Szukaj na tym blogu

niedziela, 23 listopada 2014

(Nie)zwykły facet

 (9-0) Górnik Wałbrzych - (4-5) Sokół Międzychód 70:63


Kolejne ligowe starcie „Górników” trudno w rzeczywistości określić jako „kolejne”. Mecz z Sokołem był wyjątkowy, bo oznaczał jednorazowy powrót do zasłużonej, choć wysłużonej hali przy ul. Wysockiego.

Dla mnie dawny OSiR jest miejscem szczególnym, bo początkiem pasji do koszykówki, która po latach, w Nowy Rok 2011, pokierowała mnie w kierunku stworzenia tego bloga. Obiekt przy ul. Wysockiego sentymentem darzy zresztą niemal każdy, bo miejsce te jest źródłem emocji dla koszykarzy, działaczy i kibiców.  Stos wspomnień związanych z przytulnym OSiR-em powoduje, że nowoczesna hala w kompleksie Aqua Zdrój dla wielu pozostaje zimna, obojętna i nijaka.

Niewielkie gabaryty OSiR-u budują niepowtarzalną atmosferę na trybunach, w której nawet najspokojniejszy fan może wpaść w kibicowski szał. W przeszłości tego szału nie brakowało stąd halę szybko ochrzczono „Kotłem”. Mało kto spodziewał się jednak potrzeby wzniecenia ognia na trybunach w starciu z Sokołem Międzychód. Górnik przecież siedzi na ligowym tronie, a w Międzychodzie ostatnio zamiast dobrze grać w koszykówkę jedynie się kłócili i wskazywali palcami na winnych niepowodzeń.

Okazało się, że w zespole z Wielkopolski wszystko zmierza w dobrym kierunku, bo drużyna Sławomira Szulczyka stawiła „Górnikom” opór i stała się pierwszą ekipą zdolną do spowolnienia wałbrzyskiej maszyny do zdobywania punktów i zaliczania double-double, Piotrka Niedźwiedzkiego. Gdy Maszyna szwankowała, biało-niebiescy prędko potrzebowali substytutu, który zapewni rezultaty podobne do tej osiąganej przez naszą Maszynę.

I tu pojawił się Rafał Niesobski.

Przed sezonem Górnicy na gwałt potrzebowali wzmocnienia na pozycji rzucającego obrońcy. Jeszcze nie tak dawno nie wkomponowali się w układankę reaktywowani Maciej Łabiak i Kuba Kołodziej, a skuteczność zatracił gdzieś Bartłomiej Józefowicz.  Na pozycji rzucającego obrońcy pojawiła się dziura, którą wypełnił dopiero Niesobski.

Facet gra w Górniku od początku sezonu, a wiemy o nim tyle, co nic. Niesobski od startu rozgrywek przechadza się w cieniu dyskutującego z sędziami Niedźwiedzkiego i lubiącego budować show Bartłomieja Józefowicza. Niesobski nie jest za dobry w gestach w kierunku kibiców, do dziś nie doczekał się pseudonimu od fanów, ale zna się za to na umieszczaniu piłki w koszu. Robi to z resztą po cichu od 1. kolejki, bo jest drugim strzelcem zespołu. Oślepieni blaskiem talentu Niedźwiedzkiego czy pochłonięci śledzeniem kolejnych asyst wychowanka i kapitana Rafała Glapińskiego, kibice nie bardzo zważali na wyciszonego Niesobskiego.

Ten ceniący sobie przesiadywanie na tylnym siedzeniu gracz przesiadł się za kierownicę w chwili, gdy górniczy pojazd zmierzał w stronę urwiska. Awaria Maszyny Niedźwiedzkiego przestała mieć znaczenie, bo Niesobski zdobył 29 punktów i pokierował Górnika w stronę kolejnej wygranej.


Zwykły facet stał się bohaterem w momencie, gdy potrzebował tego zespół. Jeden z kibiców nazwał go nawet wałbrzyskim Rayem Allenem. Biorąc pod uwagę boiskowe wyrachowanie i jakieś dziwne wyciszenie w trakcie meczu, dużo się nie pomylił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz