Szukaj na tym blogu

czwartek, 29 listopada 2012

Być jak dynastia Qin

 NIEDZIELA, 2.12.2012: Gimbasket Wrocław (0-6) - Górnik Wałbrzych (1-6)


W chwilach wolnych od pisania pracy magisterskiej zaczytuję się w książce opisującej historię Chin. Od momentu gdy liczba moich chińskich znajomych wyraźnie się zwiększyła, zainteresowałem się kulturą Państwa Środka. Stąd ten tytuł.

Jeszcze w 230 r p.n.e państwo Qin (czytaj: sin) było jednym z wielu państw na terenie dzisiejszych Chin. Wtedy właśnie postanowiono w państwie Qin podbić ziemie państwa Han - wschodniego sąsiada. Tak zaczęła się cała seria "przejęć" Qinczyków (?). W 221 r. p.n.e. reprezentanci państwa Qin dotarli do wschodniego wybrzeża (rejon Pekinu), pokonując zamieszkujące nad Żółtą Rzeką państwo Qi i tym samym jednocząc kraj w formie cesarstwa. Szkopuł w tym, że podbój Qi przez Qin był bardzo krwawy: całą pobitą armię Qi oraz jeńców chowano żywcem,a groby kopali dla nich koledzy.

W niedzielę w meczu na dnie III ligi to my jesteśmy faworytem (choć bilans wcale na to aż tak nie wskazuje). Z Gimbasketem jeszcze nie przegraliśmy na tym poziomie rozgrywek. W zeszłym sezonie nasi wygrali pewnie dwa razy: w meczu u siebie wydarzeniem była wizyta prezydenta Szełemeja, a we Wrocławiu gospodarze kończyli mecz w czwórkę (problemy z faulami) na pięciu biało-niebieskich, z czym jeden z naszych był z polecenia trenera Chlebdy niemobilny, stojąc jak słup przy linii środkowej boiska (niezły cyrk).

W sezonie 2012/13 jesteśmy bardzo gościnni u siebie oraz wyjątkowo łagodni na wyjazdach. Bądźmy agresywni jak dynastia Qin, bez litości zdmuchnijmy przeciwnika z powierzchni ziemi. Stać nas na to.Stać na to Sławka Buczyniaka, który rzucił 64 punkty w dwóch ostatnich meczach. Czego dokona teraz?


poniedziałek, 26 listopada 2012

Zapomnijmy o Borewiczu

WSTK II Wschowa (2-5) - Górnik Wałbrzych (1-6) 64:93

Nadeszły trudne czasy dla mistrzów. Malutki klub z niewielkiej Wschowy wystawia rezerwy w III lidze, bo szczebel wyżej gra pierwszy zespół. Górnik Wałbrzych - dwukrotny mistrz Polski- jedzie na spotkanie z rezerwami WSTK bynajmniej nie w roli faworyta. Górnicy wygrywają, a kibice szaleją z radości jakby ten mecz decydował o awansie do II ligi. Takie czasy.


Niezwykle przyjemnie patrzyło się na lica biało-niebieskich po syrenie kończącej mecz. Na twarzach zarówno graczy jak i trenerów widać było radość i ulgę. Nasi wyglądali jakby ktoś ściągnął z ich pleców ogromne i zarazem niezwykle ciężkie kowadło zbudowane z krytyki, wyśmiewań, powątpiewań, konsternacji, gniewu i czystej nienawiści.Górnikom to zwycięstwo było baaaardzo potrzebne. Gdy przybijaliśmy "piątki" z naszą ekipą, trener Chlebda powtarzał do nas: "Ruszyło!", a Paweł Maryniak dodał: "Zaczynamy passę zwycięstw." W wałbrzyszan wlał się optymizm, którego nie widziano od początku sezonu.

Pełni optymizmu za to byliśmy my - kibice, wybierając się do Wschowy na mecz. Nie jesteśmy jednak nieskazitelni, bo po sześciu porażkach i nam puszczały nerwy. Czy to z trybun, czy z pozycji biurka przy komputerze zawodnicy nie raz byli bombardowani niecenzuralnymi określeniami. I my, jako fani biało-niebieskiego kramu, musieliśmy zrewidować swoje uczucia. I my nie radziliśmy sobie z parkietową bezsilnością Górnika. We Wschowej na szczęście tej bezsilności było jakby mniej - w końcu z dystansu przełamał się Mateusz Myślak (2x3, 10 pkt), po kontuzji udanie do składu powrócił nowy-stary biało-niebieski Maciej Łabiak (13 pkt), który usłyszał nawet w swoim kierunku głośne "Łabi. Łabi !!!" Obaj z resztą podziękowali nam za wsparcie po spotkaniu tak jak pozostali.

Jednak kto wie, jakby wyglądał ten mecz, gdyby nie eksplozja skuteczności Sławka Buczyniaka. Bez jego aż 40 pkt nie byłoby mowy o końcowym sukcesie. Sławek jak natchniony trafiał z dystansu, był niczym maszyna. W meczu z WSTK Buczyniak zaprezentował to wyobrażenie o sobie, które siedziało w głowie kibiców od momentu, gdy stało się jasne o powrocie tego rozgrywającego do Wałbrzycha. Sławek zapewniał nas, że wszystko idzie w dobrą stronę, że od meczu z Zastalem (porażka 78:86) widać sporą zmianę w grze Górnika. Jakby tego było mało Buczyniak jasno "określił się" na przyszłość stwierdzając, że "nigdzie się nie wybiera" i że w Wałbrzychu zakotwiczy dłużej niż na jeden sezon. Co tu dużo mówić, na Sławka liczymy najbardziej.

Pesymiści wieszczyli siódmą z rzędu porażkę, przywołując legendarny serial PRL "07 Zgłoś Się". Miało być prześmiewczo, ale wielu kibiców takie żarty w ogóle nie bawiły. Co prawda jedno zwycięstwo na pewno nie pozwoli odzyskać pełnego zaufania kibiców, ale "borewiczowska kpina" na pewno idzie w zapomnienie.

czwartek, 22 listopada 2012

Widzę ciemność

Zastal Zielona Góra (3-3) - Górnik Wałbrzych (0-6) 86:78

Czarna seria trwa w najlepsze. Porażka goni porażkę w tempie błyskawicznym, a jad, gniew i ogólnie złość przelewa się w komentarzach na oficjalnej stronie klubu. Właściwie cóż więcej pisać - przegrywamy z kolejnym bardzo młodym zespołem, rezerwami występującego w ekstraklasie Stelmetu. W Zielonej Górze koszykówka kwitnie, u nas niestety gnije coraz bardziej, a swąd coraz mocniej daje po nozdrzach. Tak na marginesie - nasi grają w lśniących, nowiusieńkich strojach, a ekipy młodzieżowe Stelmetu w bardzo już wysłużonych granatowo-pomarańczowych trykotach, których zaczyna z resztą brakować (widziałem ostatnio taki mecz gdzie juniorzy Zastalu mieli spodenki nie do pary oraz część koszulek - Stelemt wyraźnie nie dba o swoje rezerwy).

Przypomina mi się scena z kultowej "Seksmisji":


Widzę ciemność. Brak światełka w tunelu.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Koszmar na jawie

Górnik Wałbrzych (0-5) - WKK II Wrocław (4-2) 58:78



Radek jest postawnym mężczyzną. Lekko po 40-stce, w okularach i ledwie zauważalnymi "pekaesami". Jest integralną częścią "młynu" od dawna, dłużej ode mnie. Trudno bez niego wyobrazić sobie nasz zeszłoroczny wyjazd do Opalenicy, gdy to wspieraliśmy dopingiem młodzików Górnika w ich marszu po 4. miejsce w Polsce. Radek,  w środowisku lepiej znany pod pseudonimem (ściśle zastrzeżone !), na mecze Górnika dojeżdża z Wołowa, czyli pokonuje ok. 100 km w jedną stronę. Jest z Górnikiem na dobre i na złe, w zeszłym roku objechał większość wyjazdowych spotkań. Porażki biało-niebieskich bolą chyba najbardziej takich kibiców, którzy dla ukochanej drużyny przyjeżdżają z innego miasta.

Z resztą po niedzielnej porażce trudno dopatrywać pozytywów. Kibice utonęli już na dobre we własnych łzach, lamentując z powodu upadku biało-niebieskich na dno. Miesięczna przerwa w rozgrywkach miała dać naszym koszykarzom czas na przegrupowanie sił, wyciągnięcie wniosków. Krótko mówiąc - mieliśmy odbić się od dna. Stało się inaczej - na tym dnie, zamiast się z niego odbić, postanowiliśmy usiąść, wyciągnąć kanapki, zadomowić się. Trzeci mecz z rzędu NIE JESTEŚMY W STANIE ZDOBYĆ CHOĆBY 60 PUNKTÓW W MECZU. Nie świadczy to o Górniku najlepiej.

W pierwszej połowie trzymaliśmy się młodzieży z Wrocławia blisko tylko dzięki niezawodnemu Adrianowi Stochmiałkowi.Gdy w drugiej części WKK postanowiło zneutralizować naszego kapitana przez podwojenie, biało-niebiescy stanęli. Ostatnią kwartę moi koledzy z "młynu" wypełnili wulgaryzmami w stronę graczy, a ja chowałem głowę to w dłoniach, to w koszulce. Każdy na swój sposób demonstrował sprzeciw wobec kompletnej bezradności Górników na parkiecie.

Nie zabrakło głosów, że nasi nie walczyli do końca. Że zabrakło ambicji, że nasi za przeproszeniem "lecieli w ch**a" z kibicami. Jakby na zaprzeczenie tych słów, po meczu za końcowy wynik przepraszał mnie nawet dogłębnie wstrząśnięty Kacper Wieczorek. Moim zdaniem zabrakło nie ambicji, ale umiejętności, pomysłu. Uważam się za człowieka wręcz psychopatycznie zakochanego w koszykówce, ale nawet ja nie mogłem w to niedzielne popołudnie patrzeć na strasznie siermiężną, niestrawną, fatalną dla oka grę wałbrzyszan. W niemal każdej akcji waliliśmy głową we wrocławski mur, indywidualizm niczym plaga dopadł nasz zespół. Twarz raz po raz krzywiła mi się gdy oglądałem kolejne straty Górników. Stojący obok mnie Krzysiek podsumował postawę naszych krótko: "Ale nędza."


Kto był faworytem tego spotkania? Czy aby nie zespół gości? Popatrzmy na to z perspektywy dla wielu kibiców niewyraźnej.

Zdarzało się, że trener Chlebda - ku ciesze kibiców - wystawiał do akcji nawet po trzech biało-niebieskich młodzieżowców (wychowankowie Górnika Maryniak i Murzacz plus sprowadzony Wieczorek) przeciwko plejadzie wrocławskich młodzieżowców, którzy w tychże rozgrywkach młodzieżowych wielokrotnie ogrywali naszych różnicą średnio 30 punktów (Głuchowicz, Zuber, Suchodolski, Józefiak). Ok, my mieliśmy doświadczonych Stochmiałka (dobry mecz) i Buczyniaka (zawiódł) ale w WKK pojawili się chociażby Jarosław Trojan i Aleksander Leńczuk - obaj 19-letni, ale mający za sobą występy w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie (II liga), gdzie byle kogo nie biorą (trzeba przejść specjalne testy sprawnościowe). Leńczuk (nr 11) w ubiegłym sezonie notował nawet prawie 9 pkt/mecz w II lidze, a nam rzucił w niedzielę 24. W tym zestawieniu nie wyglądamy niestety najlepiej.

A co z trenerami? Z całym szacunkiem dla naszego coacha, ale to szkoleniowiec WKK Tomasz Niedbalski jest bardziej ceniony. Tomasz Niedbalski to jeden z najlepszych polskich trenerów młodego pokolenia pracujący na co dzień z młodzieżą. Pracował w SMS Cetniewo, od 2008 roku przy reprezentacji Polski rocznika 1993, z którą zajmował: 4. miejsce na ME U16 w 2009, 2. miejsce na MŚ U17 w 2010, 7. miejsce na MŚ U19 w 2011 oraz 6. miejsce na MŚ U18 w 2011 roku.

W ciągle trwającej koszmarnej serii porażek wielu z nas zastanawia się, czy na mecze przychodzi dla dobrej koszykówki, czy dla spotkania się z dawno niewidzianymi  znajomymi. Zastanawiamy się czy przychodzimy na mecze ekscytować się grą Górników, czy może w celu pożartowania z wszystkiego naokoło. Ostatnio jednak nawet powodów do żartów zaczyna brakować. Czujemy się jak w sennym koszmarze z tą różnicą, że przeżywamy to wszystko nie w błogiej nieświadomości, a  w realu. Nikt nas nie uszczypnie, nikt nie wybudzi nas ze snu. Koszmar na jawie trwa.



czwartek, 15 listopada 2012

Zdrowo porąbani

KADECI '97: Górnik - WKK 68:73



Szlagier za nami. Pierwsza, wymarzona wygrana w historii nad WKK nie stała się faktem. Górnicy przegrali, pomimo 10 pkt prowadzenia do przerwy oraz 2 pkt prowadzenia na trzy minuty przed końcem. Zabrakło sił, przeszkodziły faule, nie grał kontuzjowany Szmidt. Pomimo tego nasi nie mają się czego wstydzić, potwierdzając swój potencjał.

Ten środowy hit z WKK, pojedynek dwóch niepokonanych drużyn, miał być jak otwarta książka, w której znaleźć można odpowiedzi na wszystkie dręczące kibiców (i działaczy) pytania: Czy naszych kadetów stać na rywalizację z najlepszymi? Czy nasi aby nie zatrzymali się w rozwoju?

Mecz z WKK dał sporo odpowiedzi, ale pozostawił również jedno wielkie, kosmate "co by było gdyby". No właśnie: Co by było gdyby nasi zagrali ze swoim podstawowym podkoszowym Bartkiem Szmidtem? Możliwe, że dowiemy się w rewanżu.

Biało-Niebiescy absolutnie nie zatrzymali się w rozwoju, choć rozwój poszczególnych graczy ma miejsce w różnym tempie. Naszych stać na walkę z najlepszymi w Polsce w roczniku 1997, co jest niezwykle krzepiące. WKK to mistrz Polski tego rocznika, a wałbrzyszanie to też nie ogryzki, bo 4. ekipa wśród koszykarzy urodzonych w 1997 roku. Największy postęp poczynił w ostatnim czasie - i co do tego nie ma większych wątpliwości - Damian Durski, z resztą najlepszy strzelec Górnika w szlagierze z 17 pkt. Durski przebojem wdarł się do pierwszej piątki, trafiając do tego trzy "trójki" w jednym spotkaniu, co mu się wcześniej chyba nie zdarzyło. Mogę być nieobiektywny, ale tą opinię potwierdził znajomy z Klubu Kibica, który widział kadetów chyba po raz pierwszy w akcji.

Pozytywnie zaskoczył także zmiennik Szmidta, Dominik Dargacz. Dominik świetnie zaczął mecz od zbiórek w ataku i punktach spod kosza, gdy obsługiwali go podaniami koledzy. Szkoda, że w drugiej połowie opadł nieco z sił, ale i tak zagrał jeden z lepszych meczów w karierze bez wątpienia. I to z takim rywalem.

WKK podeszło do pojedynku bardzo serio. Na potrzeby tylko tego jednego meczu ściągnięto z juniorów Michała Kapę, będącego katem wałbrzyszan w przeszłości. Tym razem 15-letni członek reprezentacji Polski U-15 niczym nie zachwycił, zaliczał niedoloty z dystansu i pudła z linii rzutów wolnych. Trzeba jednak dodać, że to jego indywidualna akcja na 71:68 i 11 sekund przed końcem dała w praktyce wygraną WKK. Na naszych kadetów i tak musimy chuchać i dmuchać, bo jako jedyni potrafili zerwać z regułą "WKK minus 30", nawiązując z wrocławianami wyrównaną walkę w miejsce gładkich porażek różnicą 30 pkt.


Dużo mówiło się o fatalnej godzinie rozgrywania meczu. Jęki krytyków uciszyły dziewczęce piski, które zgrywały się z okrzykami licznie zgromadzonych kibiców, wspierających dopingiem biało-niebieskich. Nie zabrakło nawet magicznego "Wszyscy wstają, pomagają", które ponownie zawitało do hali wałbrzyskiego OSiR-u. Może i ponownie do hali, ale pierwszy raz na meczu kadetów. Cóż, jesteśmy zdrowo porąbani na punkcie koszykówki. Nie wiem (choć wątpię) ale trudno chyba w kraju znaleźć tylu kibiców na jakimkolwiek meczu kadetów.


Nie byłem nigdy na meczu WKK we Wrocławiu, ale widziałem spotkania Śląska. Hasło "Wrocław Kocha Koszykówkę" blednie przy tym co się dzieje u nas. Tyle.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Między makaronem,a szklanką

14.11.2012: KADECI 97: Górnik - WKK, OSiR, godz. 15:30



Obok laptopa stoi szklanka pełna coca-coli zakupionej w sklepie naprzeciw akademika. W aneksie kuchennym gotuje się makaron, a ja odliczam dni do hitowego meczu kadetów. Niepokonani Górnicy zmierzą się z niepokonanym WKK Wrocław. Taki mecz zawsze wzbudza emocje, nawet gdy na boisko wychodzą ledwie 15-letni koszykarze.

Ten wpis ma za zadanie przypomnieć o tym zbliżającym się wielkimi krokami spotkaniu. Ma także przypomnieć o zmienionej porze rozgrywania tego meczu...

No właśnie... godz 15:30 w środę to niewątpliwie termin niewygodny, podnoszący kibicom ciśnienie. Niestety, nic z tym nie dało się podobno zrobić. Obie wałbrzyskie hale są obłożone wielkimi lokalnymi wydarzeniami jak pojedynki emerytowanych pingpongistów, koszykarskie wirtuozerie panów z brzuszkiem z ligi amatorskiej oraz inne występy siatkarzy, piłkarzy halowych, szachistów, kręglarzy, karciarzy, cinkciarzy czy co tam jeszcze przyjdzie wam na myśl. W OSiRze i "Teatralnej" cała ta trupa za swoją aktywność płaci i ani myśli oddać swojej godziny siódmymi potami wciśniętej w grafik. Bo "po robocie" trzeba przecież się poruszać. W tym obłożeniu hal jest trochę prawdy, pamiętam jak sam nie raz z kumplami wynajmowałem "Teatralną"  czy też OSiR w bardzo atrakcyjnych - jak jest się cierpiącym na bezsenność psychopatą - porach (sobota na 8:00 rano, niedziela na 22). Powstanie kompleksu Aqua-Zdrój bardzo by ten sportowy Wałbrzych odciążyło, ale niestety prawie pewne jest zamknięcie jednej z już istniejących hal w momencie otwarcie tej nowej, pięknej, dużej, futurystycznej.

Wracając do kadetów - podchodzę do tego spotkania z niezwykłą ciekawością, bo wciąż nie wiem na ile zespół Pawła Domoradzkiego stać w tym sezonie. Wygrane z miernymi rywalami różnicą średnio 40 punktów mówią tyle, co nic. Co prawda pokonanie na wyjeździe solidnego Śląska moze cieszyć, to tak naprawdę WKK, jako mistrz Polski, zdefiniuje Górnicze cele.

Przy przeciętnej postawie juniorów i młodzików, oraz słabej seniorów, juniorów starszych i kadetów z rocznika 1998 przychodzi pisać nieco więcej o biało-niebieskich 15-latkach. Jest z tym trochę jak z Jerzym Janowiczem, o którym nikt nie słyszał i nikt nie pisał (co zrozumiałe) do momentu odniesienia przez niego sukcesu. "Syndrom Janowicza" można zaobserwować na tym blogu, tyle że w kontekście o zasięgu lokalnym.

Makaron stygnie. Następny wpis już po pojedynku z WKK. A potem w weekend wreszcie, po długiej przerwie, u siebie na pierwsze zwycięstwo będą polować seniorzy Górnika.



piątek, 9 listopada 2012

Zjednoczone Dwa Światy Koszykówki



NBA, USA: Mike Brown to łysawy coach młodego pokolenia. W przeszłości finalista ligi z ekipą z Cleveland oraz asystent kilku od niego starszych trenerów. W sezonie 2012/13 notuje bilans 1-4 z Los Angeles Lakers, faworytem do wygrania ligi, po czym zostaje zwolniony.

III liga, Polska: Arkadiusz Chlebda to jeszcze nie łysiejący (lecz powoli siwiejący) trener młodego pokolenia. W przeszłości ratujący przed spadkiem i uczący młodzież gry w koszykówkę pomiędzy dorosłymi oraz asystent starszych trenerów. W sezonie 2012/13 notuje bilans 0-4 z Górnikiem Wałbrzych, faworytem do wygrania ligi, po czym NIE  zostaje zwolniony.


Wiem, wiem. Słoneczne plaże Malibu naprawdę niewiele łączy z od lat nie funkcjonującymi górniczymi szybami. Trzeba poważnie się wysilić by szereg wysokich palm zestawiać w jednym wpisie z mającymi lata świetności za sobą kamienicami. A jednak robię to. Scalam dwa światy w jednym wpisie.

To niesamowite, ale tegorocznych Lakers sporo łączy z naszym Górnikiem. Presja wyniku, mocny w proporcji do ligi skład, ambitni trenerzy, którzy największe sukcesy mają jeszcze przed sobą. Nawet koszmarny start sezonu spaja niejako obie drużyny.

Kto by się jednak spodziewał, że to działacze z LA stracą pierwsi cierpliwość. To oni przecież mają do rozegrania 82 mecze, a nie ... marne 18 jak Górnik. To oni grali bez swojego wizjonera w 4 z 5 spotkań. Z drugiej strony to przecież nie rozpaleni słońcem, dzierżący z dłoni drink z palemką fani Lakers żądali głowy coacha tylko my (nie ja osobiście, piszę ogólnikowo) - fani Górnika - rozpaleni gniewem, w dłoni dzierżący zamiast drinka pochodnię, polowaliśmy na trenera.

Kto miał rację okaże się w przyszłości. Okaże się, czy działacze z LA byli zbyt nerwowi, zbyt pochopni czy może przewidzieli katastrofę przed czasem. Zobaczymy, może to nasz prezes jest pozbawiony zdecydowania, a może za jakiś czas będziemy chwalić jego koszykarski pragmatyzm?


środa, 7 listopada 2012

Czas na zmiany

Po czwartej kolejnej porażce w rozgrywkach kibice Górnika domagali się zmian. Większość żądała głowy trenera. I rzeczywiście do zmian zaczęło w klubie dochodzić, ale to nie trenerowi Chlebdzie podziękowano, a dwóm podkoszowym - Danielowi Iwańskiemu i Łukaszowi Grzywie.

Długa przerwa w rozgrywkach dała działaczom do myślenia. Sprawowana funkcja nakazała prezesowi Murzaczowi spojrzeć w zakamarki pamięci, przywoływać cztery porażki w celu analizy tego, co było złe. Pozostaje współczuć prezesowi, bo nikt z nas chyba nie chciałby wyciągać starych, wciąż mokrych od kibicowskich łez, kartek z górniczego kalendarza

Gigantyczny Grzywa wrócił do Górnika po roku. Wcześniej w I lidze oglądaliśmy jego problemy z motoryką, atletyzmem, kłopoty zdrowotne i te czysto sportowe, gdy nie potrafił umieścić piłki w koszu. Gdy powrócił już do grającego w peryferyjnej lidze Górnika wierzyliśmy, że na tak niskim poziomie rozgrywek będzie jednym z liderów zespołu. Cóż.... liderem nie został, a jego wszelkie problemy wcale nie zostały zamiecione pod trzecioligowy dywan. Wśród kibiców krążyły plotki, że Łukasz nie dokręca kończyn, brakuje na smary do nich itd. Do dziś nie wiem, czy żarty wynikały z sympatii do Grzywy, czy... wręcz przeciwnie. Ja się z tych historii śmiałem, z czystej sympatii do już byłego środkowego biało-niebieskich.

"Iwana" dokoptowano razem z całą ferajną z dawnego KK Wałbrzych. To,co go odróżniało od reszty byłych graczy KK to mniejsze związki z Wałbrzychem, a większe z Jaworem. Na boisku wyróżniał się bardziej długimi getrami i łysiną niż spektakularnymi zagraniami. W zeszłym roku dał się nam we znaki w derbach, gdy jego 24 punkty kazały nam zapomnieć o zwycięstwie.


W tym sezonie obaj panowie zagrali po jednym dobrym meczu: Grzywa miał 15 pkt w Kątach Wrocławskich, "Iwan" 15 z Siechnicami u siebie. Poza tym bez szału - z resztą jak cały zespół. Dziś pozostaje nam się zastanawiać dlaczego w Górniku ich już nie zobaczymy i jak bardzo na ich zwolnieniu zaważył fakt pochodzenia z miasta innego niż Wałbrzych. Działacze (a konkretnie prezes) postanowili trzymać się opcji lokalnej i stawiać na synów naszej ziemi.


Jak teraz wyglądamy kadrowo pod koszem? Nie jest wesoło. Kapitan Stochmiałek. Młody Fedoruk. Kontuzjowany od zawsze od dłuższego czasu Adranowicz. Wielkiego wyboru nie ma i czas pokaże jak to wszystko będzie wyglądać.

Tymczasem Kuba Kołodziej wraca do treningów. Kuba to wg. mnie brakujący element górniczej układanki: ruchliwy obrońca, bardzo dobry rzut z dystansu, półdystansu, dobra motoryka - takiego go pamiętamy z KK Wałbrzych i takiego pragniemy go ujrzeć ponownie. 

Czekamy co się jeszcze wydarzy. Jak to mówią: sytuacja jest dynamiczna. Do 15 listopada, czyli meczu na wyjeździe z Zastalem Zielona Góra pozostało trochę czasu.

poniedziałek, 5 listopada 2012

1994/95

Na portalu YouTube pojawiły się filmy z meczami naszych koszykarzy. Filmiki nie byle jakie, bo zabierające nas w podróż w czasie aż do sezonu 1994/95 !

Dla wielu kibiców - w tym dla mnie - są to filmy wyjątkowo historyczne. Dziś jakże trudno sobie wyobrazić biało-niebieskich grających w... czerwonych strojach. Nieprawdopodobną historią są też występy Górnika nie jako Górnika, ale jako Śnieżka Aspro Świebodzice. Dramatyczna sytuacja finansowa popchnęła działaczy w ciemną puszczę niepamięci o tradycji naszego zespołu.

Sezon 1994/95 w wykonaniu niejakiej Śnieżki pamiętam z wycinków z gazet mojego starszego brata, który owe wycinki wklejał później do zeszytu. Pamiętam też, że gwiazdą tamtego zespołu był Daniel Puchalski, który później zasłynął wygraniem TVN-owskiej "Ekspedycji" (2001 rok) oraz startem w wyborach samorządowych w Przemyślu.

Nasi zakończyli sezon na 4. miejscu w ekstraklasie by po sezonie z powodu - a jakże - finansowej zapaści wylądować ponownie na peryferiach polskiego basketu.

Wśród filmów na YouTube można obejrzeć m.in. mecz ze Stalą Stalowa Wola, który swego czasu (2006 rok) był w sprzedaży przed meczami z okazji 60-lecia naszego klubu.

OSiR wypełniony po brzegi, wałbrzyski zespół wygrywający z najlepszymi w Polsce. Surrealizm jak się patrzy.

piątek, 2 listopada 2012

Powtórka z rozrywki

 KADECI: GÓRNIK - WKK, środa, 14 listopada, godz. 16:30, pl. Teatralny



13 marca 2011 był chłodnym, acz słonecznym dniem. Dzień wcześniej pierwszoligowy Górnik Wałbrzych, po legendarnym "meczu z taczką" utonął na dobre w kibicowskich łzach. Zespół spadł z ligi, a fani nie byli wcale pewni, że biało-niebiescy w ogóle jeszcze w jakiejś lidze zagrają. Nastroje były fatalne. Dlatego też dobrze spisujący się w rozgrywkach młodzicy byli jak promyk nadziei w wyjątkowo pochmurnym dla górniczego basketu okresie beznadziei. Kibice wyszli z założenia, że w młodych jest nadzieja, dlatego też wsparli biało-niebieskich głośnym dopingiem. Bo Górnik to Górnik - nieważne w jakiej gra lidze i jaki numer buta nosi. Młodzicy przegrali po niezwykle emocjonującym (a co za tym idzie - fascynującym) widowisku i dogrywce z późniejszym mistrzem Polski WKK Wrocław 63:64, ale sezon zakończyli na sensacyjnym (co później zgodnie sami potwierdzili) 4. miejscu w Polsce ! 13 marca wałbrzyszanie po raz pierwszy dowiedzieli się o utalentowanym roczniku 1997. W jeden weekend umarli seniorzy i narodzili się młodzicy.

Rok i osiem miesięcy oraz kilkanaście centymetrów później (ale oni urośli !!) młodzicy przeistoczyli się w kadetów i ponownie zapraszają do hali kibiców w momencie niezwykle trudnym dla pierwszej drużyny. Tak jak rok i osiem miesięcy temu Górnicy są na dnie ligowej tabeli - tym razem jednak nie w I, a w III lidze. Taczkę tym razem zastąpiła mizeria boiskowa, bo tak należy określić cztery porażki w czterech meczach, za każdym razem będąc w roli faworyta. 

Nasza młodzież z rocznika 97 za to jest niepokonana i już ostrzy sobie zęby na WKK Wrocław, z którym pragnie w końcu wygrać. Nikogo nie zadowoli porażka - nawet po dogrywce. Kadeci nie trafili jeszcze co prawda na godnego rywala w tym sezonie, ale już wcześniej potwierdzali, że stać ich na wiele. WKK będzie poważnym testem dla biało-niebieskich, testem który pokaże czy bliżej nam dziś do strefy medalowej, czy do pojedynczych triumfów w obrębie województwa.

Oby fakt rozgrywania meczu tym razem w środku tygodnia, a nie w weekend nie odstraszył publiczności . Oby wynik tym razem był inny niż rok i osiem miesięcy temu.

Jesteśmy świadkami powtórki z rozrywki. Przy niemocy seniorów serca kibiców postarają się ponownie skraść chłopaki z rocznika 1997.