Szukaj na tym blogu

czwartek, 7 sierpnia 2014

Historia z Pacyfiku

Książka "Pacific Rims" wciąż dostarcza mi niesamowitych koszykarskich historii. 

Oto jedna z nich.

Ginebra San Miguel (czytaj hinebra) to zawodowy koszykarski zespół z filipińskiej ligi PBA. Nazwa drużyny to nazwa sponsora. San Miguel produkuje bowiem szeroko dostępny w archipelagu, mocno średniej jakości dżin. Niska cena tego trunku spowodowała, że pokochali go Filipińczycy. Daleko poza lasem drapaczy chmur określających stolicę kraju, Manilę, rolnicy popijają Ginebrę po robocie w polu.  Jak obliczono, w jednej z prowincji liczącej 16 000 mieszkańców, miesięcznie spożywa się 2,600 butelek z alkoholem, głównie z dżinem marki Ginebra.

Ginebra nie jest zwykłym klubem. Od wielu lat jest uznawana za zdecydowanie najpopularniejszy klub w 100-milionowym narodzie zakochanym na zabój w koszykówce. Zawodnicy drużyn przeciwnych nie przechodzą w stosunku do Ginebry obojętnie. Dzięki ogromnej mobilizacji część z nich w starciu z ulubieńcami fanów zaliczała mecze życia. Części za to, na widok wściekle nastawionych do rywali kibiców Ginebry, miękły nogi. Trenerzy drużyn przeciwnych mówią, że mecz z Ginebrą to jak pojedynek „my kontra reszta Filipin”. Ich zdaniem, szaleni kibice San Miguel dają zespołowi w każdym meczu, czy to przez mobilizację swoich ulubieńców, czy też przez wymuszenie presji na sędziach lub koszykarzach, około siedmiu dodatkowych punktów. To nie wszystko. Wściekli na decyzje sędziego kibice Ginebry, ku uciesze biegających z mopem dzieciaków, często rzucali w stronę parkietu monety. Legenda głosi, że to właśnie w ochronie przed fruwającymi pesos koszykarze rezerwowi zaczęli zakładać ręczniki na głowach.

Włodarze Ginebry potrafią docenić swoich fanów. Treningi zespołu odbywają się po południu tak, by jak największa ilość sympatyków mogła popatrzeć na swoich ulubieńców. Poza tym, na treningach sponsor klubu zapewnia kibicom słodki poczęstunek! To jednak nie kawałki ciasta czy przystępna cena dżinu, którego logo znajduje się na koszulkach zawodników przyciągnęła fanów do ekipy koncernu San Miguel. Zasługa popularności Ginebry to w dużej mierze zasługa pewnego legendarnego na Filipinach koszykarza, prawdopodobnie najbarwniejszej postaci jaka kiedykolwiek i gdziekolwiek uprawiała zawodowo basket.




Tak, wzrok was nie myli. Facet ma na nazwisko Jaworski. ROBERT SALAZAR JAWORSKI. Jego związek z krajem nad Wisłą jest jednak dużo mniejszy niż mogłoby się początkowo wydawać. Jaworski urodził się na Filipinach w 1946 roku. Jego matka jest Filipinką, ojciec Amerykaninem z polskimi korzeniami, który zresztą nie odegrał w jego życiu większej roli. Ciężko jednak w wyglądzie Jaworskiego znaleźć polskie rysy. Oblicze Roberta nie odbiega bowiem od stereotypowego wyglądu przeciętnego Filipińczyka. 

Szybko dał się poznać jako skandalista. W 1971 roku, w czasie jednego z meczów z podejrzanie stronniczym sędziowaniem, Jaworski musiał wcześniej zakończyć mecz z powodu przewinień. Pod koniec meczu, po kolejnym kontrowersyjnym gwizdku sędziego krzywdzącym jego zespół, nie wytrzymał. Wstał z ławki i skierował się na parkiet wymierzając sędziemu cios. Skończyło się na pięciu szwach nad lewym okiem arbitra i dożywotnim zakazie gry w ligowej koszykówce dla Jaworskiego.

Rok później rządzący wtedy Filipinami silną ręką prezydent-dyktator Ferdinand Marcos postanowił uniewinnić krewkiego koszykarza. Biorąc pod uwagę tortury, cenzurę i łamanie praw człowieka, akt łaski prezydenta Marcosa (obalonego w 1986 roku) musiał być czymś wyjątkowym.
Robert Jaworski

W 1975 roku Jaworski dołączył do ligi PBA, do zespołu Toyoty. Przez niemal całą dekadę jego sponsorowana przez japoński koncern drużyna była jedną z dwóch ligowych potęg. Jaworski był jej czołowym zawodnikiem, w 1978 roku zgarnął nagrodę MVP. Kibice pokochali go jednak za jego nieprawdopodobną boiskową zawziętość i waleczność. Jaworski nie akceptował porażek, pragnął wygrywać za wszelką cenę. Z tego też powodu jego gra często była nieczysta i niezwykle brutalna. Koszykarz Toyoty regularnie podstawiał rywalom nogę czy uderzał w żebra. Bali się go rywale, bali się też sędziowie, bo Jaworski miał ogromne wsparcie w kibicach. Ci kochali go nie tylko za jego boiskową waleczność, ale także za wielki szacunek jakim darzył swoich fanów. Na boisku Jaworski był agresywną bestią, ale w życiu prywatnym okazał się spokojnym, wyważonym człowiekiem, gotowym do rozmowy z każdym kibicem, nigdy nie odmawiający zdjęcia czy autografu.

W 1984 roku zespół Toyoty rozwiązano, a ekipę przejął koncern San Miguel. Jaworski był grającym trenerem Ginebry od 1985 aż do 1997 roku, grając ostatni mecz w wieku, uwaga, 51 lat! W ostatnich latach swojej kariery grał rzecz jasna niewiele, pojawiał się, ku histerycznej uciesze fanów, w czwartych kwartach, przy rozstrzygniętym wyniku. Pomimo zaawansowanego wieku wciąż potrafił zaskakiwać rywali swoimi firmowymi zagraniami, czyli rzutem za trzy oraz podaniem zza pleców. Z Ginebry Jaworski wycofał się w 1998 roku, gdy kończył sezon już jedynie jako trener.

W ciągu 22 lat gry zdobył w sumie 13 tytułów mistrzowskich (9 z Toyotą, 4 jako grający trener z Ginebrą – liga filipińska w sezonie dawała możliwość zdobycia w sezonie nawet 3 tytułów mistrzowskich), cztery razy zagrał w meczu gwiazd, sześć razy był wybierany do najlepszej piątki rozgrywek, dwukrotnie wybierano go najlepszym obrońcą. W 2005 roku dołączył do galerii sław filipińskiej ligi, a „7” z którą występował została zastrzeżona przez Ginebrę. Jaworski zostały także wybrany do grona 25 najlepszych koszykarzy w historii zawodowej ligi na wyspach. Jest też liderem listy wszechczasów w ilości asyst (5,825 – 605 więcej od zawodnika z drugiej pozycji). Czterokrotnie prowadził także zespoły podczas meczów gwiazd. Jaworski miał także sukcesy na arenie międzynarodowej. Z reprezentacją Filipin jako zawodnik zdobył dwa złote, jeden srebrny i jeden brązowy medal podczas mistrzostw Azji.

Co ciekawe, w ciągu ostatnich trzech sezonów Robert Jaworski występował w Ginebrze wraz… ze swoim synem, Robertem Jaworskim Jr. Do dziś Juniora uważa się za jednego z najgorszych koszykarzy w historii ligi, a sprowadzenie go do drużyny uznano za czysty nepotyzm ze strony słynnego ojca. Ściągnięcie Juniora do zespołu miało mu pomóc w jego późniejszej karierze politycznej. Cóż, pomogło. Junior przez trzy lata zasiadał potem w Izbie Reprezentantów Filipin.

Jaworski Senior także nie pogardził karierą polityczną, do której najprostsza droga wiedzie przez lepszą bądź gorszą karierę koszykarską. W latach 1998-2004 Jaworski, nazywany na Filipinach „Żywą Legendą”, był senatorem.  

Choć dziś jest legendą na całej długości i szerokości archipelagu, miał też słabsze momenty. Wraz ze swoim kumplem z boiska występowali w serialu kryminalnym „Manila Files”, gdzie wcielali się w filipińskich Starsky’ego i Hutcha. Serial zebrał jednak fatalne recenzje, a Jaworski gwiazdą kina nie został.

Najciekawsze jest jednak to, że Robert Salazar Jaworski nigdy oficjalnie nie zakończył kariery sportowej. Przed dekadą postanowiono na wyspach uściślić przepisy związane z grą w lidze Amerykanów z filipińskimi korzeniami. W sprawie głos zabrał senator Jaworski, przypominając zawodnikom, że wciąż jest jednym z nich. Kibice na archipelagu żartują, że blisko 70-letnia "Żywa Legenda" nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i powoli szykuje się do powrotu na zawodowe parkiety.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz