Szukaj na tym blogu

czwartek, 28 lipca 2011

Wejście wrocławskiego smoka

Wrocław, 27.07.2011

Polska - Niemcy 82:65 STATS

Mecz bez historii. Zaraz, zaraz... czy aby na pewno bez historii ? Nie do końca. Ostatnie spotkanie Polaków w drugiej rundzie, zapewniające awans do ćwierćfinału z pierwszego miejsca, można streścić w dwóch słowach. Właściwie mowa tu o imieniu i nazwisku. Panie i panowie: Kuba Koelner

Jakub Koelner


Kibice kochają takie historie. Szansę dostaje człowiek, który w pięciu poprzednich meczach na boisku był przez.... niecałe trzy minuty. Gdy wchodził do gry przy ogłuszającym wsparciu kibiców nikt nie był przygotowany na to, co ma się wydarzyć. Kuba Koelner zrobił show, sprawił że ludzie odstawiali butelki Coca-Coli po to, by złożyć dłonie do oklasków. Kubę od ławki odkleił trener Szambelan, nas od siedzisk odklejał już Kuba. Zrobił to pięciokrotnie. 5/5 za trzy, 6/6 z gry, 17 pkt. Wrocławianin szalał we Wrocławiu, a ja z niedowierzaniem kręciłem głową. By ta historia stała się filmowa brakuje u pana Koelnera aspektu społecznego. Zawodnik WKK Wrocław nie wywodzi się z nizin społecznych, bo jest synem bodaj 71.(wg. Forbes) na liście najbogatszych Polaków biznesmena. Jego ojciec, Przemysław, nie posiadał się z radości, rozpierała go duma, gdy oglądał w akcji swojego pierworodnego. Dobrodziej i żywiciel wracającego na salony Śląska Wrocław jeszcze raz siedział na trybunie nie w garniturze, a w koszulce z nazwiskiem syna. Kochamy ten jego luz, te jego żywiołowe reakcje na to, co dzieje się na parkiecie.

Kuba tym występem zamknął usta wszystkim krytykom, którzy byli przekonani, że młody Koelner w kadrze jest wyłącznie za sprawą majątku ojca. Ten rozgrywający ma za sobą udany sezon w drugoligowym WKK Wrocław, gdzie w 25 meczach ligowych zdobywał śr. 9.3 pkt. Dlaczego coach Szambelan słysząc nazwisko Jakub Koelner doznawał amnezji, pozostaje tajemnicą. 

J. Koelner - największe wejście smoka jakie widziałem w życiu. 5/5 za trzy, 17 pkt to statystyki godne pozazdroszczenia. Kto wie, czy to nie był jego mecz życia. One man show. Wszyscy kibice Jakuba kochają. Jego występ to kolejny pstryczek w nos naszego sztabu szkoleniowego. Inteligentny w ataku pozycyjnym (nie wiem czemu piłkę wprowadzał do gry Szymkiewicz). Trochę zostawał na zasłonach w obronie. 
M. Michalak - po słabszym występie przeciwko Serbii byłem pewien, że wróci do dobrej dyspozycji. Nie myliłem się. Bardzo skuteczny, król wymuszania fauli, bardzo dobre penetracje pod kosz. No i ten groźny rzut z dystansu.
G. Grochowski - sporo złych decyzji - wchodził dynamicznie pod kosz i zamiast oddawać rzut odgrywał do tyłu w bliżej nieokreśloną czasoprzestrzeń, co często kończyło się stratą, albo spowolnieniem akcji.
F. Matczak - bez dwóch zdań najsłabszy element zespołu. Po poprawnym występie przeciwko Serbii, tym razem ponownie obniżył loty. Ma spore problemy z łapaniem piłki, co jest zapewne spowodowane urazem dłoni. Trenerzy kurczowo trzymają się przedturniejowego założenia, w którym Filip obok Tomka Gielo jest pierwszym rezerwowym. Może czas coś zmienić ? 7/30 z gry w całym turnieju, w tym 0/6 za trzy.
Ł. Bonarek - krótki epizod. Tym razem dużo skuteczniejszy niż w meczu z Serbami.
M. Ponitka- krótszy występ. Nie musiał być eksploatowany, nie było takiej potrzeby. Pomimo tego, zdążył zachwycić kibiców (wsad), co stało się w jego przypadku normą.
K. Borowski - debiut w turnieju. Pierwsze punkty. Brawo.
T. Gielo - trzeci jego mecz z rzędu z dwucyfrową zdobyczą punktową. O jego solidnej grze w obronie wiedzieliśmy już wcześniej. Teraz dołożył zagrożenie w ataku. Takiego Tomka chcemy oglądać, takiego Tomka chcą też pewnie widzieć w USA, w NCAA, gdzie się przenosi zaraz po turnieju.
D. Szymkiewicz- wciąż jako fałszywy rozgrywający. Dobry w kryciu niższych od siebie. Niestety, jego panowanie nad piłką nie predestynuje go do gry jako "jedynka". Było to widać, gdy zaliczył prostą stratę na własnej połowie. Niemniej jednak ważny gracz w rotacji.
P. Niedźwiedzki - kibice wymyślili po meczu z Serbią hasło "fear the deer" (deer to jeleń, a nie niedźwiedź, ale się rymuje) - ksywka z "deer" w nazwie po angielsku brzmi groźniej niż niedźwiedziowe "teddy bear" (pluszak). Dziś nasz niedźwiedź trochę w cieniu. Z cienia nie musiał wychodzić. 
P. Karnowski - brakuje mu dynamiki, szybkości. Widać, że jest przemęczony. Wierzymy, że będzie gotowy na ćwierćfinał, bo Przemek jest ścianą nośną tej drużyny.

Nadszedł dzień przerwy w turnieju. Okazja ruszyć w miasto. W piątek 1/4 ME - nasi grają z carabinieri, reprezentujący kraj w kształcie wielkiego buta. Jesteśmy faworytem. Na razie do awansu do półfinału. A co dalej ? Hmm... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz