Szukaj na tym blogu

czwartek, 16 października 2014

3-0

Trzy kolejki. Trzy zwycięstwa. Zaczynamy się przyzwyczajać do triumfów, przyjmować je w równie naturalny sposób jak poranną toaletę. Bez względu na sytuację kadrową (z Niedźwiedzkim lub bez) biało-niebiescy wygrywają dwucyfrową różnicą punktową. Co ciekawe, robią to zawsze po niemrawej pierwszej połowie. Postawę zespołu najlepiej podsumował tego zespołu kapitan:





Górnik jest drużyną. Jest jednolity. Jednolity do tego stopnia, że jeden z wałbrzyskich kibiców w Nowej Soli pomylił Piotrka Niedźwiedzkiego z Marcinem Rzeszowskim (!!) Rzecz jasna, nowym hobby co drugiego fana Górnika jest spoglądanie w statystyki indywidualne „Niedźwiedzia”, w jego monstrualny wskaźnik evaluation czy liczbę punktów i zbiórek (w tych trzech kategoriach prowadzi w lidze) tylko po to, by poprawić sobie nastrój. Tylko czy Niedźwiedzki byłby tak skuteczny, gdyby nie podania Glapińskiego czy wysiłek w obronie kolegów? Oczywiście, że nie.

Ostatnio wybrałem się na mecz młodzików Górnika, których prowadzi „Glapa”. Nasz kapitan powtarzał młodym chłopakom, że w koszykówce chodzi o budowanie ducha drużyny, a nie o nabijanie indywidualnych statystyk. Bronimy i atakujemy razem. Wygrywamy i przegrywamy razem. Cieszymy się i siedzimy zdołowani też razem.

Cieszę się z tej jednolitości biało-niebieskich, ale z drugiej strony chodzę jak struty, bo, z różnych powodów, ostatnich dwóch starć Górnika w 2. lidze nie miałem okazji zobaczyć. Dla blogera piszącego o jednym klubie nieprzerwanie od blisko czterech lat to wielki cios. Nieobecność na meczu Górników jest dla mnie jak rana, którą goi się colą solą.


Będę szukał rehabilitacji w Rawiczu, ale niczego nie obiecuję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz