Szukaj na tym blogu

wtorek, 31 lipca 2012

Jeszcze nigdy nie było tak dobrze ?


Nowo powstały KK Górnik Wałbrzych doczekał się powołania zarządu. W jego skład weszło osiem osób: pięciu przedstawicieli dawnego JKKS Górnika (prezes JKKS, trzech członków Rady Rodziców i – po raz pierwszy - przedstawiciel kibiców) oraz trzech ludzi wcześniej związanych z Górnikiem Nowe Miasto/KK Wałbrzych (prezes KK, zawodnik oraz sponsor). Oto krótka charakterystyka postaci, które będą decydować o przyszłości wałbrzyskiej koszykówki.



Prezes zarządu: Andrzej Murzacz – postać w środowisku doskonale znana. W młodości koszykarz grup młodzieżowych Górnika, w teraźniejszości ojciec Huberta – zawodnika biało-niebieskich. Prezes JKKS Górnika od zeszłego roku, wcześniej stał na czele stowarzyszenia, które szkoliło biało-niebieską młodzież. Poza koszykówką, prezes STAM Stal – jednego z głównych sponsorów Górnika. Prezes Murzacz to człowiek kontaktowy i otwarty. Nerwy puszczają mu jedynie podczas spotkań biało-niebieskich. Wynika to z tego, że obok bycia prezesem jest też zapalonym kibicem, co skutecznie eliminuje obojętne podejście naszego prezesa do koszykówki. Często widywany w luźnym stroju formalnym, czyli w garniturze i koszuli bądź też t-shircie z logiem klubu.

Pozostali członkowie zarządu:

Michał Borzemski – powiew młodości w zarządzie. Pomimo młodego wieku wydaje się człowiekiem kompetentnym, czego dowodem jest organizowany przez niego co rok turniej streetballa „Alkatraz”. Turniej trzeba dodać zawsze ciekawy i dobrze zorganizowany. Borzemski to oczywiście również pomysłodawca oraz założyciel koszykarskiej sekcji przy Górniku Nowe Miasto oraz późniejszy prezes samodzielnego KK Promet Wałbrzych. Obok pracy organizacyjnej przy klubie, widywaliśmy go również na boisku, gdzie jako rozgrywający walnie przyczynił się do wielu zwycięstw KK w zeszłym sezonie. Jakby tego było mało Borzemski pracuje i współorganizuje imprezy firmowane logiem wałbrzyskiego OSiR-u.

Paweł Kaliński – kolega Borzemskiego z KK Wałbrzych, gdzie spełniał się w roli zawodnika. Trudno powiedzieć mi coś więcej na jego temat. Sam fakt, że jest obecny w tak zacnym gronie działa na jego korzyść.

Tomasz Nowakowski – prezes Prometu – firmy znanej z dostaw materiałów dla przemysłu hutniczego i odlewniczego oraz ze sponsorowania koszykarzy KK w zeszłym sezonie. Nowakowski to lokalny dobrodziej, bo firma jest z Wałbrzycha. Teraz – obok Stam Stal – będzie zapewne budować finansowe fundamenty pod nowo stworzony zespół.

Janusz Szmidt – przedstawiciel Rady Rodziców. Prywatnie ojciec naszego zdolnego kadeta, Bartka Szmidta. To między innymi dzięki jego staraniom oglądaliśmy świetnie zorganizowane półfinały MP młodzików w Wałbrzychu. Szmidt jest jednym z tych ludzi, którzy zamiast dużo mówić, wolą dużo robić. Chwała mu za to. Na meczach naszej młodzieży jest najgłośniejszym (obok prezesa) kibicem. Nie potrafi oglądać meczu w pozycji statycznej, dlatego też jest wręcz nierozłączny z kibicowskim bębnem, w którego uderza z siłą równą jego miłości do biało-niebieskiego klubu.

Ryszard Burdek – kolejny przedstawiciel Rady Rodziców. W przeciwieństwie do Szmidta, w trakcie meczów jest spokojniejszy, bardziej wyważony. To, co jednak łączy obu panów to ogromna chęć bezinteresownej pomocy na rzecz klubu. Gdynie nie on, na meczach Górników nie byłoby nawet muzyki. W klubie odpowiada za właściwie wszystko, co związane jest z naszą młodzieżą. Zawsze otwarty na współpracę.

Jarosław Krzymiński – trzeci przedstawiciel Rady Rodziców w zarządzie. Prywatnie ojciec czołowego kadeta biało-niebieskich, Macieja Krzymińskiego. Razem ze Szmidtem i Burdkiem tworzą zgrane trio, które skupione jest na zapewnieniu – w miarę możliwości - jak najlepszych warunków do trenowania dla naszych grup młodzieżowych. Podobnie jak Szmidt ukończył kurs sędziego stolikowego, co przydaje się na meczach Górnika, pozwalając tym samym ograniczyć koszty organizacji spotkania.

Marcin duchDurczak – przedstawiciel kibiców Górnika Wałbrzych. Jako Klub Kibica nie mamy jednego, wyraźnego „wodza”, bo czujemy się jak jedna wielka rodzina. Gdyby jednak ktoś zmusił nas do wyboru prezesa, jestem pewien, że to właśnie „duch” otrzymałby naszą nominację. Z Górnikiem związany od dzieciństwa. Grubo od ponad dekady administrator www.gornik.walbrzych.pl – witryny klubowej, którą sam założył. Pomimo tego, że jest zapracowanym człowiekiem, zawsze znajdzie czas dla biało-niebieskich – to on chociażby drukuje programy meczowe.

Skład zarządu – na papierze – prezentuje się obiecująco. Na usta cisną się słowa „jeszcze nigdy nie było tak dobrze”. Gdzieś już to kiedyś słyszeliśmy. Oby tym razem nasze nadzieje i marzenia o odbudowie Górnika pokryły się z rzeczywistością.

piątek, 20 lipca 2012

Gdy dwa ciała stają się jednym. Dla dobra WAŁBRZYSKIEJ KOSZYKÓWKI.

Birmingham, Anglia



Mówiło się o tym w kuluarach od jakiegoś czasu. Sam pierwszy raz o podchodach obu zainteresowanych stron usłyszałem podczas wrocławskich półfinałów mistrzostw Polski U-16 z ust członka Rady Rodziców, która dyryguje naszą biało-niebieską młodzieżą. Górnik Wałbrzych łączy się z KK Prometem Wałbrzych. Koniec ekscytujących derbów. Dwa ciała stały się jednym. Cel ? Może być tylko jeden – awans do II ligi.

Od końca czerwca przebywam w Anglii. Jedyny dostęp do internetu mam zapewniony w miejscu praktyk bądź w wiecznie zatłoczonych galeriach handlowych, kawiarniach Starbucks bądź restauracjach spod znaku Mcdonald’s. Następny wpis planowałem dopiero we wrześniu – po powrocie z Birmingham do kraju, po sezonie ogórkowym w polskiej koszykówce. Informacja o połączeniu wałbrzyskich klubów nakazała mi jednak zasiąść przy klawiaturze.

Zapomnijcie o JKKS Górnik Wałbrzych i KK Promet Wałbrzych. Nowy twór to KK Górnik Wałbrzych (dla nas i tak zawsze będzie to KS Górnik, ale to już inna historia). Nowy zespół połączył ekipy, które można scharakteryzować następująco:

Górnik Wałbrzych – Klub-feniks, który kilkakrotnie rodził się na nowo z popiołów -  momentami pięknej, czasem burzliwej - przeszłości. Klub pełen sprzeczności. Z jednej strony – rozpoznawalny na arenie krajowej od 66 lat, na koncie pięć medali mistrzostw Polski seniorów i sukcesy w koszykówce młodzieżowej. Z drugiej znany z poważnych zapaści finansowych oraz nieudolności działaczy. Ostatnio, reanimowany przez pasjonatów, ogrywał z niezłym skutkiem żółtodziobów w najniższej klasie rozgrywkowej. Mimo trudności wciąż wspierany przez kibiców.

KK Wałbrzych – założony jedynie 3 lata temu. Zbudowany na bazie romantycznej historii: kilku pasjonatów, kumpli z osiedlowego boiska postanowiło spróbować sił w koszykówce innej niż ta uliczna. Klub ambitny, co roku szturmujący wrota II ligi. Bezskutecznie. Klub niezależny, od lokalnego rywala odcinający się grubą kreską. W dużej mierze zbudowany na górniczych buntownikach. Pomimo niezłych wyników, bez fanatycznych fanów.

Dwa koszykarskie światy, wielokrotnie będące stronami w wyścigu zbrojeń na lokalnym podwórku, scaliły się. Ten większy, bardziej zasłużony choć po przejściach, wchłonął tego mniejszego, aspirującego do miana lidera na koszykarskiej mapie miasta.

Powód fuzji ? Oczywiście, że finanse. Oraz głos rozsądku.

Obie ekipy – od strony finansowej – nie miały wiele do zaoferowania. Jedynie dość niskie koszta utrzymania drużyny (brak pensji dla większości zawodników, grających jako amatorzy) ciągnęły wózek do przodu. Wspólnym mianownikiem dla wałbrzyskich ekip była pasja do koszykówki, gorący niczym egipskie słońce płomień miłości do basketu. Obie strony na własną rękę, z pomarańczową piłką pod pachą, realizowały swój wizjonerski sen.

Sny nijak mają się jednak do rzeczywistości. Ostatecznie to nie sny, a wsparte zapleczem finansowym realne założenia, dochodzą do głosu. To właśnie głos rozsądku nakazał obu stronom usiąść przy jednym stole i porozmawiać o przyszłości nie górniczej, nie darkdogowej, a WAŁBRZYSKIEJ koszykówki. Bo o wałbrzyski basket tutaj chodzi, o czym z resztą zdają sobie sprawę działacze Górnika, przedstawiając takie oto swoje oświadczenie na oficjalnej stronie klubu:

- Zarząd Jednosekcyjnego Koszykarskiego Klubu Sportowego GÓRNIK WAŁBRZYCH informuje, iż została podjęta decyzja o połączeniu dwóch zespołów tj. JKKS Górnik Wałbrzych oraz KK Wałbrzych, który od nowego sezonu rozgrywkowego wystartuje na parkietach III-ligowych pod nazwą KK GÓRNIK WAŁBRZYCH. Celem połączenia obydwu drużyn jest odbudowanie WAŁBRZYSKIEJ KOSZYKÓWKI na tradycji KS Gornika Wałbrzych w nawiązaniu do bogatej historii sportowej naszego miasta. W związku z powyższym w struktury klubu zostaja włączone wszystkie dotychczas działające sekcje młodzieżowe tworząc jedną całość.


Hasło „Jedno miasto, jeden klub” nigdy nie znaczyło tyle, co dziś. Jako kibice, wykrzykując je wniebogłosy na spotkaniach derbowych, w jakiś sposób wykreowaliśmy teraźniejszość. Samych kibiców czekają wielkie zmiany. Zmiany w składzie, taktyce zespołu, organizacji klubu, a nawet w sposobie myślenia. Niedawni rywale stają się częścią układanki. Nie zabraknie na pewno przeciwników fuzji, którzy ewentualny sukces drużyny Górnika będą przypisywać wyłącznie graczom byłego KK.  Jak to się wszystko potoczy dalej, pokaże czas.

O tym, że może potoczyć się bardzo dobrze, niech stanowi fakt nawiązania współpracy z potencjalnym sponsorem. Sponsorem tajemniczym, o którym wiemy tyle, co nic. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że pod maską mecenasa lokalnego sportu kryje się ktoś poważny, z poczuciem odpowiedzialności za los tak zasłużonej dla polskiego basketu firmy, jaką jest GÓRNIK WAŁBRZYCH. I oby z drugiej strony, tej reprezentowanej przez sam klub w osobach prezesa Murzacza, prezesa Borzemskiego i wielu innych, profesjonalizmu także nie zabrakło.

Tylko Górnik Nasz KS !!!!



UWAGA ! Jestem na praktykach w Anglii. Z powodu ograniczonego dostępu do sieci regularne wpisy pojawią się dopiero po moim powrocie do Polski, czyli we wrześniu.


poniedziałek, 25 czerwca 2012

wtorek, 19 czerwca 2012

Coś na amnezję ? A DAM lEK !

Postawny, wciąż w dobrej formie, zawsze elegancki, znany z żywiołowej gestykulacji podczas meczów. Sezon 2011/12 może zaliczyć do udanych. Z Asseco Prokomem Gdynia sięgnął po swoje premierowe mistrzostwo Polski w roli trenera. Tytuł z ławki trenerskiej dołączy tym samym do trzech złotych medali zdobytych ze Śląskiem Wrocław w roli zawodnika. Trener i koszykarz z sukcesami. Pochodzący z Wałbrzycha, wychowanek Górnika Andrzej Adamek, pomimo sukcesów w skali krajowej, nie zapomina o korzeniach.
fot. PLK

Adamek w Górniku występował do 1995 roku, czyli do czasu gdy biało-niebieski substytut Śnieżka Aspro Świebodzice wycofała się z najwyższej klasy rozgrywkowej. Zdolny, wtedy 23-letni Adamek nie miał problemów ze znalezieniem pracodawcy. Z Polonią Przemyśl już po roku świętował swój pierwszy medal MP - jak później się okazało - nie jedyny brązowy. Po przeprowadzce do Śląska Wrocław (Zepter Śląsk, Idea Śląsk) już cieszył się ze złota. Trzykrotnie - w 1999, 2000 oraz 2002 roku, w międzyczasie (2001) był jeszcze brąz z Prokomem Trefl Sopot. Po występach w Hoop Pruszków oraz sezonie w Szwecji powrócił do Wałbrzycha jako grający trener. Drużynę przejął z rąk Wojciecha Krzykały pod koniec 2004 roku, odszedł po prawie dwóch latach, zapewniając Górnikowi utrzymanie w I lidze. Miało to miejsce po pamiętnej wygranej z AZS Radom 56:54 na 2:1 w play-out - ojcem zwycięstwa był Marcin Kałowski, który rzucił 21 "oczek" (5x3).

Kariera trenerska naszego wychowanka to dwuletnia przygoda ze Śląskiem, z którym to w latach 2007-2008 zajmował trzecie miejsce w ekstraklasie. W sezonie 2008/09 próbował ratować przed upadkiem z elity Górnika. Jeszcze za czasów pracy z Górnikiem pierwszoligowym był asystentem w reprezentacji Polski, gdzie współpracował z Veselinem Maticiem i Andrejem Urlepem. Rola asystenta przylgnęła do Adamka na dłużej: od 2009 do 2012 roku asystował trenerom w Turowie Zgorzelec oraz Asseco Prokom Gdynia. Tych ostatnich przejął w lutym 2012, zdobywając swoje pierwsze mistrzostwo w roli trenera. Parę dni temu dołączył do kadry narodowej ponownie w roli asystenta - tym razem Alesa Pipana.

Imponujące CV. Medale mistrzostw Polski, występy w reprezentacji Polski i Eurolidze. Wszystko, co nasz wychowanek osiągnął miało miejsce już po przygodzie z Górnikiem. Można by sądzić, że Adamek nie ma żadnych zobowiązań, żadnego długu do spłacenia w stosunku do wałbrzyskiego klubu. Pomimo tego, zaraz po odebraniu złotego medalu MP, trener Asseco pojawił się w... Wałbrzychu, na treningu najmłodszych adeptów basketu. Piękny gest, a co najważniejsze - wcale nieodosobniony.

fot. zielu.eu
Parę lat wcześniej Adamek pojawił się bowiem na treningu naszych juniorów, gdzie prezentował swój brązowy medal zdobyty z Turowem Zgorzelec. Nasz wychowanek powraca z resztą do Wałbrzycha często, nie tylko w celu prowadzenia boiskowych wykładów dla naszej młodzieży, ale też po to, by obejrzeć jakiś mecz. Przykład ? Półfinał Mistrzostw Polski Młodzików 2011, gdzie biało-niebiescy pokazali się z dobrej strony.

Dla mnie trener Adamek to  symbol początku górniczego fanatyzmu, początku który z czasem ewoluował w powstanie tego bloga oraz spędzenie 18 h w pociągu w ciągu dwóch dni w drodze na turniej kibiców. Był rok 2004, Adamek kończył zawodniczą karierę, a ja dopiero co rozpoczynałem pisać swój kibicowski rozdział.

Dobrze wiedzieć, że u trenera Adamka siła górniczego przyciągania jest aż tak wielka, a serce wciąż biało-niebieskie.

czwartek, 14 czerwca 2012

Ten rok 1981

Na oficjalnej stronie klubu zamieściliśmy w formie statystycznej wspomnienie sezonu 1980/1981. Sezonu szczególnego, bo przynoszącego biało-niebieskim pierwszy medal mistrzostw Polski. Nasi zdobyli srebro, a w składzie wałbrzyskiego klubu grali Ci, o których słyszało nawet pokolenie nie mające prawa pamiętać tamtego wicemistrzostwa. Urodziłem się co prawda 8 lat po tym sukcesie, ale - z opowiadać taty - znam zawodników Młynarskiego, Krzykałę i Kiełbika oraz - już z własnych wspomnień - kojarzę przecież trenerów Młynarskiego, Krzykałę i Kiełbika.

Jaki był Górnik w 1981 roku ? Nie wiem. Całą swoją wiedzę na temat tamtego zespołu czerpię z genialnej książki Tomasza Piaseckiego "60 Lat Minęło - Jednosekcyjny Koszykarski Klub Sportowy - Górnik", która ukazała się w 2006 roku, przywołując burzliwą przecież historię wałbrzyskiego basketu. Drużyna z 1981 rok była oparta na Mieczysławie Młynarskim, który notował genialne wręcz zdobycze punktowe. 25-letni wtedy Młynarski regularnie zdobywał ponad 30 punktów w meczu (brak linii rzutów za trzy punkty !), zostając nie tylko królem strzelców rozgrywek ale i najbardziej wartościowym zawodnikiem. Do składu wchodził wtedy młodziutki, ledwie 19-letni Stanisław Kiełbik, który po spokojnym początku sezonu stał się ważnym ogniwem późniejszych wicemistrzów. Obaj panowie to żywe legendy naszego klubu, reprezentanci Polski, koszykarze, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii polskiej koszykówki. Młynarski to rekordzista pod względem ilości punktów w jednym meczu (90 !) oraz rekordzista ligi po względem średniej punktów na mecz. Kiełbik za to to pierwszy gracz, który trafił zza linii rzutów za trzy punkty w historii ! (o tym więcej tutaj).

Górnik Wałbrzych to nie tylko symbol bezradności działaczy, którzy nie raz ciągnęli klub na samo dno. Biało-Niebiescy to nie tylko wieczni bankruci, często nie wiążący końca z końcem. Tak obraz przedstawiono mojemu pokoleniu. Szkoda, że nie mieliśmy tyle szczęścia by obserwować wielkie sukcesy wałbrzyskiego klubu - sukcesy, które zamierzamy przybliżać na oficjalnej stronie Górnika. Czas odświeżyć pięknie zapisaną (przez między innymi wyżej wymienione trio) biało-niebieską kartę. Obserwujcie niusy i czytajcie !

Rok 1981, jakże prehistoryczny dla wielu z nas, tutaj.

niedziela, 10 czerwca 2012

Więcej zawieruchy niż otuchy

Nie tak wyobrażali sobie sezon 2011/12 juniorzy Górnika Wałbrzych. Po rozczarowującej postawie, biało-niebieskich zabrakło nawet w najlepszej ósemce regionu w roczniku 1994.


JUNIORZY

Rocznik: 1994 i młodsi
Trener: Arkadiusz Chlebda

8 zwycięstw - 8 porażek

Pierwsza runda: 4 zwycięstwa - 8 porażek (5. miejsce na 7)
O miejsca 9-13 w regionie: 4 zwycięstwa, 0 porażek (1. miejsce)

Lider: Hubert Murzacz


Na posezonowym, oficjalnym spotkaniu z zawodnikami i kibicami trener Chlebda otwarcie przyznał, że w rozgrywkach juniorów "nie wszystko wyszło tak jak powinno". Trudno się z naszym trenerem nie zgodzić - 18-letni górnicy wyjątkowo rozczarowali, prezentując się najgorzej ze wszystkich biało-niebieskich grup młodzieżowych. 

Już pierwsze spotkanie sezonu dramatycznie wskazało naszym miejsce w szeregu. Zespół Chlebdy przegrał sensacyjnie na inaugurację w Kłodzku z miejscową Nysą 59:63. Po tej porażce w zespole doszło do rozpadu - treningi w klubie porzucili Damian Pabisiak oraz przede wszystkim mający za sobą grę w I lidze Oskar Pawlikowski. 

O ile porażkę w następnej kolejce z bardzo silnym WKK Wrocław można wytłumaczyć, to potknięcie w rywalizacji z młodszym rocznikiem tej drużyny już nie. Pierwsze zwycięstwo w sezonie przyszło dopiero w czwartej kolejce. Górnicy (zawodnicy urodzeni w 1994 i 1995 roku) ograli grającą rocznikiem 1996 ekipę Śląska - tą samą, która parę miesięcy później w swojej kategorii wiekowej sięgnęła po brązowy medal MP. O zwycięstwie nie byłoby nawet mowy, gdyby nie fantastyczny występ Huberta Murzacza - autora 46 punktów.

Dalsza część pierwszej fazy rozgrywek nie przyniosła poprawy - nasi planowo nie poradzili sobie z rówieśnikami WKK i Śląska. Progresu nie było widać również w pojedynku z młodszym o rok WKK II, gdzie nasi ponownie minimalnie przegrali (w dwumeczu 56:65 i 60:68). Co prawda biało-niebieskim udał się rewanż na kłodzkiej Nysie (90:53), ale tydzień później za porażkę w Wałbrzychu odgryźli się dwa lata młodsi od naszych gracze Śląska, wygrywając aż 85:54 - co gorsza dla WKS-u 26 punktów zdobył wychowanek Górnika, Dawid Kołkowski.

Pomimo kilku bardzo wstydliwych porażek, wałbrzyszanom do najlepszej ósemki regionu zabrakło niewiele. Zadecydowały dwie niewysokie porażki z młodszą wersją WKK - porażki, których do tej pory naszym młodzieżowcom udawało się unikać.

Górnik ostatecznie wylądował w najgorszej piątce regionu dolnośląsko-lubuskiego. Tutaj mecze były już bez historii - podopieczni Arkadiusza Chlebdy gromili rywali, a swoje szanse dostali nawet kadeci -  Łukasz Kołaczyński i Szymon Kowalski.

Liderem ekipy młodzików był - bezdyskusyjnie - Hubert Murzacz, który grę w swoim roczniku łączył przecież z niezłymi występami w III lidze. W rozgrywkach juniorskich Murzacz był klasą sam dla siebie, notując w 12 meczach śr. 25,8 pkt. Murzaczowi brakowało wsparcia (zwłaszcza pod koszem), a najdzielniej w grze wspierał go Szymon Łozowicki, który niedługo po zakończeniu sezonu juniorów (i w trakcie rozgrywek III ligi, gdzie odgrywał ważną rolę w zespole) postanowił zakończyć treningi w klubie. Trzecim zawodnikiem, który miał jako taki wpływ na seniorów Górnika, a występował również w juniorach jest rok młodszy od wyżej wymienionych Szymon Jaskólski.

Sezon juniorów przyniósł swoistą zawieruchę w sercach kibiców. Otuchy było jak na lekarstwo.

czwartek, 7 czerwca 2012

Wesołe lica na turnieju kibica (3)



Obok grania w turnieju oraz poznawania nowych ludzi, zahaczyliśmy o Dni Łańcuta. Przebrani i wykąpani w samą porę wstrzeliliśmy się w występ gwiazdy sobotniego wieczoru - Mroza. Tłocząc się na ławce za sceną nie widzieliśmy go w akcji, a jedyne wrażenia jakie do nas docierały były słuchowe. Mrozu ogólnie niczym się nie popisał - zaśpiewał słabo dwa covery, ze trzy razy wykonywał "Rollercoaster" i z pięć - w różnych aranżacjach - swój największy hit "Miliony Monet".

A tak występ Mroza wyglądał z perspektywy pierwszych rzędów:


Dni Łańcuta w sumie niewiele różnią się od naszych - popijawa, bójki, głośno piszczące gimnazjalistki przy scenie. Jedyna różnica polegała na lokalizacji - Dni Łańcuta mieściły się w samiuteńkim rynku. Scenę wciśnięto pomiędzy zabytkowe kamienice,a ludzie licznie zgromadzili się na niedużym placu, który w normalnych okolicznościach jest chyba parkingiem.

Po trudach turnieju, a przed koncertem Mroza, szukaliśmy na gwałt czegoś do zjedzenia. Wraz z chłopakami z Włocławka szukaliśmy pizzeri. Po zasięgnięciu języka, dowiedzieliśmy się, że całkiem znośna pizzeria znajduje się jakieś kilkaset metrów od rynku, gdzie była nasza siedziba. Rzeczywiście, pizzeria (której nazwy już nie pamiętam) była niedaleko. Szybko się jednak okazało, że jeden piec i mnóstwo zamówień skutecznie zablokowało naszą drogę do pożywienia. Pamiętam reakcję naszego Tomka, który słysząc, że na pizzę trzeba czekać 1 h, zrobił wielkie oczy. 

Po niezbyt przychylnych wieściach prędko opuściliśmy lokal (banda 10-osobowa), wracając do miasta. Tam doszło do podziału na dwie "grupy kebabowe". Wraz z Kwiatkiem, Tomkiem i anwilowym Robsonem (z którym mam zdjęcie dwa wpisy wcześniej) odwiedziliśmy kebab w dół ulicy, odbiegającej od rynku. Reszta chłopaków wybrała lokal w górę rynku. Po jakimś czasie okazało się, że moja grupa wybrała gorzej - nasze kebaby były mniej smaczne, w dodatku - z powodu długiej kolejki - czekaliśmy na nie w nieskończoność. Po odebraniu naszych porcji dołączyliśmy do reszty grupy, a ja wraz z Tomkiem skosztowaliśmy kebaba konkurencji. Był pycha !!! (Jeden z lepszych jaki w życiu jadłem... lub po prostu byłem bardzo głodny).

Wyprawa na drugi koniec Polski kształtowała także od strony kulturalnej. Jak się okazało, Podkarpacie potrafi zDolnego Ślązaka zaskoczyć. Pierwsza wizyta w lokalnym Społem zakończyła się niespodzianką, bo pani ekspedientka podała należność w przedziwny sposób: zamiast powiedzieć 5,69 zł (pięć sześćdziesiąt dziewięć), cenę ujęła jako 5, 6 na 9 zł (pięć sześć na dziewięć). Jakby tego było mało, na Podkarpaciu nie bardzo wiedzą co to jest "kajzerka". Nasza kajzerka nazywana tam jest "obwarzankiem". Nazewnictwo można sobie wytłumaczyć położeniem rzeszowszczyzny - miejscowi nie używają mającego wyraźnie niemiecki wydźwięk słowa "kajzerka" bo są związani bardziej z dawną Galicją, a nie z zaborem pruskim (niemieckim). I tak oto "obwarzanek", który u nas też funkcjonuje, ale w nieco innym sensie, wyparł "kajzerkę".

Co jeszcze rzuciło nam się w oczy na Podkarpaciu ? Dziewczyny !!! A raczej PIĘKNE, PRZEPIĘKNE DZIEWCZYNY. To nieprawdopodobne, ale w malutkim Łańcucie byliśmy blisko nabawienia się skręcenia karku. Przykład ? Nasza stolikowa podczas meczów, a później towarzyszka na Dniach Łańcuta - Felicja:

PPP photography

Ściana Wschodnia słynie nie tylko z pięknych kobiet. To również bardzo konserwatywne, niezwykle religijne społeczeństwo. Od lat PiS wygrywa tam wszystkie wybory, a na niedzielne msze - czego byliśmy świadkami - chodzą tłumy ! TŁUMY !!! Ludzie nie mieścili się w dość pokaźnym kościele. Tak wielu ich było. Coś nieprawdopodobnego.