Szukaj na tym blogu

czwartek, 20 listopada 2014

Mściciel, bohater, aferzysta?

Nikt nie opuszczał Aqua Zdroju w środowy, chłodny wieczór niewzruszony. Mecz na szczycie przyniósł szczyty adrenaliny nie tylko u kibiców, ale i u samych zawodników. Po meczu o mało nie doszło do przepychanki, a w trakcie spotkania…..

A w trakcie spotkania najwyższe szczyty wściekłości i pasji osiągnął skrzydłowy Górnika, Bartłomiej Józefowicz.

Popularny „Józek” był na językach absolutnie wszystkich obserwatorów spotkania. Zawodnik Górnika uczynił z meczu na szczycie jednoosobowe przedstawienie, wcielając się w rolę rewolwerowca wymierzającego sprawiedliwość według własnego, bliżej nieznanego kodeksu. „Józek” nie mierzył się z zawodnikami Nysy a z grupą ok. 40 kibiców kłodzkiej drużyny, z którą ma bliżej nieznane wałbrzyskiej publiczności porachunki.

Przed kilkoma laty, czyli w okresie, gdy Józefowicz występował w Nysie ktoś komuś mocno nastąpił na odcisk. Zaraz po wejściu „Józka” na parkiet rozpoczął się festiwal gestów i potok słów z obu stron. Zawodnik Górnika po udanych akcjach demonstracyjnie całował górniczy herb i nastawiał ucho w kierunku kibiców gości jeszcze bardziej ich rozwścieczając. Fani Nysy nie byli dłużni i po każdym pudle Józefowicza podnosili się z siedzisk w euforii podobnej do trafienia szóstki w lotku.

Dla jednych, zachowanie „Józka”, znanego z osobliwego podejścia do koszykówki, było jak najbardziej na miejscu. W grze Józefowicza wreszcie było widać pasję i ogień, których brakowało u niego od dawna. Zmotywowany do gry, przyparty do muru potrafił na boisku być groźny dla każdego. Udowodnił to trafiając ważne rzuty w drugiej połowie. „Józek” pokazał górniczy charakter, zaskarbiając sobie sympatię kibiców kolejnymi całusami umieszczonych na trykocie górniczych młotów. 

Dla drugich, zachowanie skrzydłowego było naganne, nieprofesjonalne, niegodne sportowca. Ligowy koszykarz nie powinien wdawać się w utarczki gestowo-słowne z kibicami a raczej powinien skupić się na grze. Po udanym zagraniu powinien szukać piłki i ustawić się dobrze w obronie zamiast wykonywać przedstawienie przed sektorem przyjezdnych. Józefowicz to też przecież trener koszykówki i wychowawca młodych adeptów tej gry - powinien więc świecić przykładem. W gruncie rzeczy jego niewybredne gesty były przecież też skierowane do obecnych na meczu dzieciaków z Kłodzka.


Niedługo nikt nie będzie pamiętał wyniku środowego meczu na szczycie. Kibice szybko zapomną o świetnym meczu Marcina Kowalskiego, wychodzącego z cienia swojego wieloletniego kolegi z boiska Rafała Glapińskiego. Obserwatorzy meczu na szczycie na pewno długo będą mieć w pamięci wściekłego mściciela Józefowicza, który stworzył własne show, uznawane albo za ekscytujące, albo za kompromitujące. Dla jednych mściciel był bohaterem, a dla drugich uosobieniem niedojrzałego wariata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz