Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 24 października 2011

46 - 43 - 2-2 oraz z 0-7 na 1-7

Weekendowa dawka basketu zaspokojona. Górnicy wygrali dwukrotnie, dwa razy schodzili też z boiska pokonani. Nie zamierzam przywoływać statystyk, bo te znajdziecie na innej stronie. Tym razem moja uwaga koncentruje się na wrażeniach odbieranych z parkietu.

W sobotę kadeci przegrali wyraźnie z Turowem. Zgorzelczanie dysponowali składem jedynie rok starszym. No właśnie... czy aby na pewno "jedynie" ? Rok różnicy na tym poziomie wtajemniczenia odgrywa ogromną rolę. Gracze Turowa byli jak starszy brat, który karcił każdy błąd tego młodszego. O wielkiej wadze... wagi w tej grze przekonał się Łukasz Kołaczyński, któremu skutecznie wybijano z głowy koszykówkę. Czyżby czas odkurzyć sprzęt na siłowni ?

Kolejną porażkę zanotowali seniorzy, a ponownie błyszczał Adrian Stochmiałek - ostatni rezerwowy pierwszoligowego Górnika. Wbrew końcowemu wynikowi nasi po raz kolejny byli blisko rywala. Blisko, a jednak daleko. Skład jest ciągle plastyczny, zawodnicy się pojawiają i odchodzą, nadają się lub nie. Na razie do zespołu przebiła się opcja odgrzewana, czyli elementy w młodzieżowym Górniku niegdyś znane i znaczące, a do trenowania w klubie powracające.

W niedzielę młodzicy wygrali wysoko w Kłodzku. Dość powiedzieć, że Bartek Szmidt ponownie skakał rywalom po głowach, kończąc rywalizację z 43 punktami. Dla porównania, ten sam Szmidt w spotkaniu kadetów z Turowem nie wyróżnił się już niczym (5 pkt), bo nie grał przeciwko rówieśnikom - jego rywalami byli koszykarze dwa lata starsi.

Eksplozję złości wylał na parkiet w meczu juniorów Hubert Murzacz, który w meczu ze Śląskiem II dosłownie w pojedynkę wyprowadził biało-niebieskich z mielizny. Górnik przegrywał z młodszymi rywalami już nawet 0:8, ale dzięki zawziętości Murzacza udało się rywali dogonić, a potem przegonić. Koło ratunkowe w postaci 46 punktów młodego wałbrzyskiego gracza zadziwiło samych stolikowych, którzy nie do końca byli za pan brat z przepisami gry w basket. Najpierw doprowadzali do najwyższego poziomu frustracji trenera Chlebdę, by potem pytać go "Jak się nazywa ten gracz, co tyle rzucił ?", znając przecież jego nazwisko z protokołu... Wracając do coacha - po trzech porażkach w juniorach oraz czterech w seniorach, wygrał on pierwszy mecz w sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz