Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Chwile radości

Final Four Pucharu Polski PZKosz:

Półfinał: Górnik – UTH Rosa Radom 67:62
Finał: Górnik – SKK Siedlce 91:62

Niedzielne popołudnie 28 grudnia było wyjątkowo zimne i śnieżne. Gdy A. opuszczała Aqua Zdrój uśmiech rozświetlał jej twarz. Górnik przed momentem zdobył Puchar Polski PZKosz, co sprawiło jej ogromną radość:

„ Pierwszy raz na meczu Górnika byłam trzy lata temu. Pamiętam, jak dostawaliśmy lanie od każdego. Dziś sięgnęliśmy za to po Puchar Polski!”

Dwa lata temu, w grudniu 2012 roku, biało-niebiescy mieli za sobą 10. kolejek w 3. lidze. Właśnie wygrali czwarty mecz z rzędu, ale z marnym bilansem 4-6 było jasne, że o grze o awans należy zapomnieć. Kto by pomyślał, że równo dwa lata później „Górnicy” będą podnosić Puchar Polski? Nasi faworytem do wygranej przecież nie byli.

W półfinale Final Four zmierzyliśmy się z pierwszoligowcem z Radomia. Byłem przekonany, że różnica pomiędzy 1. a 2. ligą jest ogromna, a wałbrzyskie Final Four nam to dogłębnie uświadomi. Po wejściu do hali szybko spojrzałem w stronę rozgrzewających się graczy Rosy, poszukując w składzie ich najgroźniejszych, flirtujących z Turon Basket Ligą, zawodników. Po chwili stało się jasne, że na próżno poszukuję Daniela Szymkiewicza i Damiana Jeszke. Obaj do Wałbrzycha nie przyjechali, bo wybrali się w niedzielę do Zielonej Góry na kolejny mecz ekstraklasowej Rosy. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że mamy szanse.

Po pierwszych minutach półfinału Górnik przegrywał jednak 0:13. A. zaczęła obgryzać palce i chować twarz w dłoniach, a ja uwierzyłem w istnienie solidnego muru pomiędzy pierwszo- a drugoligowym światem. Po chwili za trzy trafił jednak Niedźwiedzki i wałbrzyszanie się odblokowali. Gdy w drugiej połowie nasz środkowy zakończył jedną z akcji potężnym wsadem, kibice zwariowali z radości. Nikt w Aqua Zdroju nie miał już wątpliwości, że zagramy w wielkim finale.

Tamże czekał na nas dołujący pierwszoligowiec, SKK Siedlce. Siedlczanie awans do wielkiego finału zawdzięczali fatalnym decyzjom trenera Polonii Leszno, z którą zmierzyli się półfinale. Trener Lebiedziński, przy stanie 60:57 dla swojego zespołu, zdjął z boiska lidera, Jędrzeja Jankowiaka, a dyrygowanie grą zespołu powierzył niedoświadczonemu, grającemu słabe zawody (0 pkt, 0 as, 0/2 z gry w całym meczu) Michałowi Rutkowskiemu. Chwilę wcześniej niepewnie grający Rutkowski zaliczył stratę i pozwolił siedlczanom na rozpoczęcie odrabiania strat. Przy stanie 60:59 dla Polonii Rutkowski, pod presją doświadczonego Kamila Michalskiego, przekołował piłkę za linię boczną. Na kilkanaście sekund przed końcem podanie Michalskiego pod koszem na punkty zamienił Ratajczak i to Siedlce niespodziewanie wyszły na prowadzenie 61:60. Polonia miała jednak piłkę w ostatniej akcji spotkania, gdy na zegarze pozostało 13 sekund. Przy dobrze rozrysowanej zagrywce, to wciąż wiele czasu by odwrócić losy spotkania. Na boisko po przerwie na żądanie powrócił Jankowiak, ale zamiast szukać faulu po penetracji pod kosz podał do nieobstawionego na półdystansie Malinowskiego, który spudłował. Na zegarze pozostały dwie sekundy, gdy siedlczanie wykorzystali jeden dwóch rzutów wolnych. Rzut z połowy Jankowiaka nie mógł się udać.
 
zdj. Mirosław Zawadzki
Pomimo tego, że SKK znalazło się w finale jedynie dzięki skrzętnemu wykorzystaniu nieporadności Polonii, to miało atuty, by stanąć na drodze „Górników” po puchar. Łukasz Ratajczak rozegrał ponad 120 meczów w elicie i wydawało się, że może spowolnić Niedźwiedzkiego. Ligowe doświadczenie mają też Michalski i Daniel Wall, który w przeszłości, jeszcze w brawach Siarki Tarnobrzeg, kąsał biało-niebieskich w 1. lidze.

To, co wydarzyło się w wielkim finale, trudno opisać słowami. Górnik zagrał najlepszy mecz od kilku lat, stając się wreszcie drużyną spełniającą oczekiwania malkontentów. Nasi szybko przechodzili z obrony do ataku, trafiali z dystansu, półdystansu, czy też po akcjach sytuacyjnych (pchnięcie piłki w stronę kosza Marcina Rzeszowskiego). Jakby tego było mało, z bardzo dobrym skutkiem próbowali akcji kombinacyjnych. Zespół Chlebdy wyglądał na pewny swoich umiejętności. W finałowym starciu tylko jedna drużyna wyglądała na pierwszoligową i nie byli to zagubieni siedlczanie.  

Wałbrzyszanie w Final Four udowodnili, że drugoligowcem są jedynie na pokaz, bo w składzie przecież nie brakuje ogranych ligowców, których los rzucił w drugoligową szarzyznę.
Wałbrzyscy kibice, pojawiając się w hali podczas finału w dużej liczbie, udowodnili, że koszykówka w mieście pod Chełmcem ma znaczenie. Całe rodziny zakładają klubowe barwy i ekscytują się tym najpiękniejszym przecież sportem. Sportem nieprzewidywalnym, który potrafi wywołać radość na twarzy kibica.

A. na pewno się ze mną zgodzi.

W Pucharze Polski PZKosz występują jedynie zespoły od pierwszej do trzeciej ligi, nie ma drużyn z ekstraklasy, a sam udział w pucharze był dobrowolny. To wszystko sprawia, że jego prestiż jest niski. Powodów do radości w biało-niebieskim świecie brakować jednak nie powinno, bo ważniejsza od wzniesienia złotego pucharu jest świadomość, że Górnik Wałbrzych nie stoi w miejscu, że się rozwija i że z każdym kolejnym miesiącem jest o nim coraz głośniej.

Trzy lata temu, gdy A. pojawiła się na meczu po raz pierwszy, pod nową górniczą budowlę wylewano dopiero fundamenty. Dziś już wiemy, że budynek nie grozi zawaleniem, a zamiast kupy gruzów dumnie rośnie na naszych oczach. Wciąż nie wiemy, jak wysoko ten budynek może sięgnąć, ale turniej finałowy Pucharu Polski dał nam do zrozumienia, że podwaliny pod kolejne piętro już zostały podłożone.   

„Kocham patrzeć jak ten zespół się rozwija!!!!” – powiedziała uradowana A., a wydobywająca się z jej ust para sygnalizowała chłodne popołudnie. 

2 komentarze:

  1. Nie ma co płakać. Skończyło się to trudno, będzie lepiej. Sprawdź jak poprawić sobie humor na lottomania kupony lotto

    OdpowiedzUsuń
  2. W 100% mnie zaciekawił Twój artykuł. Chociaż jestem kompletnym laikiem w temacie, to mam nadzieję przeczytać więcej takich wpisów. Zabieram się do czytania i coś czuję, że się nie zawiodę!

    OdpowiedzUsuń