/rajtuz Wojciecha K.

Szybko o aferze jednak nie zapomnimy, a to dzięki karom DZKosz. Wkurza mnie jedynie, że głupi wybryk wyrzuca przez okno wszystko to, co kibicom (w tym mi) udało się osiągnąć. Flagi i transparenty na meczach, programy meczowe, uaktualnianie klubowej strony, profilu klubu na facebooku. Jako kibice w wielu elementach jesteśmy pionierami. Nie tylko we wtargnięciach do szatni rywala (aha to kibole.. zapomniałem), ale i w dopingu, organizacji i samej ilości widzów na meczach.

Jak wam się wydaje, czy wszyscy ci, którzy tworzą tą pozytywną atmosferę na meczach byliby w stanie srać (za przeproszeniem) we własne gniazdo przez niezwykły fetysz do spoconych skarpetek ?

Niemniej jednak,to nie pozytywy się sprzedają, a skandale. Tak, jak na nagłówkach ogólnopolskich gazet zagościła niegdyś wałbrzyska taczka, tak teraz obraz biało-niebieskiej koszykówki będzie się kończył na szatni gości w hali OSiR-u.

Wałbrzych (i sam Górnik) w umysłach przyjezdnych pozostanie więc trzecioligowy: peryferyjny, opłotkowy, marginesowy. Pozostaje w głowach obraz niezwykle poplamiony, często tanim alkoholem. Obraz, który bardzo boli każdego biało-niebieskiego wałbrzyszanina, w tym mnie. 

Wałbrzyski determinizm ? 

Kto wie. 

Każda próba zmiany wizerunku kończy się w punkcie wyjścia.

Po wyjeździe z miasta Wojciecha K. (JUŻ BEZ SKARPETEK) nic nie będzie takie samo.


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Powiew świeżości

 Juniorzy: Górnik Wałbrzych - Zastal Zielona Góra 79:68



Po boiskowych (i nie tylko) wydarzeniach podczas sobotniej klęski z Katami Wrocławskimi przyszedł czas na pojedynek juniorów. Górnicy zmierzyli się z Zastalem i - przyznam otwarcie - nie wierzyłem w końcowe zwycięstwo. Na mecze grup młodzieżowych chodzę regularnie od czterech lat i naprawdę rzadko biało-niebiescy ze starć z Zastalem wychodzili obronną ręką. A jednak. Tym razem się udało. Hmm... nie, nie... "udało się" to wysoce niewłaściwy dobór słów. "Udać" to się może przejść cało przez zamrożony staw i nie utonąć, gdy lód w każdej chwili może się skruszyć pod nogami. W koszykówce nic nie dzieje się przypadkowo, zawsze coś wynika z czegoś. Tak było i tym razem, gdy juniorzy po wyjątkowo dobrej postawie pokonali Zastal !

Wygrana juniorów jest jak powiew świeżego powietrza po smrodzie, który pozostał po porażce z Maximusem w III lidze.Wygrana zespołu Michała Borzemskiego to miła niespodzianka, trochę w rodzaju tych miłych zaskoczeń, gdy okazuje się, że w lodówce jest dla nas jeszcze jeden kawałek ulubionego ciasta, gdy jesteśmy święcie przekonani, że wszystko już zjedzone. Wygrana z Zastalem to właśnie takie o, małe szczęście dla kibica, żyjącego meczami drużyny seniorów.

To był pierwszy mecz juniorów jaki widziałem w tym sezonie. Żałuję tego bardzo, bo w tych chłopakach jest spory potencjał i pewnie nie po raz pierwszy grali tak fajną dla oka koszykówkę jak w niedzielę z Zastalem. To, co zaskoczyło mnie najbardziej to świetne przejście biało-niebieskich z obrony do ataku. Nasi zademonstrowali nieprzeciętną wydolność, co zaskoczyło nie tylko mnie, ale przede wszystkim zielonogórzan. 

Kapitalne zawody zagrał Szymon Kurzepa. Lepszego powrotu do zdrowia po kontuzji nie mógł chyba sobie wymarzyć. Dzień wcześniej rozwieszał banery w hali wałbrzyskiego OSiR-u przed meczem z Kątami i - w przerwie tego spotkania - rzucał z połowy w konkursie kibiców. Tym razem z połowy rzucać nie musiał, bo kończył akcje po dobrych wejściach pod kosz, trafił też dwa razy z dystansu. Obok Kurzepy należy wyróżnić Maćka Krzymińskiego, grającego przeciwko nawet dwa lata starszym rywalom. Krzymiński trafił trzy razy zza linii 6,75 m w trzech próbach w pierwszej połowie, wchodził także skutecznie pod kosz chociaż zdarzało mu się po wejściach pudłować, gdy to rzucał nieprecyzyjnie w obawie przed blokiem.

Tak jak już napisałem, w koszykówce nie ma przypadków. Świetne przejścia z obrony do ataku to zasługa trenera Borzemskiego. Człowiek-orkiestra, jakim w Górniku jest "Borzem" to w ogóle przypadek trenera niestandardowego. Trenera, który po nieudanym zagraniu podopiecznego nie robi mu "suszary", tylko pociesza. Trenera, który rozumie, że to nie nieskończona wiązanka bur, a ciężka praca na treningu rozwija zawodnika. Coach Borzem to także, gdy jest na to czas i miejsce, kumpel zawodników z Facebooka.

Cóż... czas zacierać ręce w oczekiwaniu na kolejny mecz juniorów !!!

sobota, 12 stycznia 2013

Problemy gastryczne, mielizna i plakaty pod łóżkiem

(4-7) Górnik Wałbrzych - (6-4) Maximus Kąty Wrocławskie 65:90


Koszykówka jest bezlitosna. Obnaża każdy błąd, nie pozostawia złudzeń, remisów, jest do bólu konsekwentna w swym działaniu. Wymaga od zawodników kreatywności, wszechstronności, półśrodki nie mają w niej miejsca. W koszykówce nie można "zamurować" bramki i wykopywać piłkę przed siebie licząc na cud jak w futbolu. Dziś przekonaliśmy się o tej bezlitosnej naturze koszykówki, która pokazała naszym zawodnikom pazury.

Biało-Niebiescy przekonali się, po raz kolejny, o niszczycielskiej potędze koszykówki. Nasi ponownie się pogubili, nowy rok rozpoczynając podobnie jak sezon - fatalnie. Górnicy ponownie skręcili z wymierzonej ścieżki w ciemną uliczkę, konając skierowali się w stronę światełka w tunelu, potknęli się, boleśnie upadając na twarz. Z resztą, nazywajcie to jak chcecie. Gra wałbrzyszan była niestrawna dla miłośników basketu, co dopiero dla niedzielnych kibiców. Górnicy zaserwowali nam odgrzewany kotlet znany z pierwszych sześciu potyczek. A jak to mówią: "To, co odgrzewane, to niedobre, nieświeże".

Z powodu urazu na ostatnim treningu nie zobaczyliśmy w akcji Bartłomieja Józefowicza, powracającego na stare śmieci z Kłodzka. Zamiast z perspektywy boiska, Józek mecz obserwował z ławki w gustownym dresie. Wielu już teraz upatruje w nim Mojżesza wałbrzyskiej koszykówki, przed którym to, zamiast morza, rozstąpią się rywale. Bez przesady.

Koszykówka rzeczywiście obnaża wszystkie słabości. W naszym przypadku te słabości to: problemy ze zbiórkami, atakiem pozycyjnym, przekazywaniem w obronie, skutecznością oddawanych rzutów z czystych pozycji, koordynacją.

Kibice, co nie miało miejsca już dawno, halę opuszczali już od końca trzeciej kwarty. Zawodnicy za to w ostatnich minutach spoglądali jedynie na zegar, odliczając sekundy do końca tej wyjątkowo niestrawnej uczty. Przed meczem kibice entuzjastycznie przyjmowali plakaty z koszykarzami, deklarując chęć powieszenia sobie ich nad łóżkiem, nad półką, przy szafie, na szafie. Nieważne. Ciekawostką pozostanie, czy ci sami entuzjaści, po 40 minutach meczu, nie będą bliżej schowania owych plakatów głęboko pod łóżko?

NIKT z nas nie chce oglądać takiego Górnika. Górnika, który na parkiecie jest zagubiony, polega jedynie na doświadczeniu dwójki Stochmiałek-Buczyniak, gra statycznie, schematycznie. Górnika, którego gracze nie decydują się atakować kosza pomimo czystej do niego drogi bo jest dopiero 5 sekunda akcji. Górnika, którego gracze nie decydują się na rzut z czystej pozycji z dystansu, bo wolą zrobić zwód do środka, który tylko przybliża ich do obrońcy. Wreszcie Górnika, którego zawodnicy, z niemocy, rzucają przez ręce dwóch obrońców.

W ciągu całego meczu nasi mieli jedynie bardzo krótkie przebłyski doskonałości: to trójki Buczyniaka, Wieczorka, Maryniaka z dobrych, wypracowanych pozycji, czy jedyna w ciągu całego meczu bardzo dobra, składna akcja zespołowa Stochmiałek-Fedoruk...zakończona jednak fatalnym pudłem tego ostatniego spod samego kosza.

Ok, może cieszyć rzut trafiony z całgo boiska przez Murzacza, jego serce do gry, wielki wysiłek wkładany w mecz. Cieszy też debiut w III lidze 14-letniego Bartka Szmidta i jego 2 zdobyte punkty po zgrabnym obrocie i rzucie z trzeciego metra.To wciąż jednak za mało. Kropla w morzu kibicowskich potrzeb.

Utknęliśmy jako zespół na mieliźnie. Jeżeli ktoś jeszcze wierzył w wypłynięcie na szersze wody w kierunku suchego lądu o nazwie II liga, może teraz o tym zapomnieć. Biało-Niebiescy nie mają już nic do stracenia. Hmm... może czas ogrywać naszą przecież bardzo zdolną w skali ogólnokrajowej młodzież z rocznika 1997 ?

Jutro część kadetów zagra w zespole juniorów w hicie z Zastalem Zielona Góra. Pl. Teatralny, godz. 15.

czwartek, 10 stycznia 2013

Galwanizujący weekend przed nami

Galwanizujący, czy po prostu elektryzujący weekend przed kibicami. U siebie zagrają seniorzy, juniorzy, kadeci i minikosz dziewcząt.


III LIGA: Górnik Wałbrzych (4-6)- Maximus Kąty Wrocławskie (5-4), sobota, 18:15


Czy biało-niebiescy wygrają po raz piąty z rzędu ? Czy są rzeczywiście w stanie, po sześciu kolejnych porażkach, wygrać po raz piąty? Sezon który miał być spokojny, obfitujący w wygrane stał się niezwykle szalony i burzliwy. Podróż naszych z piekła do nieba trwa. I oby nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Wydarzenie meczu z Kątami to rzecz jasna debiut Bartłomieja Józefowicza w III lidze. Dla kibiców Górnika "Józek" jest jak łysy koń, ale - jak już wiemy po historii Adriana Stochmiałka - III liga potrafi wykrzesać z graczy umiejętności, o które ci wcześniej nie byli podejrzewani. Jak "Józek", znany z zamiłowania do rzutów dystansowych, sprawdzi się w grze bardziej w roli skrzydłowego niż obwodowego. Jak jego doświadczenie i to, że przecież nie przyjechał z wakacji, a z drugoligowej Nysy Kłodzko, wpłynie na grę biało-niebieskich? "Józek" powinien być w gazie, choć na razie trudno mi wyobrazić sobie jaką rolę będzie spełniał w III lidze. Z Górnikiem trenuje też Mariusz Karwik, ale jego powrót do gry to wielka niewiadoma.

JUNIORZY: Górnik Wałbrzych (4-3) - Zastal Zielona Góra (5-3),niedziela, 15:00, Teatralna.

Błyskawiczny powrót do zdrowia po złamaniu ręki podkoszowego Szymona Kurzepy jest niespodzianką. Oby jego postawa w meczu z Zastalem niespodzianką nie była (tą negatywną). O pozytywnej niespodziance nie ma mowy. Dlaczego? Bo Kurzepa (to wg. statystyk i wypowiedzi trenera Borzemskiego) bardzo pewny, solidny punkt zespołu. Nie będę ściemniał - nie widziałem choćby jednego meczu juniorów w tym sezonie, bo ich terminy wciąż były dla mnie bardzo niewygodne. Na mecz z Zastalem się wybieram, bo - jak wskazuje tabela - nasi są zdeterminowani wyciągnąć z kieszeni scyzoryki i za wszelką cenę wymajstrować wygraną. Bo wciąż jest o co grać. W razie czego naszym juniorom można wiele wybaczyć, bo spora część zespołu z rocznika 1995 to... kadeci z rocznika 1997.

KADECI 98: Górnik Wałbrzych (3-9) - Zastal II Zielona Góra (4-7), sobota 16:30, Teatralna.

W swoim trudnym, pierwszym sezonie w kadetach, po opuszczeniu matczynego łona jakim była liga młodzików, górnicy z rocznika 1998 mają problemy. Największym jest chyba to, że ich najlepszy zawodnik, rok starszy Mateusz Kłyż, po sezonie stanie się już juniorem i zespołowi Tadeusza Pogorzelskiego już nie pomoże. Tym razem do Wałbrzycha przyjeżdżają rówieśnicy (i w dodatku sąsiedzi w tabeli) z Zielonej Góry. Biało-Niebiescy wciąż nie są faworytem tego spotkania, ale to boisko zweryfikuje, kto jest lepszy.


MINIKOSZ DZIEWCZYN, sobota, 10:00, Teatralna

Hmm... niewiele mogę powiedzieć nie tylko o minikoszykówce, ale o koszykówce dziewcząt w ogóle. Dlatego też na mecze się wybiorę, bo minikoszykówka to mini turniej z trzema drużynami złożonymi z mini zawodniczek. Nie wiem co więcej mogę na ten temat dziś napisać.

Tyle.Sobie i wam życzę koszykarskich emocji !!!!



poniedziałek, 7 stycznia 2013

Cztery razy Józka

Bartłomiej Józefowicz powrócił do Górnika. Ostatni raz w biało-niebieskim stroju "Józek" widziany był w przygnębiającym "meczu z taczką" w marcu 2011 roku. "Józek" pisze właśnie kolejny rozdział w swojej długiej historii burzliwych relacji z naszym klubem, bo w Górniku ten skrzydłowy pojawia się po raz czwarty.


"Józek" w kibicowskim środowisku odbierany jest różnie. Część kibiców ma do niego duży sentyment, inna do jego powrotu podchodzi z kamiennym sercem. U nieco bardziej doświadczonych kibiców Górnika "Józek" jest po prostu sporym kawałkiem historii wałbrzyskiej koszykówki. W biało-niebieskim trykocie Józefowicz spełniał mnóstwo ról: bywał ważnym graczem pierwszej piątki, zadaniowcem-zmiennikiem, czy też ostatnim w kolejności do wejścia na parkiet z ławki rezerwowych. Dla młodszych fanów jest po prostu kolejnym regionalnym koszykarzem, z jakąś tam przeszłością w wałbrzyskim zespole.

A oto górnicze kalendarium Józka:

lipiec 2002 - w wieku 22 lat trafia do II-ligowego Górnika z SMS Warka. Zadanie przed nim trudne, bo z zespołu gdzie miewał problemy trafił do Wałbrzycha w miejsce lidera biało-niebieskich, Rafała Motyla. Nadzieją napawał jego bardzo dobry poprzedni rok, gdzie w MKS Wrocław w II lidze zdobywał ponad 15 pkt/mecz.

sierpień 2005 - po trzech latach Józek zmienia środowisko. Dołującego w I lidze Górnika wraz z Maćkiem Sterengą zamienia na równie nisko notowany w tej samej lidze AZS Radom.

12.10.2005 - Biało-Niebiescy ogrywają u siebie AZS Radom 99:81, choć do przerwy sensacyjnie prowadzili radomianie 50:44. 22 z 50 punktów akademików zdobył grający wielkie spotkanie "Józek". Ostatecznie "Józek" trafił w całym meczu aż pięciokrotnie za trzy, kończąc mecz z 24 punktami. Do dziś pozostaje to najbardziej pamiętny występ Józefowicza - szkoda, że nie w biało-niebieskim trykocie. Wałbrzyszanie zwycięstwo w tamtym meczu zawdzięczają Marcinowi Stokłosie, autorowi 31 punktów (6x3).

wakacje 2006 - po dobrym sezonie w żegnającym się właśnie z I ligą AZS Radom (śr. 10.9 pkt/mecz w 23 grach), wraca do innego już Górnika. Do Górnika zdesperowanego by awansować wreszcie do playoffs I ligi, do zespołu solidnie wzmocnionego przed sezonem. No i z nowym trenerem - Radosławem Czerniakiem.

25.04.2007 - "Józek" świętuje z Górnikiem niespodziewany awans do ekstraklasy. Zasługa Józefowicza w awansie duża jednak nie była, bo bohater tego wpisu nie był ulubieńcem trenera i do gry wchodził jako zadaniowiec. Sezon kończy ze śr. 13.7 min i 2.8 pkt w 26 meczach.

listopad 2008 - po całym sezonie spędzonym na końcu ławki w ekstraklasowym Górniku (tylko 9 meczów, w sumie 54 minuty w grze i 12 pkt) "Józek" kontynuuje boiskowe epizody w sezonie następnym. W końcu zmęczony siedzeniem na ławce rozwiązuje kontrakt i trafia do II-ligowej Pogoni Prudnik. Tak żegna się z wałbrzyskim środowiskiem: "Chciałbym podziękować kibicom Górnika za wieloletnią przygodę, także krytykom oblewających mnie pomyjami." (www.gornik.walbrzych.pl, 21.11.2008).

wakacje 2009 - "Józek" po raz trzeci w Górniku. Przygoda w Prudniku okazała się krótka i bezowocna, dlatego do Wałbrzycha Józefowicz trafił przez pierwszoligowy AZS Kalisz, gdzie miał przeciętny sezon. Nasz zespół wrócił do I ligi, starając się odbudować ze zgliszcz niewypłacalności z czasów ekstraklasy. Józefowicz został jednym z konserwatorów coraz bardziej zdziadziałej ruiny o nazwie "Górnik Wałbrzych".

marzec 2011 - Biało-Niebiescy przegrywają u siebie wysoko ze Zniczem Pruszków w najbardziej kontrowersyjnym meczu ostatnich lat. Józefowicz jest członkiem 7-osobowego składu nieszczęśników w biało-niebieskich strojach, którzy musieli zagrać w spotkaniu, w przerwie okraszonym wystąpieniem taczki na środku parkietu. W całym sezonie "Józek" zalicza najlepsze w karierze 59 proc.skuteczności za dwa i... najgorsze w karierze 16 proc.za trzy (13/80). Górnik z hukiem spada z I ligi, a skrzydłowy ostatecznie przenosi się do Doralu Nysy Kłodzko.

styczeń 2013 - "Józek" po raz czwarty rozpoczyna swoją przygodę w Górniku. Po przeciętnych występach w II-ligowej Nysie Kłodzko (w sezonie 2011/12 najgorsze w karierze 35 proc. skuteczności z gry za dwa, ale za to 10.5 pkt na mecz, w sezonie 2012/13 7.7 pkt w 10 meczach) oraz po dość słabym epizodzie w I-lidze w Sudetach Jelenia Góra (5.8 pkt i 37.5 proc. za 2 w 13 meczach).

Jakim graczem w III lidze będzie Bartłomiej Józefowicz ? Jak długo potrwa trwający od lat melodramat, gdzie "Józek" jest niczym alkoholik powracający do żony (Górnika) z wygnania. Czas pokaże.


piątek, 4 stycznia 2013

Biało-Niebieskie TOP 10 2012

 

Rok 2012 za nami. Czas na wyszczególnienie najciekawszych wydarzeń z ostatnich 12 miesięcy w biało-niebieskiej koszykówce.


Derby Wałbrzycha. 7.03.2012. foto. styrlitz
Głównym kryterium rankingu jest... moja pamięć. Zadałem sobie w głowie pytanie: "Co Ci bracie zapadło w pamięć, gdy wspominasz rok 2012 w wykonaniu górników ?" Te wydarzenie, które przyszło do głowy na początku, znalazło się na szczycie rankingu. Im później coś wracało do mnie w tej krótkiej wewnętrznej wspomince, tym dalej znajduje się w podsumowaniu. W taki oto sposób wykrystalizowało się 10 pozycji:

10.  NADZIEJA W POTENCJALE. 

Kadeci Górnika bardzo bliscy ogrania mistrza Polski 1997 - WKK Wrocław.

Obserwuję grę rocznika 1997 od samego początku, czyli od 2009 roku. W 2011 chłopcy Wojciecha Krzykały zaskoczyli wszystkich, docierając do meczu o brąz MP młodzików. Tak długo w grze młodzieżowców Górnika nie widzieliśmy od 2003 roku. W tym sezonie, już jako kadeci pod opieką Pawła Domoradzkiego, potwierdzają swój potencjał, ciągle się rozwijając. Porażka z odwiecznym rywalem, WKK Wrocław 68:73 wstydem nie jest i wciąż jest jedyną w tym sezonie. WKK to mistrz Polski rocznika 1997, ma dwóch reprezentantów Polski (wypadli blado w meczu z Górnikiem) grywających już w III lidze. Nasi zademonstrowali kawał dobrego basketu, słynny wałbrzyski charakter, prowadzili do przerwy 10 pkt. Do zwycięstwa zabrakło jednak sił. Warto jednak pamiętać, że górnicy zagrali bez jednego z liderów, kontuzjowanego Bartka Szmidta. Górnik z rocznika 1997 stać na wszystko w tym sezonie. Postępy biało-niebieskich doceniają kibice, którzy mimo fatalnej pory (środa, 15:30) licznie stawili się w OSiRze, gdzie wspierali kadetów dopingiem.


9. SZERYF W "TEATRALNEJ".

Wizyta prezydenta Wałbrzycha, Romana Szełemeja na meczu Górnik-Gimbasket.

Prezydent skorzystał z zaproszenia klubu i zawitał ze swoimi ludźmi do ciasnej hali przy pl. Teatralnym. W siedzibie klubu, przy poczęstunku, rozmawiał o przyszłości koszykówki w Wałbrzychu. O Górniku napisano w lokalnych gazetach, a Szełemej, w hali wypełnionej głośnymi kibicami, obserwował serpentyny wysyłane na parkiet z trybun, oglądał występ cheerleaderek i doświadczał przekonywującego zwycięstwa samego zespołu. Tego samego dnia www.gornik.walbrzych.pl stała się oficjalną witryną klubu. Współpraca na linii kibice-klub nigdy nie była tak dobra.

8. KIBIC PRZYSZŁOŚCI.

10-letni Daniel prowadzi doping kibiców na wyjazdowym meczu we Wrocławiu.

Ktoś powie, że Daniel jest za młody, że nic nie wie o kibicowaniu. Bzdura. Jego staż w hali wałbrzyskiego OSiR-u mógłby zaskoczyć niejednego. Mecze Górnika zaczął obserwować niemal wprost z kołyski, dziś jest już fanatykiem bez którego trudno wyobrazić sobie kibicowski "młyn". To w nim upatrujemy przyszłość koszykarskiego fanatyzmu w Wałbrzychu. Oby nie zmienił nagle upodobań gdy trochę podrośnie.

7. TRANSFERY ZE STRATOSFERY.

Sławomir Buczyniak i Łukasz Grzywa wracają do Górnika.

Wstrząsająca informacja. Nikt się tego nie spodziewał. Znani z pierwszoligowego Górnika zielonogórzanin Buczyniak i wrocławiak Grzywa mieli stworzyć kręgosłup drużyny walczącej o awans. Świetny strzelec Buczyniak i gigantyczny (nawet na I ligę, co dopiero na III) Grzywa mieli zdominować rozgrywki. I o ile  Sławek nie zawodzi, to Łukasza w Górniku już nie ma.

6. DEMONSTRACJA SIŁY.

Prezentacja Górnika przed sezonem 2012/13. 

Było tam wszystko. Uśmiechnięte twarze, obok seniorów rekordowa liczba grup młodzieżowych po połączeniu obu wałbrzyskich klubów, popisy cheerleaderek, występy dunkera Łukasza Biednego i trochę hip-hopu na żywo. Do tego nowy tytularny sponsor i jasno postawiony cel: walczymy o awans ! Wszyscy, którym leży na sercu wałbrzyski basket byli święcie przekonani o narodzinach potęgi, walca-giganta, będącego gotowym do miażdżenia każdego, jakże prowincjonalnego, trzecioligowego rywala.  Kibice tonęli w entuzjaźmie - dla nich nastała lokalna koszykarska mocarstwowość. Nagle, po połączeniu obu wałbrzyskich ekip, awans do II ligi stał się jednoznacznie planem minimum i maksimum na zbliżający się sezon.

5. MECZ, KTÓRY WSTRZĄSNĄŁ NASZYM ŚWIATEM.

Sezon 2011/12. Młody Górnik wygrywa z liderem rozgrywek, KKS Siechnice.

Dziś ten wybór może dziwić. Ot, jedno, nic nie dające zwycięstwo. Ale wtedy, w styczniu 2012, gdy górnicy mieli na koncie tylko dwie wygrane w dziesięciu meczach, niewielu było optymistów. Młodzi wałbrzyscy adepci koszykówki dostawali cięgi od każdego. I nagle, niespodziewanie, udaje się ograć lidera. Euforia po meczu była nieprawdopodobna. W pamięć zapadły przerażone twarze koszykarzy Siechnic, gdy wszyscy kibice na stojąco dopingowali Górnika w ostatnich sekundach. Górnik wygrał po raz pierwszy u siebie od niemal roku, kibice czuli się tak, jakby to zwycięstwo dawało co najmniej awans. A sam mecz ? Wyrównany do ostatniej sekundy, straszny dreszczowiec owiany przeraźliwie głośnym dopingiem kibiców. Wałbrzyski kocioł w czystej postaci.

4. DERBY. PO PROSTU.

Minimalna porażka w derbach Wałbrzycha z KK Prometem 76:81.

Porządne derby muszą elektryzować. Tak było i tym razem. Przez ten jeden sezon przestaliśmy derbowym nazywać pojedynki ze Śląskiem. Znaleźliśmy jeszcze bardziej lokalny substytut - wałbrzyski KK Promet. O ile w pierwszej serii spotkań górnicy zostali przez walczącego o awans, bardziej doświadczonego rywala zmiażdżeni, to w rewanżu mecz był niezwykle wyrównany. Biało-Niebiescy przegrali, choć prowadzili do przerwy. Nikt jednak z powodu porażki nie rozpaczał, bo postęp jaki w ciągu kilku miesięcy dokonał się w drużynie trenera Chlebdy (pomijając istotne wzmocnienie Adrianem Stochmiałkiem) był widoczny gołym okiem. Niezwykła atmosfera na trybunach to w takim spotkaniu pewnik: głośne okrzyki, morze serpentyn i niesamowity ścisk, ścisk, ścisk. Tak wielu ludzi chciało ten pojedynek zobaczyć. Z jednej strony, trochę tego rodzaju derbów będzie mi brakować.

3. WAŁBRZYSKI ZEW KRWI.

Górnik zaczyna sezon 2012/13 od bilansu 0-6.

Z każdą kolejną porażką atmosfera wokół zespołu gęstniała. Biało-Niebiescy ugrzęzli po kolana w bagnistym terenie pełnym docinek, kpin, wyzwisk i pretensji. Napompowany do granic wytrzymałości balon pękł z wielkim hukiem. Pompowali go wszyscy: koszykarze, działacze, kibice. Działacze obiecywali eden, kibice wywierali wielką presję na zawodnikach. Górnicy grali koszmarną koszykówkę, fanom puszczały nerwy, a trener Chlebda ostał okrzyknięty głównym winowajcą niepowodzeń. Wszyscy kibice byli myśliwymi. To właśnie coach wałbrzyszan był zwierzyną łowną, naszą lokalną antylopą, którą trzeba ustrzelić. To jednak nie trener (oddał się do dyspozycji zarządu, ale ten trenera zostawił), a dwóch zawodników (Iwański, Grzywa) stało się ofiarami polowania, swoistego wałbrzyskiego zewu krwi.

2. BIAŁO-NIEBIESKI FENIKS.

Górnicy wygrywają cztery kolejne mecze, odbijając się od dna tabeli.

 I właśnie wtedy, gdy nasi koszykarze siedzieli wygodnie na dnie ligowej tabeli, coś zaskoczyło. Górnik złapał drugi oddech, zwycięstwo goniło zwycięstwo, a kibice schowali strzelby do szafy.  Biało-Niebieski zespół - niczym feniks - odrodził się z popiołów, przełożył datę swojego pogrzebu. W zasadzie pozycję nr 3 i nr 2 na liście różni nie wiele. "Feniks" wylądował wyżej, bo postanowiłem bazować na optymistycznym wydarzeniu, a nie promować nasz i tak dostatecznie bolesny wałbrzyski kataklizm.

1. FUZJA, KTÓRA ZMIENIŁA WSZYSTKO.

 Górnik Wałbrzych łączy się z KK Prometem Wałbrzych.

Wielu już dawno temu przebąkiwało o konieczności połączenia klubów: z powodów sportowych, ekonomicznych, marketingowych. KK Promet miał świetny zespół, ale ich mecze bardziej przypominały stypę niż widowisko sportowe. Górnik miał głośnych kibiców, ale bardzo młody skład, choć ciągle się rozwijający, nie gwarantował sukcesów. Jedni i drudzy ledwo wiązali koniec z końcem, bardzo dbali także o swoje interesy, na czym cierpiała pomiędzy nimi współpraca (wypożyczenia graczy, handel kartami zawodniczymi). Obie strony łączył jednak jeden cel - odbudowa wałbrzyskiej koszykówki. Gdy okazało się to niemożliwe osobno, postanowiono połączyć siły. Odstawiono dawne nieporozumienia na bok, podzielono równo miejsca w zarządzie, a najwierniejsi kibice Górnika nie mieli problemów z zaakceptowaniem byłych koszykarzy Prometu. Zyskali na tym wszyscy: współpraca na linii kibice-klub jest bardzo dobra, zespół gra przy świetnej atmosferze, klub jest wsparty solidnymi sponsorami, a i skład może cieszyć (pomimo wielkiego falstartu z przełomu października i listopada).

wtorek, 1 stycznia 2013

Nowy Rok. Dwa lata bloga.

1 stycznia to nie tylko pierwszy dzień nowego roku. To także data powstania blogu "Górnicy". Równo dwa lata temu, może nieco jeszcze zamroczony po sylwestrowej zabawie, założyłem ten blog. Następnego dnia, 2 stycznia, zacząłem pisać o biało-niebieskiej koszykówce. Górnicy byli wtedy w połowie rozgrywek sezonu 2010/11, grali w I lidze, gdzie powoli zaczynali dotykać dna ligowej tabeli. Liderami tamtego zespołu byli niezawodny strzelec Krzysztof Jakóbczyk oraz nabytek prosto z USA, imponujący nam swoimi podkoszowymi manewrami Marcin Ustarbowski (nieco mniej imponował nam jego egoistyczny styl gry).

Dzisiaj, czyli 265 wpisów dalej i dwie ligi niżej, w obecnym Górniku możemy oglądać tylko jednego zawodnika z okresu początkowoblogowego (A. Stochmiałek). W ciągu tych dwóch lat zmienił się zarząd klubu, jego organizacja, system funkcjonowania. W ciągu tych dwóch lat przeszliśmy z górnikami, jako kibice, daleką drogę.

W 2013 roku, jako kibice Górnika, marzymy o jednym: awansie do II ligi. Dwa lata temu II liga była najczarniejszym z możliwych scenariuszów, dziś jest spełnieniem snów. Marzymy o opuszczeniu prowincjonalnej III ligi, reprezentującej zakamarki polskiej koszykówki. Ligi, której system i organizacja rozgrywek wydaje się mieć niewiele wspólnego z XXI wiekiem (a jesteśmy już w tym wieku od 12 lat !).

Jest styczeń 2013, a awans wydaje się w naszej sytuacji rzeczywiście bardziej marzeniem, aniżeli logiczną kalkulacją. Cóż... wiara umiera ostatnia.