Szukaj na tym blogu

czwartek, 14 lipca 2011

Górnicze naj, naj, naj, czyli złote kilofy - część druga

Dziś kolejny złoty kilof - tym razem w kategorii:

NAJLEPSZY GRACZ - Krzysztof Jakóbczyk (seniorzy)

Wyróżnienie: Maciej Ustarbowski (seniorzy), Czterogłowa hydra młodzików (Szymanowski, Krzymiński, Szmidt, Kołaczyński)

Złoty kilof dla Krzysia. Jakóbczyk w sezonie 2010/11 zagrał w 15 meczach, notując śr. 15.9 pkt, 4.9 as i 42 % zza linii 6,75. Dobra dyspozycja została szybko dostrzeżona przez działaczy z Inowrocławia, co spowodowało że Krzysiu biednego jak mysz kościelna Górnika opuścił. Jego świetna postawa pozwoliła wymazać z naszej pamięci fakt o jego początkach w barwach Kosynierów (każdy przecież gdzieś zaczynał). Jakóbczyk spędził w Górniku półtora sezonu - imponował równą formą i zmuszał wręcz kibiców do łapania się za głowę po swoich kolejnych trzypunktowych trafieniach z 7 czy 8 metra przez ręce, które niejednokrotnie były oddawane w kluczowych momentach (mecz z Politechniką i jego "trójka" dająca prowadzenie na 1 sek przed końcem meczu). Krzysiu powodował, że niejednokrotnie szukaliśmy swoich szczęk gdzieś pod stopami - tak mocno nam one opadały po jego zagraniach. Z drugiej strony kto wie, czy nie pisałbym w tym miejscu o Mateuszu Nitsche, którego obecność w składzie Jakóbczyka mocno trzymała w blokach. Po transferze Krzysia Mateo stał się punktowym liderem zespołu, stając się dość wierną kopią opisywanego tu gracza. 

W Górniku był jeden zawodnik, którego akcje oglądaliśmy z jeszcze bardziej zapartym tchem. Chodzi o Maćka Ustarbowskiego, który opuścił Górnika szybko, bo po półrocznej przygodzie. Przyleciał do Polski po karierze za oceanem, gdzie grał w podrzędnej drużynie akademickiej. Nie mieliśmy wielkich oczekiwań co do jego osoby. A jednak. Zaskoczył nas swoją skutecznością oraz tym, że pomimo ledwie 200 cm wzrostu z powodzeniem grał na pozycji środkowego. W wywiadach tłumaczył, że najważniejsze jest zastawienie. Jak to mawiają: "Zastaw się, a postaw się". No i Maciek najpierw się zastawiał, a potem się postawił, opuszczając niewypłacalnych biało-niebieskich jako pierwszy. Ustarbowski stał się prorokiem i jako pierwszy przewidział, że obiecanych pieniędzy nie zobaczy. Dlaczego to nie on wygrał w tej kategorii ? Bo pomimo tego, że imponował swoim wyszkoleniem technicznym, symultanicznie stał się głównym powodem naszych rzewnych łez. Górnik z Ustarem w składzie grał nijako, przegrywał kolejne mecze. Nasi w tamtym okresie grali dwie zagrywki - 1. gramy do Maćka pod kosz, 2. Nie wiemy co zrobić z piłką to gramy do Maćka. Tak to wyglądało. W pamięci pozostaje fatalny mecz z AZS Szczecin, gdzie nasi w całej drugiej kwarcie zdobyli... 2 punkty, których autorem był nie kto inny jak Ustarbowski. Niemniej jednak wielkie brawa dla działaczy, trenera za wynalezienie tego zawodnika z porośniętej bluszczem krainy przeciętności.

Nie wolno zapominać także o czterech dynamach, napędzających ekipę młodzików. Maciej Krzymiński, Marcin Szymanowski, Łukasz Kołaczyński i Bartłomiej Szmidt byli jak paliwo dla biało-niebieskiej machiny. Paliwa naszej machinie długo nie brakowało, stąd Górnik dotarł daleko - aż do Opalenicy, do czwartego miejsca w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz