Szukaj na tym blogu

czwartek, 31 października 2013

Co w ten weekend?

Weekend po Święcie Zmarłych okazał się wg działaczy Dolnośląskiego Związku Koszykówki świetną okazją by dać kibicom metaforycznego kopniaka w tyłek, bo Górnicy w III lidze w dniach 2-3 listopada nie grają. Ludzie odpowiedzialni za układ terminarza zrobili wszystko by te całe 14 kolejek sezonu 2013/14 rozłożyć jak najbardziej w czasie. I tak, kierując się założeniem pt. "Byle do marca", w lutym obejrzymy okrągłe... 0 spotkań.

Wracając do początku listopada...

Co zatem możemy oglądać w weekend?

2.11.2013 - Górnik Wałbrzych - Ostrovia Ostrów Wlkp. (piłka nożna, II liga)

Biało-Niebiescy biegający po zielonej murawie nie przestają zaskakiwać. Choć ich gra nie olśniewa, zajmują kapitalną trzecią lokatę w lidze. W sobotę o 14:00 na stadionie przy ul. Ratuszowej zmierzą się z zajmującym 11. miejsce w tabeli beniaminkiem. Cel? Trzy punkty.

3.11.2013 - Górnik Wałbrzych - MKS Polkowice (koszykówka, liga młodziczek, godz. 11:00, OSiR)

Nasze biało-niebieskie dziewczyny wciąż czekają na poznanie smaku zwycięstwa. W niedzielę nie będzie o to łatwo, choć Polkowice to sąsiad naszych Górniczek (?) w tabeli. Zespół młodziczek to pierwszy w historii Górnika rocznik żeński, dlatego o pozstawieniu w kącie powiedzenia "pierwsze koty za płoty" nie może być mowy. Nasze jak na razie uderzają głową nie w płot, ale w solidny mur, zbudowany przez lepiej wyszkolone technicznie i taktycznie rywalki. Kolejne wartościowe doświadczenia (oby mniej brutalne niż ostatnio) zawodniczki Ewy Smaglińskiej zbiorą właśnie w niedzielę.

3.11.2013 - OSiR Basket Liga - od 14:00 do 20:00 (3. kolejka, sześć spotkań), OSiR

OSiR Basket ligę obserwuję od tego sezonu i jestem pozytywnie zaskoczony. OBL to niezły poziom, kilka meczów "na styku", z emocjami do dosłownie ostatnich sekund (mecz Court BG z Faurecią z 1. kolejki).W 3. kolejce nie powinno być inaczej.

niedziela, 27 października 2013

Nasza Lampedusa. Daleko jeszcze?

(4-0) Górnik Wałbrzych - (2-1) Spartakus Jelenia Góra 73:64


Czwarta wygrana w sezonie Górnika stała się faktem. Po satysfakcjonującym zwycięstwie na otwarcie z Sudetami II, fantastycznej pierwszej połowie z WKK II (i fatalnej drugiej), przyszły dwa bardzo wymęczone zwycięstwa z Polkątami i Spartakusem, który z powodu braku funduszy miał jedynie jednakowe koszulki, demonstrując jednocześnie całkowitą dowolność w doborze spodenek i narzut rozgrzewkowych.

Gdyby prowadzić statystykę nastrojów kibiców po meczach biało-niebieskich to nasi legitymują się co najwyżej bilansem 2-2, a może nawet 1-3 (zależy, którą połowę meczu z WKK oceniać, bo Górnik z drugich dwudziestu minut w niczym nie przypominał tego z pierwszej połowy). W III lidze, najniższym szczeblu rozgrywek w Polsce, kibice będą od wałbrzyszan oczekiwać ciągłości zwycięstw. Wysokich zwycięstw. Trudno zakładać, by to się zmieniło.

Dużo o odczuciach fanów mówią wpisy na oficjalnej stronie klubu, www.gornik.walbrzych.pl, tuż po spotkaniu ze Spartakusem (pisownia oryginalna):



Pora przejrzec na oczy bo zachwyty ze zwycięstw nad jakimiś tam Polkątami nie mają sensu bo turniej barazowy zbliza sie wielkimi krokami....i bedzie płacz!

widzieli wszyscy

Martwi mnie w naszej druzynie pewien brak ikry.Coś tam nie funkcjonuje,nie ma tego błysku (...) Jest potencjał,ale nie idzie to w dobrym kierunku (...)  Jezeli coś ta druzyna ma wywalczyc to juz powinni się zastanowic nad kilkoma zmianami w druzynie bo na razie z awansem będzie bardzo ciężko.  

Rick


 Jesli podniecają cie zwycięstwa w takim stylu jak wczoraj no to smutna wiadomosc dla ciebie..........NA 3 LIGĘ BEDZIESZ JESZCZE CHODZIŁ PRZEZ NAJBLIŻSZE KILKA LAT!!!!!!!!!

Do KSG

XXI wiek przyniósł nam wielu internetowych bohaterów, wylewających swoje żale i życiowe frustracje w anonimowych komentarzach. Często możemy przeczytać wypowiedzi mocno odbiegające od rzeczywistości. Tym razem jest jednak inaczej. Mam absolutnie podobne odczucia do ludzi, którzy wypowiedzieli swoje zdanie na klubowej stronie. 

Tak jak napisał Rick, Górnikowi brakuje ikry. Błysku. Wyjątkowo doświadczony skład, z solidnymi na poziomie trzecioligowym podkoszowymi, bardzo dobrym rozgrywającym (choć ze Spartakusem "Glapa" rozegrał sporo minut na dwójce, gdy na boisku przebywał razem z Maryniakiem), bez wyborowego strzelca na obwodzie (nie jest nim jeszcze Józefowicz), wygrywa mecze w niezbyt wymagającej III lidze dolnośląsko-lubuskiej, ale może mieć problemy w ewentualnych barażach. 

Wydostać się z mroków III ligi bez wykupienia dzikiej karty jest niezwykle trudno. Nawet imponująca postawa w rozgrywkach w regionie i egzystencja wspomnianej ikry (swego czasu cechy dostzregane w Górniku Nowe Miasto), w starciu z trudnymi rywalami w barażach, zdaje się na nic. 

Nasz zespół przypomina nieco rozbitków z Erytrei, którzy usiłowali dotrzeć na upragnioną Lampedusę - włoską wysepkę, charakteryzującą się wysypką imigrantów, zmierzających do lepszego świata. Droga na Lampedusę ze wspomnianej Erytrei jest wyjątkowo trudna, długa i niebezpieczna. Wiele kilometrów marszu po afrykańskiej ziemi, głębokie morze, złe warunki przeprawy, nadkomplet chętnych do podjęcia ryzyka. Wielu obywateli Erytrei do Lampedusy dotrzeć nie zdołało. Ta sztuka udała się nielicznym.


Górniczą Lampedusą jest II liga. Tak jak dla imigrantów z Afryki mała włoska wysepka jest w danym momencie spełnieniem marzeń, tak dla biało-niebieskich II liga uosabia, na dzień dziesiejszy, koszykarski raj. To właśnie II liga jest naszym lepszym światem, na który spoglądamy tęsknym wzrokiem z perspektywy marnej, trzecioligowej rzeczywistosci. Do II ligi chce "wyemigrować" sporo ekip. Chętnych jest dużo więcej niż miejsc. Droga wydaje się długa i niebezpieczna, a naszym głębokim morzem, stojącym na drodze do szczęścia są baraże. To w nich biało-niebiescy mogą się utopić. Ale wcale nie muszą. Wszystko zależy od tego, czy po tych morskich barażach będą umieć pływać. Czy na trudną i wymagającą przeprawę będą gotowi. 

Przed nami jeszcze 10 kolejek by przekonać się, czy szanse znalezienia się w drugoligowym raju są realne.


piątek, 25 października 2013

Nowe dzieło


Blog Górnicy przestał być jedyną formą moje działalności. Niedawno stworzyłem PIVOT Bloga, gdzie piszę o koszykówce w szerszym wymiarze. Pranie lokalnych brudów pozostawiam na boku, skupiając się na baskecie sięgajacym poza granice biało-niebieskiego świata.

Prowadzenie jednego bloga zajmuje sporo czasu, a co dopiero dwóch. W pewnym momencie być może będę musiał zrezygnować z jednego z nich, ale na razie daję radę.

Zapraszam na PIVOT Bloga TUTAJ.

W sobotę natomiast kolejny mecz biało-niebieskich w III lidze. Tym razem ze Spartakusem Jelenia Góra. Na razie kibice, niczym rozpieszczone dzieci, dostają wszystko, czego pragną. Bo czego chcieć więcej niż kompletu zwycięstw?

Ok... może trochę lepszej gry.

Równo rok temu o tej porze biało-niebiescy wciąż nie znali słodkiego smaku zwycięstwa. Z trzema porażkami na koncie byli już po pierwszej męskiej rozmowie z kibicami. Dokładnie 26 października 2012, równo rok przed pojedynkiem ze Spartakusem w sezonie 2013/14, Górnicy przygotowywali się do starcia z... jeleniogórskim Spartakusem. Mecz odbył się 28.10.2012, nasi ponieśli czwartą porażkę, a poziom rozczarowania wśród kibiców niebezpiecznie wzrastał.

Teraz nastroje są zupełnie inne. Pełni optymizmu pochodzimy do sobotniego meczu. Robimy to pomimo tego, że Spartakus też jeszcze nie przegrał, a Maciej Łabiak, nasz wychowanek, przeżywa w ekipie z Jeleniej Góry drugą młodość.

Dzięki operatywności jednego z członków "Wałbrzyskiego Kotła", Górnika od strony konkursów dla fanów podczas przerwy postanowił wesprzeć duet sponsorów: Gościniec Cesarskie Podwórko oraz Wałbrzyski Ośrodek Kultury. Do wygrania będą wejściówki na imprezę halloweenową oraz na darmowe lekcje zumby.

poniedziałek, 21 października 2013

Kąty Wrocławskie. Moja opowieść.

Dominik

(1-2) Polkąty Maximus Kąty Wrocławskie - (3-0) Górnik Wałbrzych 69:73

Kąty Wrocławskie, 19.10.2013

Jest sobota. Godzina 13. Wszystko się wyjaśniło. Dostaję potwierdzenie, że jednak do Kątów Wrocławskich się wybieramy. Pięć osób z "Wałbrzyskiego Kotła", jeden samochód służbowy. Jeden wielki uśmiech na na mojej twarzy. Będę miał okazję zobaczyć kolejne spotkanie Górnika. Spotkanie, które było dla mnie meczem prawdy. Po dwóch domowych wygranych z latoroślami, nasz team przekroczył granicę kilku powiatów i gmin by sprawdzić się ze znającymi siebie jak łyse konie zawodnikami Maximusa.

Do Kątów wybraliśmy się prosto z kompleksu Aqua-Zdrój, tuż po przekonywującym triumfie piłkarzy biało-niebieskich (4:0 z UKP Stelmetem Zielona Góra). Gdy równocześnie zamknęliśmy wszystkie drzwi samochodu (w tym te uszkodzone, bagażnikowe) była godzina 17. 60 minut do meczu. 

Z pieśnią na ustach i nadzieją w sercach dumnie wjechaliśmy do Kątów. Informator dla tych, którzy tam nigdy nie byli: Kąty Wrocławskie to miejscowość, która nie może się do końca zdecydować, czy chce być zabitą dechami wsią czy spokojnym, zadbanym miasteczkiem. Obskurne obory mieszają się tam z nowiusieńkim budownictwem, wiejskie sklepiki sąsiadują ze wszechobecną Biedronką, pojedyncze domy mieszkalne stykają się ze sporej wielkości osiedlem.  Określenie "miejsko-wiejski" wydaje się pasować do Kątów Wrocławskich jak ulał. 

Kąty dzieli dokładnie 27 minut pociągiem od Wrocławia (sprawdzałem) i ok.1h od Wałbrzycha. Sama hala Maximusa od stacji kolejowej jest oddalona o dobre kilka kilometrów. Jest to nieprzyjemny dystans, o czym przekonałem się w 2011 roku, gdy pojechałem na mecz środkiem PKP. 

Zaraz po dumnym wkroczeniu do tej miejsko-wiejskiej lokacji... zgubiliśmy się (uprzedzam wasze pytanie - odpowiedź na nie brzmi: TAK. Tak, można się zgubić nawet w mieścinie złożonej z 5 tys. obywateli). Nasz GPS z telefonu marki francuskiej bardzo nas zawiódł, wskazując halę sportową w miejscu mokradeł, po środku ciemnego lasu, zaraz za tabliczką oznajmiającą koniec Kątów Wrocławskich.

Na szczęście, po chwili, znaleźliśmy drogę do celu. Nie zaparkowaliśmy na halowym parkingu. Stanęliśmy 200 metrów dalej, bo zgodnie postanowiliśmy nie nadwyrężać gościnności naszych przyjaciół z okolic Wrocławia. Dwa lata wcześniej pozostawiliśmy swoje wehikuły pod samą halą, co okazało się błędną strategią. 

Wysiadamy z auta. Dookoła ani żywej duszy niczym na Pustyni Gobi. Smętny klimat wrocławskiej sypialni, czym w rzeczywistości są Kąty, unosi się w szaro-burej atmosferze. Nagle dzwoni mój telefon. Po drugiej stronie linii przedstawiciel "Wałbrzyskiego Kotła", pseudonim "Opalony" (zmiana pseudonimu celowa na potrzeby wpisu). On już w hali jest. Przyjechał własnym pojazdem. Pyta się gdzie jesteśmy. W środku już zaczyna się druga kwarta. Spóźniliśmy się!!! 

Nienawidzę się spóźniać. Tak już mam. Kiedyś usłyszałem w jednym filmie dewizę życiową czarnoskórego trenera koszykówki, skierowaną do swoich zawodników: "Gdy jesteście umówieni na 15, o 14:55 jesteście już spóźnieni". To zdanie utkwiło mi w głowie niczym pocisk kuli utkwił w plecach nominowanej do tegorocznej Nagrody Nobla 16-letniej Malali z Pakistanu.

Tak więc wkroczyliśmy do obiektu Maximusa po czasie. W obiekcie, z zewnątrz wyglądającym trochę jak ten nowy wałbrzyski kosciół na Podzamczu (tylko bez krzyża), przywitali nas panowie ochroniarze: w średnim wieku, z co najmniej średniej wielkości mięśniem piwnym. Wchodzimy po schodach, mijamy barek i odurzający swąd starego oleju do frytek. Mijamy kolejny duet panów z security i kierujemy się w stronę sektora gości. Mowa o całym sektorze, bo nasza piątka i kolega "Opalony" z partnerką to nie byli jedyni fani Górnika w obiekcie. Na hali spotykamy prezesa naszego klubu, rodziny zawodników, działaczy i zwykłych sympatyków wałbrzyskiego basketu. Razem naliczyłem (doliczając naszą piątkę z samochodu) ok. 20 osób. Po drugiej stronie pełno miejscowych entuzjastów koszykówki. Naszych przyjaciół sprzed dwóch lat, ubranych w gustowne trójkolorowe zimowe czapeczki, jednak nie spotkaliśmy. 

Przywitałem się z prezesem. Później z "Opalonym" odzianym w t-shirt Supermana. Wreszcie spojrzałem na parkiet. Sześć minut do przerwy. Prowadzimy sześcioma punktami. Po boisku biega wyraźnie już zmęczony Rafał Glapiński. Pytam siedzącego przede mną jegomościa (siedział obok prezesa) jak idzie "Glapie". W odpowiedzi otrzymuję zdecydowane, rytmiczne potakiwanie. Wraz z kolejnymi minutami meczu staliśmy się dwuosobowym fanklubem "Glapy". Gdy nasz rozgrywajacy wymuszał kolejne przewinienia lub po profesorsku zabierał piłkę rywalom, pan jegomość kiwał głową w moją stronę z wymalowanym na twarzy obrazem zachwytu grą Glapińskiego. Odpowiadałem mu na to półsłówkami typu "wow!", "masakra", "ekstra!". 

Do przerwy biało-niebiescy prowadzą 41:32, a "Glapa" ma na koncie 12 punktów. W przerwie jeden z naszej "samochodowej piątki" bierze udział w konkursie dla kibiców i wygrywa pen drive'a, pomimo tego, że ledwo dorzucił do obręczy z odległości 6.75 m. Mój sąsiad-jegomość wystartował za to w konkursie tortowym. I choć słodkości nie otrzymał, to przemiły prezes Polkątów wręczył mu jakieś gadżety promujące lokalną gminę. Sam otrzymałem nawet mapę Kątów Wrocławskich. Hmm... czyżby pan prezes był świadom naszego wcześniejszego błądzenia?

Druga połowa meczu. Gospodarze się odgryzają, a nasi trzymają się w grze za sprawą trójki Glapiński-Stochmiałek-Iwański. Na początku czwartej kwarty nadszedł moment, który był moją najczarniejszą myślą od kilkunastu minut - Polkąty wychodzą na prowadzenie. Górnicza defensywa topnieje niczym arktyczne lodowce. W ofesywie biało-niebiescy nie radzą sobie z agresywną, wysoką obroną Maximusa. 

Na nasze szczęscie, mamy w składzie Glapińskiego i jego wieloletnie doświadczenie z lig wyższych niż folwarczno-przaśne trzecioligowe rozgrywki. Toczący przez całe spotkanie wojnę z sędziami Glapiński był podrażniony. Przyzwyczajony do pracy sędziów z lig wyższych, nie mógl zaakceptować ewidentnych błędów arbitrów. W pewnym momencie zdenerwowany "Glapa" usiadł na krzesełku zmian, gotowy do powrotu na boisko. Z nietęgą miną koszykarskiego mordercy splunął na parkiet. Od tego momentu wierzę, że Górnik ma lidera. Ten kawałek DNA uspokoił mnie, bo uwierzyłem, że z liderem na boisku ten mecz wygramy. Nie pomyliłem się. Glapiński dyrygował grą wałbrzyszan, wymuszał kolejne faule, jego rzut osobisty ustalił wynik meczu na 73:69. To on przejął piłkę w ostatnich sekundach meczu. Najpierw mocno trzymał ją pod pachą, jednocześnie osłaniając ją ciałem. Potem wyrzucił ją wysoko w powietrze w geście triumfu. Zabrzmiała końcowa syrena, a my zbliżyliśmy się do barierek by przybić piątki biało-niebieskim.

Górnicy zdali ważny test, choć gospodarze, trafiający przez pewien czas w drugiej połowie ze wszystkich pozycji jak natchnieni, byli baaardzo blisko popsucia mi tego weekendu. Właściwie, byli o jeden rzut od wymazania mi uśmiechu z twarzy. Przy stanie 70:67 dla Górnika, skuteczność koszykarzy Maximusa zrobiła sobie wagary, co pozwoliło naszym cieszyć się z wygranej. 

W drodze powrotnej, ponownie ściśnięty jak sardynka na tyłach samochodu, słuchałem jak nasz kbic-kierowca wyrażał swoje obawy przed kolejnymi meczami. Powiadał, że "z taką grą w barażach daleko nie zajedziemy". Przed Górnikiem jeszcze sporo meczów i mam nadzieję, że nasi koszykarze pokażą mu, jak bardzo się mylił.

środa, 16 października 2013

Siedem powodów dlaczego wygramy w Kątach Wrocławskich

Dominik


Już w sobotę Górnicy wybiorą się w pouczającą podróż na północ województwa. Pouczającą, bo przyjdzie im się przekonać na ile dotychczasowe wyniki były odzwierciedleniem potencjału zespołu, a na ile czystym przypadkiem, wynikającym ze słabości rywala. Maximus Kąty Wrocławskie jest idealnym w III lidze miernikiem jakości (lub jej braku) biało-niebieskiej zgrai. W poprzednim sezonie dwie wysokie porażki z Maximusem wskazały naszym przykro dalekie miejsce w tabeli.


Na północ być może wybiorą się też kibice. Jeżeli tak, najwyższa pora wziąść się do roboty, bo czas na ostrzenie maczet i noży upływa niezwykle szybko. 

Oczywiście żartuję....

Czy nie?  

Hmm?

Gdy Polacy przegrywali w tegorocznym Eurobaskecie z Hiszpanią kosmiczną różnicą 40 punktów, komentator Polsatu Sport, były koszykarz, a obecnie trener Tomasz Jankowski mówił, tu cytat, "o mało komfortowej sytuacji". Koszykarski eufemizm stulecia. 

Przed rokiem w "mało komofortowej sytuacji" kibice postawili koszykarza Maximusa, Wojciecha K. i jego brudne skarpety. W podobnie "mało komfortowej sytuacji" w sezonie 2011/12 biało-niebieskich fanów postawili sympatycy zespołu z Kątów Wrocławskich. Jak będzie teraz?

Wracając do strony sportowej, postanowiłem poszukać pozytywów. A co! Zabawię się w niepoprawnego optymistę i wskażę wam 7 powodów, dlaczego w Kątach, po raz pierwszy pod dawna, wygramy:

1. Bo złą passę kiedyś trzeba przecież przełamać.

2. Bo powrót na boisku zdrowego Rafała Glapińskiego powinien być jak pora deszczowa w pustynnej pod względem koszykarskich indywidualności III lidze.

3. Bo "Józek" znajdzie swoją "klepkę" i będzie raz po raz ranił kątowian pociskami z dystansu.

4. Bo nasi podkoszowi w tych rozgrywkach, pomimo swoich wad, robią różnicę.

5. Bo Mateusz Myślak ma w tym sezonie jak na razie śr. punktową 17.5 - o 12 pkt większą niż w sezonie 2012/13.

6. Bo miejscem naszego Górnika nie jest III liga i koszykarze dobrze o tym wiedzą.

7. Bo kapitalny po stronie Maximusa Wojciech Kaczmarek to w tym sezonie za mało, żeby nas ograć.

Szczęśliwa siódemka powodów. Wygramy, wygramy, wygramy. Mam nadzieję, że po meczu nie będę musiał się z tych słów tłumaczyć

Amen.


poniedziałek, 14 października 2013

Nie chwal meczu przed końcem czwartej kwarty

Dominik

(2-0) Górnik Wałbrzych - (1-1) WKK II Wrocław 77:65

Górnik odkupił grzechy popełnione na WKK w poprzednim sezonie. Za nami niezłe sobotnie popołudnie. Niezłe, choć mogło być cudowne. Po ekscytującej pierwszej połowie byliśmy świadkami zapaści wałbrzyszan w drugiej. 

Mądrzejsi o zeszłosezonową klęskę w dwóch aktach, automatycznie założyliśmy, że mecz z wrocławianami będzie trudny. I to pomimo faktu, że zespół gości kadrowo, w porównaniu z sezonem 2012/13,  zmienił się w stu procentach. Młode wilki WKK z zeszłego roku przeszły kolejny lifting, przywożąc do Wałbrzycha trzech gimnazjalistów oraz grupę wiekową 16-18. Bardzo młodzi, ale zdolni, bo ta grupa to w większości młodzieżowi reprezentanci kraju i nadzieja nie tylko wrocławskiej, ale i polskiej koszykówki.

Po dziesięciu minutach było 22:8, do przerwy 47:19. Ładne i składne akcje Górników. Szaleństwo. Pogrom. Na trybunach rozpoczynają się przebąkiwania na temat pięknej perspektywy gładkich zwycięstw do końca sezonu. Takiej pewności w grze od biało-niebieskich oczekiwaliśmy już rok temu. Chwalimy, chwalimy, chwalimy i... 

...wpadamy w pułapkę własnej wyobraźni. 

Drugą połowę przegrywamy 30:46 i nasza na nowo rozbudzona nadzieja o wałbrzyskim taranie, niszczącym wszystkich rywali stojącym na drodze do II ligi, przygasała wraz z kolejnymi celnymi "trójkami" z czystych pozycji młokosów z Wrocławia. Nasi się rozluźnili lub odcięto im prąd/tlen (niepotrzebne skreślić). Wybiegani gracze WKK zaprezentowali swój potencjał, pokazali pazury. Na szczęście, biało-niebieskim starczyło paliwa na cztery kwarty. Kto wie, jaki byłby końcowy wynik, gdyby spotkanie trwało dziesięć minut dłużej?

W sobotę oglądaliśmy dwa różne Górniki. Ten wymarzony grał przez pierwsze dwadzieścia minut. O tym z drugiej połowy chcemy zapomnieć, dlatego mamy nadzieje, że już pakuje walizki i opuszcza nas na zawsze.

Warte odnotowania: Po czterech latach w oficjalnym meczu Górnika wystąpił Rafał Glapiński.

"Glapa" grał krótko, bo wciąż leczy uraz kostki. Do tego wystąpił z pokracznym numerem 18 (wtf!?), a nie ze swoją szczęsliwą siódemką na plecach. Pomimo zaledwie kilku minut w grze w pierwszej kwarcie Glapiński wniósł mnóstwo spokoju w poczynania Górników. Cały zespół wokół niego wyglądał jak posłuszne owieczki wokół pasterza. Nasz rozgrywający zdążył zaliczyć, w mojej ocenie, najpiękniejszą akcję meczu: po dostaniu podania na lewym skrzydle zamarkował rzut, powiesił obrońcę, ostro sciął pod kosz, skupiając na sobie uwagę trzech defensorów i odegrał na obwód do niekrytego "Józka", który trafił za trzy punkty. Piękna akcja, nie mająca wiele wspólnego z trzecioligową wielką improwizacją. Trener WKK po tym zagraniu wziął czas, a my zobaczyliśmy próbkę tego, jak może wyglądać Górnik pod dowództwem Glapińskiego. 

Teraz naszych czeka pojedynek w Kątach Wrocławskich - terenie wyjątkowo nieprzyjaznym i dla zawodników i dla kibiców. 



czwartek, 10 października 2013

Odkupić grzechy

Dominik

Był mroźny, listopadowy wieczór 2012 roku. Hala wałbrzyskiego OSiRu. Wyraźnie podłamani kibice Górnika kierują się w stronę wyjścia. Ich ukochany zespół przegrał właśnie piąty mecz z rzędu w folklorystycznej III lidze. Zatrważający bilans 0-5 stał się faktem. Katem wałbrzyszan była młodzież WKK II Wrocław. Nasi nieudolnie trzymali się żółtodziobów z Wrocławia przez trzy kwarty, ostatnią przegrywając ...7:28. Wynik końcowy? 58:78.

Od 2004 roku opuściłem może dwa, trzy domowe mecze Górnika, ale po końcowej syrenie takiej złości wśród fanów jeszcze nie widziałem. Ba, nigdy wcześniej nie oglądałem tak bezsilnego zespołu biało-niebieskich: podłamanego,  bez wiary, bez pomysłu, bez chęci. Nigdy wcześniej i nigdy później na wałbrzyskich koszykarzy nie wylano tak ogromnego wiadra pomyj. Kumulująca się od pierwszej porażki w sezonie 2012/13 z rezerwami Śląska złość musiała wreszcie się wylać. Nawet późniejszy "skarpetkowy mecz" z Maximusem Kąty Wrocławskie nie wydawał się tak dramatyczny. 

Listopadowy mecz z WKK u siebie to dla przeciętnego kibica wałbrzyskiego basketu horror bez happy endu. Horror, w którym w bestialski sposób zamordowany zostaje główny bohater wraz z ukochaną. Horror, który zabił resztki nadziei wśród kibiców, że sezon 2012/13 można jeszcze uratować. Mówi się, że "nadzieja umiera ostatnia". Cóż, w meczu z WKK II, Nadzieja popełniła samobójstwo, doszło do koszykarskiego harakiri.

W tę sobotę do Wałbrzycha ponownie przyjeżdża WKK II. Należy dodać, że będzie to WKK zupełnie inne niże te, które sprawiło nam lanie w tamtym roku. Zupełnie inne, bo jeszcze młodsze (tak, tak.... da się złożyć JESZCZE młodszy zespół niż ten z listopadowego wieczoru).

Oto skład rywali, jaki potencjalnie zobaczymy w sobotę. Na moją prośbę podesłał go we wtorek trener wrocławian, Tomasz Niedbalski. Skład oczywiście może ulec zmianie, ale przypuśćmy, że to właśnie tę dwunastkę ujrzymy w naszym OSiRze:


Zwróćcie uwagę na roczniki. Zespół w którym najstarszy zawodnik ma 18 lat wygrał w pierwszej kolejce ze spadkowiczem z II ligi, WSTK Wschowa 67:65. To robi wrażenie tym bardziej, że w 1. kolejce nie zagrał chociażby Wiktor Sewioł - najlepszy gracz reprezentacji Polski w tegorocznych ME U-16 i chyba największy talent z tej grupy. W 1. kolejce błyszczal Michał Kapa, autor 24 punktów i 10 zbiórek. Ten sam Kapa, który dwa lata temu wystąpił w roli kata Górników w lidze młodzików. W roli kata wałbrzyskiej młodzieży spełniał się zresztą i Sewioł, a miało to miejsce podczas półfinałów MP U-16, gdy ten zawodnik naszym kadetom rzucił 32 punkty. Obok tej dwójki warto będzie zwrócić uwagę na dwóch 15-latków w tej grupie - obaj na pewno są w TOP 5 graczy w Polsce w tym roczniku, a Dominik Rutkowski ma za sobą niezłe występy w kadrze starszego rocznika, na ME U-16.

W naszej ekipie najstarszy gracz jest dokładnie DWA RAZY STARSZY od "weterana" z Wrocławia. Mowa o 36-letnim Mariuszu Karwiku. Najmłodszy w Górniku, 20-letni Paweł "Maryna" Maryniak byłby najstarszym ogniwem WKK II. Zespół z Wrocławia pokazuje jak powinny wyglądać rezerwy pierwszego zespołu. Szkoda, że my w III lidze oglądamy nasz eksportowy zespół, a nie właśnie 17- czy 18-letnich juniorów. 

Kto zwycięży w sobotę? Młodość czy doświadczenie? Górnicy stają przed szansą odkupienia grzechów z zeszłego sezonu, objawiających się w kibicowskich koszmarach jako dwie dotkliwe porażki: wspomniana listopadowa oraz późniejsza, wyjazdowa (62:88).

niedziela, 6 października 2013

Dobre dobrego początki?

Dominik

(1-0) Górnik Wałbrzych - (0-1) Sudety II Jelenia Góra 90:53


201 dni. Tyle czekaliśmy na kolejny ligowy mecz Górnika. Przez ten czas na świecie wydarzyło się sporo: w Syrii zginęły kolejne setki niewinnych ludzi, w Watykanie wybrano nowego papieża, a w Stanach Kim Kardashian urodziła córkę, której imię brzmi...Północ. 

Nowy sezon ligowy ma sprawdzić ile nauczyliśmy się w Wałbrzychu przez ostatnie 12 miesięcy. Nowe rozgrywki przemaglują kibiców z cierpliwości, a zarząd i zawodników z wartości powiedzenia "Nie chwal dnia przed zachodem słońca" (albo może z "Nie ciesz się z awansu przed 1. kolejką"). Biało-Niebiescy zostali skazani na poddanie się specyficznemu "testowi kałuży". 

Każdemu z was pewnie zdarzyło się w deszczowy dzień umoczyć stopę w kałuży. Załóżmy, że było to spowodowane brakiem wyczucia nierówności chodnika koło waszego domu. Nierówności, która w czasie deszczu zapełniła się wodą. Przy następnej ulewie omijacie ową nierówność. Wasza stopa pozostaje sucha, bo wyciągnęliście wnioski. Tym razem jej nie umoczyliście. Czy nasi ukochani Górnicy wyciągną wnioski z żenującego sezonu 2012/13? Czy, po prostu, "umoczą" kolejne rozgrywki?

Zadałem sobie te pytanie przed początkiem spotkania z rezerwami Sudetów. Po 40 minutach rywalizacji uznałem, że nie można dać jasnej odpowiedzi na to pytanie, ale prognostyk wydaje się być pozytywny. 

Jeleniogórzanie przyjechali do Wałbrzycha bez jakiejkolwiek siły podkoszowej, co jedynie pokazuje, że końcowego wyniku nie można brać całkiem serio. Górnicy racjonalnie postawili na swoich wysokich, kierując mnóstwo piłek pod obręcz. Rywale nie mieli szans znaleźć na to odpowiedzi (inna sprawa, że biało-niebiescy często spod kosza pudłowali). Naszym szwankował półdystans, ale zza linii 6,75 m skuteczność pozostała bez zarzutu. Co tu dużo pisać - KK Górnik nie wyglądał jak KK Górnik, którego mieliśmy (nie)przyjemność poznać w ubiegłym sezonie. Był bardziej wyrachowany niż nonszalancki, raczej uważny niż naiwnie niedokładny. KK Górnik wyglądał jak KK Promet. Nie wiem czy to zasługa zmiany sposobu myślenia trenera Chlebdy, czy może korekty w składzie. Biało-Niebiescy wyglądają lepiej niż rok temu o tej samej porze (gorzej niż rok temu przecież już być nie może!). PRAWDZIWY test Górnicy przejdą za tydzień, gdy zmierzą się z chyba głównym faworytem do awansu - WKK II Wrocław.

Górnik meczem z Sudetami zadebiutował w Aqua-Zdroju. Ogrom obiektu mógł budować obawy, że hala będzie świecić pustkami. Kibice na szczęście dopisali i fajnie zapełnili sporą część naszego kolosa. Chwała im za to. Sam obiekt wciąż wydaje się obcy i jeszcze sporo czasu musi upłynąć by zadomowił się w mojej świadomości. Na początku bardzo przeszkadzała mi w nim przestarzała tablica świetlna, teraz - brak klimatyzacji. W hali było bardzo gorąco, niektórzy musieli w trakcie meczu zaczerpnąć świeżego powietrza lub gnać zbyt zawiłą trasą do sąsiedniego obiektu po płyny. 

Górnik w starciu z Sudetami:

Borzemski - w pierwszej piątce w miejsce kontuzjowanego "Glapy". Bardzo skuteczny z dystansu, co jest nowością w jego grze (trafił trzy "trójki"). Poza tym świetna akcja 2+1. Szkoda jedynie dwóch pudeł przy jednym podejściu do rzutów wolnych. 12 pkt.

Fedoruk - dość niespodziewanie w rotacji za Karwikiem. Wylądował na końcu ławki rezerwowych i z Sudetami zagrał epizod. 0 pkt.

Iwański - powrót Iwana Groźnego można odebrać z mieszanymi uczuciami. Zdobył 14 pkt, dużo zbierał na atakowanej tablicy. Z drugiej strony nie miał pod koszem rywali i trzy razy z rzędu spudłował spod samej obręczy. Na minus też niedolot z linii rzutów wolnych.

Józefowicz - powrót "Józka" po latach rozczarował. W świadomości wielu kibiców (w tym i mojej) wciąż dobrze ma się wyidealizowany portret Józefowicza sprzed lat, który decydował o jakości Górnika w I lidze. Dziś wielu z nas już wie, że ten portret, wraz z upływem lat, stracił nieco kolorystyczną świeżość, a ramka też jakby trochę się oberwała. Sylwetka i wydolność już nie ta, a boiskowe cechy szczególne jakby schowane gdzieś w kącie. "Józek" zafundował kibicom prawdziwy festiwal niecelnych rzutów z dystansu, półdystansu, czy z "pomalowanego". Nie wszyscy koneserzy jego talentu znieśli to dobrze, bo z trybun można było usłyszeć głosy rozczarowania józkową grą. Ze słuchem u naszego gracza wszystko w porządku, bo zaraz po wylewie złości ze strony jednego z kibiców, "Józek" cofnął swój wewnętrzny zegar i pokazał sportowy charakter: celna "trójka" z 8.5 m od kosza, dobre wejście pod kosz zakończone punktami, przytomna asysta. Wcześniej miał co prawda przebłyski (piękna asysta pod kosz do jednego z naszych podkoszowych, świetny, dynamiczny blok z rozpędu na rywalu), ale to wciąż, jak na niego, za mało. Bujny zarost żeglarza każe sądzić, że nasz zawodnik jest życiowo doświadczony i ze swoimi problemami się upora.  Z Sudetami 15 pkt, choć, biorąc pod uwagę koszmarną skuteczność, powinno być ze 30. 

Karwik - dobra zmiana. Nie wyglądał surowo. Był przyjemnym deserem po strawnym daniu głównym zafundowanym przez podstawowych graczy. 6 pkt.

Maryniak - najmłodszy w zespole, wałbrzyszanin, wychowanek. W najbliższym czasie będzie bardziej znany jako sprawca kontuzji Glapińskiego. Przeciwko Sudetom wyglądał świeżo i - wreszcie - na pewnego siebie. Czy utrzyma miejsce w rotacji po powrocie Glapińskiego? Wierzę, że tak. 7 pkt.

Myślak - najlepszy mecz Matiego od czasów Prometu Wałbrzych. W poprzednim sezonie takiego Myślaka nie oglądaliśmy. Skuteczny w wejściach pod kosz i w rzutach z dystansu. Najlepszy w barwach Górnika. Jego wrogami nie byli rywale, a... skurcze. 19 pkt.

Narnicki - solidna zmiana. Zaczął bardzo źle fatalnym podaniem, ale szybko zrehabilitował się po drugiej stronie parkietu wygraną walką na tablicy o piłkę. Trafił za trzy po raz pierwszy od dawna, później wykończył kontrę dwutaktem. 5 pkt.

Olszewski - nasz nowy wieżowiec tym razem pozostał w drugim szeregu. Czekamy na jego eksplozję gdy będzie tego wymagał wynik. 2 pkt.

Stochmiałek - niczym szczególnym się nie wyróżnił. Pozostał w cieniu. Swoje jednak na boisku wykonał. 10 pkt.

czwartek, 3 października 2013

Zaczynamy sezon: Górnik 2013-14


Dominik

Wreszcie się doczekaliśmy!!! Sezon przaśnej III ligi, dla zachowania pozorów i kamuflażu nazywanej rozgrywkami "O Wejście do II ligi", w końcu inauguruje. W tym roku Górnicy wystawiają 11-osobowy skład z aż sześcioma graczami po trzydziestce. To sporo mówi o wałbrzyskiej ekipie. Oto do walki staje grupa weteranów, która spróbuje udowodnić, że zębatki w ich wybieganych organizmach są wciąż dobrze naoliwione. Grupa ta (w większości) jest bogata w doświadczenia choćby z zeszłego roku, gdy szampany zwiastujące awans do II ligi otwierano jeszcze przed pierwszą kolejką zmagań. Tym razem szampanów brak, chucznej przedsezonowej prezentacji zespołu także. Jest za to praca u podstaw (mam taką nadzieję).


Oto Górnik Wałbrzych 2013-14:

MICHAŁ BORZEMSKI – obrońca/rozgrywający, 30 lat

Alternatywa w gotowości

Człowiek-orkiestra i dobry duch zespołu. W poprzednim sezonie nie grał dużo, dostając kilkanaście minut oswobodzenia z cienia ławki rezerwowych. W tym roku chyba będzie podobnie. Borzemski stanie się alternatywą dla zawodników, których zna od lat, bo od szkolnych czasów: Mateusza Myślaka i Rafała Glapińskiego. To, że może do drużyny wnieść sporo, udowodnił na koniec sezonu w Gorzowie, gdzie poprowadził biało-niebieskich do zwycięstwa, będąc najlepszym strzelcem Górnika.


MACIEJ FEDORUK – skrzydłowy, 20 lat

Przyjaciel czasu

Rok temu dość niespodziewanie sprowadzony z rezerw Śląska Wrocław. Poprzedni sezon zaczął koszmarnie. Kompletnie zagubiony, popełniał wiele prostych błędów, a z trybun ostro mobilizowali go niecierpliwi kibice („Maciek! Pokaż j**a!”). Z biegiem czasu grał jednak lepiej, korzystając wydatnie z przebłysków formy. Wciąż ma dopiero 20 lat. Ma czas, by się uczyć.

DANIEL IWAŃSKI – środkowy, 35 lat

Iwan Groźny

W słynnych wałbrzyskich derbach z sezonu 2011/12 nasłuchał się sporo gorzkich epitetów ze strony kibiców Górnika. Nic dziwnego, jego 24 punkty pozbawiły wtedy biało-niebieskich nadziei na triumf w prestiżowym meczu. Po połączeniu dołączył do nowobudowanej ekipy. Niestety, tylko na trzy miesiące. Brak nici porozumienia z byłym już prezesem Górnika nakazał mu opuścić szyki zespołu. Po zmianie władz w klubie będziemy ponownie oglądać go w Wałbrzychu. W Wałbrzychu, ale tylko na hali, bo „Iwan” dojeżdża na treningi i mecze spory kawałek drogi z innego miasta. Cieszmy się z jego powrotu – powinien być sporym wzmocnieniem pod tablicami.

RAFAŁ GLAPIŃSKI – rozgrywający, 31 lat

Mojżesz

Ścigający się z legendami w 67-letniej historii klubu. Słoneczny punkt wokół którego mają kręcić się biało-niebieskie planety. Postać biblijna w świecie koszykówki, mająca za zadanie poprowadzić Górnik Wałbrzych ku ziemi obiecanej o nazwie „II liga”. Gdyby do sukcesu prowadziła jedynie jakość koszykarskiego CV, przed „Glapą” rywale w III lidze powinni się rozstępować niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. Ma być liderem, dowódcą, kapitanem, a czasem – samograjem. Spory ciężar na jego barkach, ale chciałoby się zapytać: Któż jak nie on?

BARTŁOMIEJ JÓZEFOWICZ – obrońca/skrzydłowy, 33 lata

Prawa ręka lidera

Wiele sezonów na ligowych boiskach automatycznie każe stawiać go w gronie liderów Górnika 2013/14. Obok Glapińskiego będzie chyba najgroźniejszym biało-niebieskim. Kibice już nie mogą się doczekać, by z całych sił ponownie krzyknąć: „Józek! Józek!”.  Józefowicz to nie tylko zawodnik, ale i trener naszych kadetów. Wypadałoby więc świecić przykładem dla swoich podopiecznych na boisku, bo ci na pewno na meczach się pojawią i będą się grze swojego szkoleniowca przyglądać.

MARIUSZ KARWIK – skrzydłowy, 36 lat

Trzecie życie pasjonata

Kiedyś w drużynach juniorskich. Potem w Górniku Nowe Miasto. W poprzednim sezonie zmobilizował się raz jeszcze do powrotu na parkiety (już w barwach KK Górnika) mimo nawału obowiązków związanych z prowadzeniem własnych gastronomicznych biznesów. Choć w meczu ze Spartakusem, trzymając się kuchennej terminologii, wyglądał nieco surowo i nieświeżo, to wniósł nieocenioną waleczność. Przed obecnym sezonem koledzy poprosili go o ponowną reaktywację. Pasja do koszykówki nie pozwoliła na inną decyzję. Karwik powraca.


PAWEŁ MARYNIAK – rozgrywający, 20 lat

Problemy tlącego się płomienia

Dwa lata temu, na konferencji prezentującej młodego Górnika w III lidze, trener Chlebda niespodziewanie mianował go kapitanem drużyny. Nikomu nieznany skromny młodzieniec wyszedł z drugiego szeregu by przedstawić się dziennikarzom. I choć niedługo potem do drużyny dołączył Stochmiałek, pozbawiając go opaski kapitańskiej, to na boisku „Maryna” pozostawał wyjątkowo nieskromny, będąc jednym z liderów przebojowego Górnika 2011/12. Po połączeniu z Prometem jego żarzący się płomień talentu i możliwości wyraźnie przygasł. Będąc nisko w rotacji w niewielkim stopniu wpływał na grę zespołu. Podobnie może być  i tym razem. 


MATEUSZ MYŚLAK – obrońca, 27 lat

Nawiązać do przeszłości

Poprzedni sezon może zaliczyć do nieudanych nie tylko pod względem drużynowym. Mati jest żywym dowodem na to, że koszykarskie fuzje to spore wyzwanie dla zawodników. Pod względem średniej punktowej Myślak pogorszył się dwukrotnie (ze śr.10.5 pkt w sezonie 2011/12 na 5.7 pkt w 2012/13). W kolejnych rozgrywkach nasz obwodowy na pewno będzie się liczył w rotacji i postara się udowodnić, że ostatni sezon to jedynie wypadek przy pracy.

SEBASTIAN NARNICKI – obrońca, 24 lata

Liczy się każda minuta

Po karierze w grupach młodzieżowych Górnika nie udało mu się przebić do świadomości trenerów wtedy pierwszoligowego zespołu. Biało-Niebiescy przypomnieli sobie o nim, gdy sklejano do kupy trzecioligową kadrę. Narnicki znalazł się wtedy w wyjściowym zestawieniu dzielnie poczynającego sobie zespołu. Fuzja z Prometem kazała mu usiąść na ławce rezerwowych, z której zbyt często się nie podnosił. Gdy oglądaliśmy go w grze imponował skutecznym łapaniem rywali na faulach ofensywnych. Po dołączeniu do drużyny pary Glapiński-Józefowicz jego sytuacja na pewno się nie poprawiła. W nowych rozgrywkach popularnemu „Chudemu” znowu przyjdzie doceniać każdą minutę spędzoną na parkiecie. 


PRZEMYSŁAW OLSZEWSKI – środkowy, 27 lat

Człowiek od brudnej roboty

Gdyby Górnik był organizacją mafijną, Przemek rozwiązywałby konflikty za pomocą swojej budzącej respekt aparycji. Olszewski warunki fizyczne z pewnością wykorzysta na boisku. Będzie stawiał dużo zasłon, sporo zbierał i przeszkadzał w grze rywalom. W ataku też może być produktywny. Kogoś takiego biało-niebiescy potrzebowali. 


ADRIAN STOCHMIAŁEK – skrzydłowy, 30 lat

Wciąż filar

Żywa definicja różnic poziomów lig w polskiej koszykówce. W I lidze na końcu ławki rezerwowych, w II solidny, ale bez fajerwerków, w III – gwiazda i lider zespołu. Dwa sezony temu ojciec opatrznościowy młodego Górnika. Teraz? Trzeci w kolejce, po Glapińskim i Józefowiczu, do zbierania laurów. Pomimo tego, bardzo ważny element układanki.


12 ZAWODNIK 

Kadra Górnika będzie opierać się na wspomnianej wyżej jedenastce graczy. Niemniej jednak w protokole może pojawić się i dwunasty zawodnik – ktoś z zespołu juniorów. Z pierwszą drużyną trenowało ich ostatnio trzech. Chodzi o 16-latków: Macieja Krzymińskiego, Damiana Durskiego i Marcina Jeziorowskiego. Krzymiński pojawiał się na boisku w III lidze już w zeszłym sezonie, a ostatnio wybrano go do najlepszej piątki prestiżowego turnieju upamiętniającego pontyfikat Jana Pawła II (Górnik we wroclawskim turnieju zajął 5. miejsce na 6 ekip). Durski to najlepszy strzelec kadetów Górnika 2012/13 w regionie, a Jeziorowski to robiący stałe postępy skrzydłowy, który jeszcze w młodzikach, co ciekawe, rzadko podnosił się z ławki rezerwowych lub w ogóle nie mieścił się w składzie meczowym. 

A może zamiast jednego z juniorów trener Chlebda postawi na Pawła Kalińskiego? Na co dzień często spotykany w mediach pracownik służb mundurowych, a koszykarz z pasji (przeszłość w Górniku Nowe Miasto, ostatni sezon w zarządzie Górnika), niedawno zgłosił swój akces do drużyny.