Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 4 listopada 2013

Basket amatorski - wpis nowatorski

Skłamałbym pisząc, że znam tą ligę na wylot. Łgałbym twierdząc, że historie poszczególnych drużyn są mi znane. Byłbym za to bliski prawdy oznajmiając, że większość twarzy jest mi zupełnie obca. 

Tak na dzień dzisiejszy przedstawiają się fakty.

Gdy piszę te słowa kalendarz wskazuje 4 listopada, a mój świetlisty zegarek-pamiątka z zeszłorocznej brytyjskiej przygody wskazuje późną godzinę wieczorną. Właśnie daję sobie do zrozumienia, że wałbrzyska OSiR Basket Liga, bo o niej mowa, pozostaje dla mnie nieodkrytą zagadką, jak chociażby żarłoczność karaibskich rekinów czy świetne wyniki sprzedaży książkowego bestsellera pt „50 Twarzy Greya.”.

Od tego sezonu mam okazję współpracować przy organizacji rozgrywek OBL. Daje mi to możliwość wniknięcia w struktury ligi i wchłaniania niejednokrotnie gęstej meczowej atmosfery.

Jaką ligą jest OBL?

Po trzech kolejkach i 18 meczach stwierdzam, że interesującą. Z kilkoma bardzo wyrównanymi końcowymi fragmentami meczów. Z kilkoma nieprzeciętnymi zagraniami koszykarzy-amatorów. Z kolorową paletą charakternych zespołów.

Tytułu broni ekipa Partners Nieruchomości. Wbrew nazwie, panowie na boisku są ruchomi, choć bardziej metodycznie niż eksplozyjnie. W grze wydają się niezwykle ustabilizowani i monotonnie skuteczni. Nawet ich spontaniczność wydaje się… planowana. Przykład? Celny rzut z połowy Łukasza Karnasiewicza.

Wicemistrzowie z zeszłego sezonu, IBIS Hotel (nowa nazwa), wydają się bardzo tajemniczy. W gronie boiskowych wyjadaczy brakuje nieco świeżej krwi, mimo tego, że reaktywacja weterana Karwika to wyraźny sygnał, że „hotelarze” obrali kierunek w stronę mistrzostwa. Po trzech kolejkach na koncie dwie wygrane i jedna porażka przy brakach personalnych (piątka graczy w protokole przeciwko Harry Catering).

Synowie Gromu, czyli Boanerges, to trzeci zespół poprzednich rozgrywek i trzeci kandydat do walki o mistrzostwo. Na całkowitym żółtodziobie OBL, za jakiego się wciąż uważam, robią niesamowite wrażenie. Dwa mecze, dwie rzezie niewiniątek. Paweł Hałgas z Boanerges to ligowy złodziej. Ten MVP z zeszłego roku ukradł show już dwukrotnie, nie biorąc jeńców – 81 punktów i 37 zbiórek w dwóch meczach zwala z nóg zarówno rywali, jak i obserwatorów.  Na razie Synowie Gromu gromili ligowy dół. Ciekawe, co zaprezentują w starciu z ligową czołówką.

TOP Basket to ekipa bardzo solidna i poukładana. Ma kto grać pod koszem, ma kto rozgrywać, doświadczenie też nie jest u nich towarem deficytowym. Czego więc brakuje? Lider TOP-u, Wojciech Milewski, jest żywą definicją swojej drużyny - jest solidny. Jego wejście na wyższe piętro niż przytoczone określenie może być decydującym czynnikiem dla TOP-u by znaleźć się na… topie.

Harry Catering to ligowi debiutanci. Są strasznie zieloni. Ich zieleń aż razi po twarzy. Zieleń ich koszulek rzecz jasna, bo łatka debiutantów to tania przykrywka dla niecnych planów podbicia ligi i pobicia rywali przez zespół firmowany biznesem z Sobięcina (moja dzielnica!). Harry Catering to ekipa budowana z głową, w dodatku okraszona profesjonalizmem. Jest młody, żwawy rozgrywający z przeszłością w Górniku, który dyryguje dużo starszymi kolegami. Jest gwiazda w postaci Marcina Sterengi, który na dzień dzisiejszy wydaje się jedynym remedium na śmiertelną chorobę aplikowaną przez Boanerges, a zwaną Paweł Hałgas. Harry Catering do ligi wszedł z przytupem, bo z dwunastoosobową kadrą, kamerzystą i najbardziej profesjonalnymi, wyglądającymi na szalenie drogie, strojami. 

Górnik KFC Victoria to oklejone sponsorem szeroko pojęte rezerwy trzecioligowego Górnika. Mamy kilku juniorów (wciąż grają w lidze młodzieżowej), są juniorzy starsi (już poza obiegiem koszykówki młodzieżowe pod egidą DZKosz), pojawiły się nowe twarze z niełatwą przeszłością w amatorskim baskecie. Tą sklejaną inicjatywą dyryguje szef OBL, Michał Borzemski. Powinni awansować do playoffs.  

Faurecia stworzyła podobno najlepszy team w swojej historii. W ekipie ze strefy, której mentorem/trenerem jest Mateusz Myślak, wszystko zależy od dyspozycji duetu Narnicki-Jaskólski. Ich ewentualne załamanie formy może przynieść lawinę złych wydarzeń i pusty bak w gonitwie o coś więcej, niż awans do playoffs.

Drink Team to ligowy średniak. Bez błysku, ale bez żenady. Może i znajdą się w playoffs, ale chyba tylko na jedną rundę.

Gra Labo-Dentu nie przyprawia o ból zębów, ale ubytki w kłach rzucających się na rywali są widoczne. Plan awansu gry w playoffs nie powinien być równie awykonalny jak prywatne leczenie kanałowe u dentysty za jednym zamachem.

Without Coach to zlepek ludzi z niedawną, nieudaną przeszłością w Górniku uzupełniony kolegami i kolegami kolegów. Złośliwi określiliby ich biało-niebieskimi odpadami, które zostały poddane promieniowaniu (stąd pomarańczowe koszulki). Bardziej obiektywni powiedzieliby: przeciętny zespół, chyba jednak poza playoffs.

Lost Boys bywają na boisku naprawdę lost, ale przestrzegałbym przed zrównaniem ich z mizerią z obiadu. OBL to naprawdę ciekawa i silna amatorska liga, gdzie nie jest łatwo się przebić.

RMC Basket to siedlisko weteranów. Początek sezonu przeznaczyli na otrzepanie się z rdzy, co okupili dwoma porażkami: bolesną z Boanerges i minimalną z TOP Basketem. Kolega powiedział, że to najsłabszy zespół ligi. Nie mogę się z nim zgodzić. RMC kilka lat temu wygrało całe rozgrywki i choć teraz się na to nie zanosi, sprawią pewnie jeszcze psikusa. Czas weteranów dopiero nadejdzie.


Następna kolejka OBL 17.11. Czekam z utęsknieniem. Poczekajcie ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz