Szukaj na tym blogu

niedziela, 31 lipca 2011

Vive la Pologne

Wrocław, 30.07. 2011

Polska - Francja 70:66

W pojedynku pocieszenia biało-czerwoni pokonali Francuzów. Do zwycięstwa Polaków poprowadził Mateusz Ponitka, autor 21 punktów i 10 zbiórek. Bardzo dobre zawody rozegrał Daniel Szymkiewicz.

W hali Orbita na meczu Polaków pojawiło się mniej kibiców niż podczas ćwierćfinałowej batalii z drużyną Italii. Atmosfera na trybunach też była dość ospała, a doping bardzo często "rozkręcał" nie kto inny jak Przemysław Koelner - milioner, polski Mark Cuban, ojciec Jakuba, entuzjasta koszykówki, który na mecze nie chodzi w koszuli z krawatem, a w koszulce reprezentacji. Niskie ciśnienie z zewnątrz wtargnęło do hali i wydawało się, że bardziej dotknęło orlęta Szambelana, gdy na tablicy widniał wynik 42:50.

Wtedy nasi urządzili kibicom psikus, zdobywając 21 punktów przy jedynie 1 "oczku" Trójkolorowych, a na boisku w polskim zespole przebywał wtedy ostatni rezerwowy Kacper Borowski.

Ponownie eksplozyjnością i energią nie grzeszy nasza ławka. Trenerzy reagują wciąż zbyt wolno na wydarzenia na boisku, a przy jednej z przerw na żądanie przez większość czasu stali w kręgu, rozmyślając nad zagrywką, której w praniu na boisku nie było widać. Pasywność naszych szkoleniowców stoi w opozycji do dynamicznych rotacji pozostałych ekip. W porównaniu z wszystkimi innymi kadrami, nasi rezerwowi  siedzą trochę jak na stypie – brak pokrzykiwań, wyskoków radości, energii. Polska mentalność czy brak kofeiny ?

M. Ponitka -  ponownie błysnął geniuszem. Mistrz ekwilibrystyki. Przy agresywnym wejściu pod kosz Mateusz obrócił się z piłką w powietrzu o 360 stopni, zdobywając punkty z faulem. Wnet zdziwione ponitkowe lica starły się z równie zszokowanymi rozszerzonymi oczami i opadającymi do podłogi szczękami polskich kibiców. Pochodzący z Ostrowa Wielkopolskiego obrońca wciąż szukał swojego rzutu z dystansu (1/6 za 3). Pomimo tego, nasz lider stał się liderem nie tylko z nazwy, ale i z czynu, trafiając w końcówce kluczowy rzut z półdystansu. Szkoda, że w ćwierćfinale nie spełnił swojej roli. Długo zastanawiałem się, dlaczego Mateusz Ponitka jest dopiero piątym najbardziej perspektywicznym graczem w swoim roczniku wg portalu eurohopes.com. Przed nim (druga lokata) znajduje się Serb Nenad Miljenović, który pierwszą rundę miał przeciętną. Swoją klasę bałkański obrońca udowadnia za to w decydujących fazach turnieju – w półfinale z Włochami właśnie poprowadził swój zespół do zwycięstwa, notując 20 punktów, w tym 6/6 w ostatnich 30 sekundach z linii rzutów wolnych.
J. Koelner – oglądając go w akcji wydaje się, że chce mu się trochę bardziej niż reszcie. Liczby są w tym turnieju jego sprzymierzeńcem: 11/15 z gry, w tym 7/9 za 3 !!! Takie statystyki notuje nasz dopiero trzeci rozgrywający w rotacji – czy tylko mi wydaje się tutaj coś nie tak ?
M. Michalak – zaliczył kilka przepięknych wejść pod kosz. Prawdę mówiąc, z wyjątkiem meczu z Serbią gra na równym, solidnym poziomie.
G. Grochowski – kolejny bardzo słaby mecz w jego wykonaniu. Z jego zagrań nic dobrego dla zespołu nie wynikało. W ostatnich dwóch meczach ma tyle samo asyst co strat, jednocześnie będąc 0/5 z gry.
F. Matczak – o tym turnieju zielonogórzanin chciałby jak najszybciej zapomnieć: 8/34 z gry,  0/8 za trzy – feralny licznik wciąż bije
K. Borowski – dostał sporo minut. Snuł się po boisku jak cień gdzieś obok gry. O tym, że był na boisku wiemy jedynie po jego bujnych lokach. Z drugiej strony z nim na boisku nasi zaliczyli run 21-1.
T. Gielo – solidnie. Obok swojej tradycyjnie dobrej obrony, gdzie biegał do pomocy kolegom, skutecznie kończył akcje z pomalowanego.
D. Szymkiewicz – obok Ponitki najlepszy w naszym zespole. Imponował skutecznymi wejściami pod kosz. 8 pkt, 7 zb, 4 as, 2 prz. Bardzo pożyteczny.
P. Niedźwiedzki – ten mecz mu nie wyszedł, akcje kończył nieudanymi, rwanymi rzutami.
P. Karnowski – niezły występ, zaprezentował parę swoich klasycznych zagrań. Trochę zabrakło mu skuteczności, gdy po obronie rzucał z trzeciego metra.

Przed Polakami mecz z silną Litwą o piąte miejsce. W finale natomiast zagrają rewelacyjni Hiszpanie i wspomniani Serbowie, których to ograliśmy w tym turnieju. Hiszpanie nie przegrali jeszcze meczu, są absolutnie poza zasięgiem pozostałych zespołów. Ich dynamika, szybkość i skuteczność wprost powalają. A pomyśleć, że jeszcze rok temu Polacy z Hiszpanami grali jak równy z równym.


sobota, 30 lipca 2011

Wielkie boom !!!

Wrocław, 29.07.2011

Polska - Włochy 52:70 STATS

Po wyjątkowo słabym meczu biało-czerwoni przegrywają w ćwierćfinale z wydawałoby się niegroźną drużyną Włoch. Grający bez kompleksów rywale wystąpili bez swojego lidera, jednego z najlepszych strzelców całej imprezy, kontuzjowanego Amadeo Della Valle.  Naszym pozostaje rywalizacja o miejsca 5-8. 

Boom !!!! Balon oczekiwań pękł. Z naszych zeszło powietrze, a mała strzałeczka wskazująca wielkość presji, przekroczyła wszystkie normy. Nazywajcie to jak chcecie. Niebotycznych rozmiarów balon oczekiwań wybuchł zarówno w głowach kibiców, jak i samych zawodników.  Pompowany od miesięcy przez dziennikarzy oraz organizatorów balon musiał w pewnym momencie powiedzieć "dość". Wielkie "boom" dotknęło także "balony", znajdujące się w głowach naszych koszykarzy. Ci uwierzyli w swoją wielkość zbyt prędko. Już teraz lepiej kojarzeni przez kibiców niż koszykarze kadry seniorów, już w tej chwili udzielający więcej wywiadów niż ich starsi koledzy po fachu. 

Polacy zlekceważyli Włochów. Koszykarze Italii zagrali bez kompleksów, a ich kontuzjowany lider z niedowierzaniem obserwował to, co dzieje się na parkiecie. Amadeo Della Valle tego dnia nie miał na sobie koszulki meczowej. Ubrany był w narodową polówkę, do której dopasował modne chyba tylko w wielkich włoskich aglomeracjach okulary w białych oprawkach. Przed meczem z Włochami eksperci misternie analizowali jak zatrzymać Della Valle (17,7 pkt/mecz), który jawił się jako jedyne realne zagrożenie. Młodzieniec z kręconymi kruczoczarnymi włosami w spotkaniu z Polakami jednak nie zagrał z powodu kontuzji pleców, doznanej w meczu z Łotwą. Bez niego Włosi mieli sprawiać wrażenie zagubionej owieczki w polskim lesie pełnym wilków. Nic bardziej mylnego. Trio Matteo Imbro (17 pkt, 5 zb, 5as) - Matteo Chillo (14 pkt) - Diego Monaldi (16 pkt) raz po raz uciszało polskich kibiców. Nazwisko ostatniego z wymienionych na dobre w pamięć zapadło nie tylko nam, ale i włoskiemu trenerowi, który wydaje się, że w poprzednim meczach gracza z nr 10 nie doceniał. Uwolniony z łańcucha pod nieobecność Della Valle, włoski obrońca zagrał najlepszy mecz w turnieju.


Polacy zagrali niemrawo, zatrzymali się na ścianie przerośniętych oczekiwań kibiców. Carabinieri włożyli kij w szprychy naszego tandemu Karnowski - Ponitka. Biało-Czerwonym nie wychodziło nic, wliczając w to seryjne pudła spod samej obręczy i podania w trybuny. Dłonie najwyraźniej mieliśmy posmarowane masłem, bo piłka raz za razem się z nich wyślizgiwała. Silnym punktem naszego zespołu ponownie nie był trener Szambelan, który zbyt wolno reagował na wydarzenia na parkiecie, a przerwy na żądanie brał zbyt późno. Bez wątpienia to był czarny dzień dla kibiców, których ta porażka zszokowała równie mocno jak zapłakanych po meczu zawodników. Sensacyjna klęska naszych reprezentantów to cenna lekcja na przyszłość. 

J. Grzeliński - krótki występ, nie odmienił naszej gry
J. Koelner- było pewne, że nie powtórzy fantastycznego meczu z Niemcami. Niemniej jednak zaczął kapitalnie od trafionej trójki. Następnie dał sygnał do ataku wejściem pod kosz. Niestety nie ominęły go straty piłki. Wciąż nie potrafię zrozumieć dlaczego był tak daleko w rotacji.
M. Michalak - 3/12 z gry. To mówi samo za siebie. Nie wytrzymał ciśnienia tego meczu. Z resztą jak cały zespół.
G. Grochowski - jego penetracje pod kosz zakończone oddaniem piłki kończyły się ponownie niepowodzeniem. Zabrakło jego punktów w ataku.
F. Matczak - krótki występ, w którym nie zdążył poprawić swoich miernych dotychczas dokonań statystycznych w turnieju - 7/31 z gry, w tym 0/7 za trzy
Ł. Bonarek - wszedł na boisku w postaci brzytwy, której chwycił się tonący trener Szambelan. Nie zmienił obrazu gry, nikt w polskim zespole nie był w stanie tego zrobić.
M. Ponitka - oczekiwaliśmy od niego trochę więcej. W trudnych momentach dla zespołu to lider powinien wziąść na siebie ciężar gry. Nie zrobił tego, zaginął  gdzieś w rogach boiska, z daleka od piłki. Stał się trochę ofiarą koncepcji gry, która ni w ząb nie potrafiła pomóc liderowi w ataku.
T. Gielo - po kilku dobrych meczach tym razem dostosował się miernej gry kolegów z zespołu.
D. Szymkiewicz - kolejny mecz był fałszywym rozgrywającym, co nie funkcjonowało od początku turnieju. Nawet gdy na boisku był mający lepszy ball handling i lepsze widzenie gry Koelner, to Szymkiewicz rozgrywał. Brak instynktu rozgrywającego wyszedł w akcji z Karnowskim. Gdy nasz środkowy wyprowadzał piłkę, Daniel nie wyszedł do niej, chowając się za jednym z Włochów.
P. Niedźwiedzki - podjął kilka zaskakująco błędnych decyzji na parkiecie. W jednej z akcji, gdy stał z piłką na 4 metrze, nikt nie zamykał mu drogi do kosza. "Niedźwiedź" zamiast wchodzić agresywnie pod kosz z pazurami, odegrał piłkę.
P. Karnowski - statystycznie najlepszy. Niestety, w grze był daleki od perfekcji - zaliczał mnóstwo strat, z których niektóre były trudne do wytłumaczenia, bo były skierowane prosto we włoskie ręce. Nie trafiał spod kosza.

Kibicom, w tym mnie, jest przykro, bo wiemy, że tak fantastyczny rocznik 1993 plus wybrańcy z 1994 długo w polskiej koszykówce się nie powtórzy, a co za tym idzie nieprędko ujrzymy Polaków ogrywających Serbów, Greków, czy Słoweńców. Nie oszukujmy się. Kompania Braci pod dowództwem Mateusza Ponitki zagięła rzeczywistość, w której Polacy znajdowali się na dnie koszykarskiej piramidy. Chociaż na chwilę gracze Szambelana zdarli z biało-czerwonych pleców łatkę "słaby średniak". Chwała im za to. 

Nie zapominajmy o tym, że przed tymi chłopcami cała kariera - mają przecież dopiero po 18 lat, a tak spektakularna  porażka nauczy ich więcej niż wielkie zwycięstwa. Nadeszły dla nich deszczowe dni. Całe szczęście, że po deszczu zawsze przychodzi słońce.

czwartek, 28 lipca 2011

Wejście wrocławskiego smoka

Wrocław, 27.07.2011

Polska - Niemcy 82:65 STATS

Mecz bez historii. Zaraz, zaraz... czy aby na pewno bez historii ? Nie do końca. Ostatnie spotkanie Polaków w drugiej rundzie, zapewniające awans do ćwierćfinału z pierwszego miejsca, można streścić w dwóch słowach. Właściwie mowa tu o imieniu i nazwisku. Panie i panowie: Kuba Koelner

Jakub Koelner


Kibice kochają takie historie. Szansę dostaje człowiek, który w pięciu poprzednich meczach na boisku był przez.... niecałe trzy minuty. Gdy wchodził do gry przy ogłuszającym wsparciu kibiców nikt nie był przygotowany na to, co ma się wydarzyć. Kuba Koelner zrobił show, sprawił że ludzie odstawiali butelki Coca-Coli po to, by złożyć dłonie do oklasków. Kubę od ławki odkleił trener Szambelan, nas od siedzisk odklejał już Kuba. Zrobił to pięciokrotnie. 5/5 za trzy, 6/6 z gry, 17 pkt. Wrocławianin szalał we Wrocławiu, a ja z niedowierzaniem kręciłem głową. By ta historia stała się filmowa brakuje u pana Koelnera aspektu społecznego. Zawodnik WKK Wrocław nie wywodzi się z nizin społecznych, bo jest synem bodaj 71.(wg. Forbes) na liście najbogatszych Polaków biznesmena. Jego ojciec, Przemysław, nie posiadał się z radości, rozpierała go duma, gdy oglądał w akcji swojego pierworodnego. Dobrodziej i żywiciel wracającego na salony Śląska Wrocław jeszcze raz siedział na trybunie nie w garniturze, a w koszulce z nazwiskiem syna. Kochamy ten jego luz, te jego żywiołowe reakcje na to, co dzieje się na parkiecie.

Kuba tym występem zamknął usta wszystkim krytykom, którzy byli przekonani, że młody Koelner w kadrze jest wyłącznie za sprawą majątku ojca. Ten rozgrywający ma za sobą udany sezon w drugoligowym WKK Wrocław, gdzie w 25 meczach ligowych zdobywał śr. 9.3 pkt. Dlaczego coach Szambelan słysząc nazwisko Jakub Koelner doznawał amnezji, pozostaje tajemnicą. 

J. Koelner - największe wejście smoka jakie widziałem w życiu. 5/5 za trzy, 17 pkt to statystyki godne pozazdroszczenia. Kto wie, czy to nie był jego mecz życia. One man show. Wszyscy kibice Jakuba kochają. Jego występ to kolejny pstryczek w nos naszego sztabu szkoleniowego. Inteligentny w ataku pozycyjnym (nie wiem czemu piłkę wprowadzał do gry Szymkiewicz). Trochę zostawał na zasłonach w obronie. 
M. Michalak - po słabszym występie przeciwko Serbii byłem pewien, że wróci do dobrej dyspozycji. Nie myliłem się. Bardzo skuteczny, król wymuszania fauli, bardzo dobre penetracje pod kosz. No i ten groźny rzut z dystansu.
G. Grochowski - sporo złych decyzji - wchodził dynamicznie pod kosz i zamiast oddawać rzut odgrywał do tyłu w bliżej nieokreśloną czasoprzestrzeń, co często kończyło się stratą, albo spowolnieniem akcji.
F. Matczak - bez dwóch zdań najsłabszy element zespołu. Po poprawnym występie przeciwko Serbii, tym razem ponownie obniżył loty. Ma spore problemy z łapaniem piłki, co jest zapewne spowodowane urazem dłoni. Trenerzy kurczowo trzymają się przedturniejowego założenia, w którym Filip obok Tomka Gielo jest pierwszym rezerwowym. Może czas coś zmienić ? 7/30 z gry w całym turnieju, w tym 0/6 za trzy.
Ł. Bonarek - krótki epizod. Tym razem dużo skuteczniejszy niż w meczu z Serbami.
M. Ponitka- krótszy występ. Nie musiał być eksploatowany, nie było takiej potrzeby. Pomimo tego, zdążył zachwycić kibiców (wsad), co stało się w jego przypadku normą.
K. Borowski - debiut w turnieju. Pierwsze punkty. Brawo.
T. Gielo - trzeci jego mecz z rzędu z dwucyfrową zdobyczą punktową. O jego solidnej grze w obronie wiedzieliśmy już wcześniej. Teraz dołożył zagrożenie w ataku. Takiego Tomka chcemy oglądać, takiego Tomka chcą też pewnie widzieć w USA, w NCAA, gdzie się przenosi zaraz po turnieju.
D. Szymkiewicz- wciąż jako fałszywy rozgrywający. Dobry w kryciu niższych od siebie. Niestety, jego panowanie nad piłką nie predestynuje go do gry jako "jedynka". Było to widać, gdy zaliczył prostą stratę na własnej połowie. Niemniej jednak ważny gracz w rotacji.
P. Niedźwiedzki - kibice wymyślili po meczu z Serbią hasło "fear the deer" (deer to jeleń, a nie niedźwiedź, ale się rymuje) - ksywka z "deer" w nazwie po angielsku brzmi groźniej niż niedźwiedziowe "teddy bear" (pluszak). Dziś nasz niedźwiedź trochę w cieniu. Z cienia nie musiał wychodzić. 
P. Karnowski - brakuje mu dynamiki, szybkości. Widać, że jest przemęczony. Wierzymy, że będzie gotowy na ćwierćfinał, bo Przemek jest ścianą nośną tej drużyny.

Nadszedł dzień przerwy w turnieju. Okazja ruszyć w miasto. W piątek 1/4 ME - nasi grają z carabinieri, reprezentujący kraj w kształcie wielkiego buta. Jesteśmy faworytem. Na razie do awansu do półfinału. A co dalej ? Hmm... 

środa, 27 lipca 2011

Mobilizacja Gortata

Wrocław, 26.07.2011

Polska - Serbia 70:61(STATS)

Po wymęczonym zwycięstwie z Turcją, szanse Polaków na pokonanie mocnych Serbów - według ekspertów - sięgały ledwie 40 procent. Biało-Czerwoni ponownie jednak zaskoczyli wszystkich, z łatwością ogrywając zespół z Bałkanów. Kapitalny mecz zaliczył Piotr Niedźwiedzki, eksplozywnym liderem po obu stronach boiska był Mateusz Ponitka, trenerzy wreszcie wyciągnęli naukę ze swoich błędów. A to wszystko na oczach obecnego w hali Orbita, Marcina Gortata.

Nasi zagrali najlepszy mecz w turnieju. Już od pierwszych minut Serbów zszokował Niedźwiedzki. Zszokował ich czterokrotnie, bo tyle razu wychowanek Górnika Wałbrzych, a od nowego sezonu gracz Śląska Wrocław, trafiał zza linii 6,75 m. Nasz wysoki gracz trafił z formą idealnie, bo na meczu znalazło się paru skautów z NBA oraz wielu z NCAA (m.in. świetne uczelnie Washington State, Oklahoma State).

Polski sztab szkoleniowy odrobił zadanie domowe. Bardzo szybko na boisku pojawił się Daniel Szymkiewicz, szansę nareszcie dostał Łukasz Bonarek, który dał odpocząć Przemkowi Karnowskiemu. Trener Piotr Bakun okazał się słownym człowiekiem, zapewniając dzień wcześniej, że środkowy z Torunia będzie oszczędzany. Jerzy Szambelan nieźle reagował na to, co dzieje się na boisku (np. ustawienie naszego czołowego obrońcy Ponitki do krycia mającego niezły fragment w trzeciej kwarcie Nenada Miljenovicia). Nie zmienia to faktu, że rotacja może być szersza, a zmiany powinny być dokonywane jeszcze szybciej, jeszcze płynniej.  

Piotr Niedźwiedzki

M. Michalak - ten mecz mu ewidentnie nie wyszedł. 0/7 z gry. Trwa turniej, słabszy dzień może zdarzyć się każdemu.
G. Grochowski - warunkami fizycznymi wyraźnie odstawał od Serbów - chyba trochę za długo dziś na boisku.
F. Matczak - po kilku słabszych występach Filip zagrał poprawne zawody. W jednej z akcji zdobył punkty pięknie oszukując pod koszem Miljenovicia. Nie ustrzegł się jednak błędów, co nie zmienia faktu, że ten występ powinien zaliczyć do udanych (pamiętajmy o jego kontuzji dłoni).
Ł. Bonarek - nareszcie doczekał się szansy. Co prawda, na boisku wiele pożytku z niego nie było - oprócz dobrej jednej zasłony zaliczył jedynie dwa niecelne rzuty spod kosza. Mimo wszystko ważne, że zagrał dając odpocząć podstawowym graczom.
M. Ponitka - jego dynamika powala. Imponuje siłą wyskoku, gdy w spektakularny sposób blokował rywali przytwierdzając piłkę do tablicy. Swoją energią na boisku, entuzjazmem podnosił z trybun kibiców (kolejna porcja akcji alley-oop, które kończył plus cudowny wsad po kontrze). Nieco lepiej wygląda też jego rzut z dystansu, który ostatnio trochę szwankował. Gdy biegnie jeden na jeden w kontrze nie mogę wysiedzieć w miejscu, bo wiem że za moment zobaczę ponadprzeciętne zagranie. 14 pkt, 10 zb i 3 bloki.
T. Gielo - niezwykle pożyteczny zarówno w ataku jak i obronie. Dynamicznie wchodził pod kosz, gdzie z łatwością zdobywał punkty ponad rękami rywali. Zaskoczył swoją dyspozycją kibiców. Drzemie w nim potencjał.
D. Szymkiewicz - kolejna pożyteczna zmiana. Wciąż spełnia rolę fałszywego rozgrywającego. Jego wzrost przydał się zwłaszcza w grze obronnej. Kibice nie mogę zrozumieć, dlaczego pierwsze trzy mecze przesiedział na ławce.
P. Niedźwiedzki - bohater tego meczu. 4/6 za 3, 22 punkty. To był jego dzień. W drugiej kwarcie musiał opuścić boisko z powodu problemów z bodajże kostką. Na szczęście do gry wrócił i nadal nas czarował.
P. Karnowski - dostał dziś dużo odpoczynku, częściowo dlatego, że szafowano jego siłami, częściowo z powodu problemów z przewinieniami. Przy świetnym meczu Niedźwiedzkiego jego postawa w tym meczu zeszła na dalszy plan. W czwartej kwarcie zagrał pokazał kilka solidnych manewrów w polu trzech sekund.

Jak to wszystko szybko się zmienia. Kibice, prasa, wszyscy popadają w huraoptymizm. Nagłówki portali już wygłaszają hasła: "Polacy idą po złoto". Chyba na to jeszcze za wcześnie. Napijmy się melisy, usiądźmy spokojnie na fotelu. Teraz najważniejszy jest ten kolejny mecz, czyli spotkanie z Niemcami.
 

wtorek, 26 lipca 2011

O meczu z Turcją - podcast

Po spotkaniu z Turcją przemyśleniami zamienili się redaktor wp.pl Maciej Kwiatkowski oraz Paweł Łakomski z portalu polskikosz.pl. Podcast trwa aż 36 minut, ale jeżeli macie wolną chwilę naprawdę warto posłuchać. Jeżeli nie macie wolnej chwili to włączcie podcast, słuchając go w czasie czy to zmywania, prania, prasowania, spożywania posiłku, czy też w okresie obierania ziemniaków.

Ich rozmowę znajdziecie tutaj. Polecam.

Błędy zamiecione pod dywan

Wrocław, 25.07.2011

Polska - Turcja 62:59 STATS

Po bardzo trudnym meczu Polacy pokonali reprezentację Turcji, pomimo dziesięciopunktowej straty do przerwy. Polski zespół w jedno popołudnie zaliczył drogę z piekła do nieba. W zwycięstwu biało-czerwonych swój wielki udział miała wrocławska publiczność, która ogłuszającym dopingiem rozpraszała rywala, a ostatnie dwie minuty meczu oglądała na stojąco.

Przed meczem zanurzyłem się w przemyśleniach dotyczących jakże potrzebnych naszemu zespołowi zmian. Na trybunach można było usłyszeć wiele negatywnych głosów na temat rotacji trenera Szambelana (a raczej jej braku). Polacy calutki turniej grają niezwykle wąskim składem, co na zespole odbiło się bardzo szybko, bo już w meczu z Chorwacją. Zastanawiałem się,czy trenerom wystarczy odwagi, by w zestawieniu dokonać radykalnych zmian ? Naiwnie liczyłem na to, że nasi wyjdą zmienioną pierwszą piątką, że wprowadzą element zaskoczenia. Jak daleki byłem od prawdy, pokazały pierwsze minuty spotkania. Polska zagrała najgorsze pierwsze 20 minut od dawna, a na trybunach liczba niecenzuralnych słów równała się słowom otuchy. Biało-Czerwoni bali się postawić strefę, która w ich wykonaniu jest bardzo niedopracowana. Kryjąc 1 na 1 pozwalaliśmy Turkom na penetracje pod kosz, które często kończyły się punktami. W dodatku bardzo pasywnie na deskach grali nasi podkoszowi. Przegrywaliśmy walkę na tablicach praktycznie w każdej możliwej sytuacji. Bardzo źle prezentował się szczególnie wyraźnie wycieńczony turniejem Przemysław Karnowski. Do przerwy 31:41 dla gości. Na trybunach minorowe nastroje, głosy frustracji. 

Co do rotacji - trener Szambelan poniekąd przyznał się do błędu, na początku drugiej kwarty wystawiając do gry Daniela Szymkiewicza. Do tej pory nie na żarty przyspawany do ławki gracz sopockiego Trefla wniósł do gry Polaków wiele świeżości, dał odpocząć Grzegorzowi Grochowskiemu. Pomysł na rotowanie składem naturalnie okazał się słuszny. Szkoda, że trenerzy po Szymkiewicza sięgnęli tak późno.

Czwarta kwarta meczu to brak jakiejkolwiek rotacji. Ostatnie bodajże 8 minut Polacy grali jednym składem !!! Nasuwa się pytanie jaki jest sens trzymania w nieskończoność przyklejonych do siedzisk Kacpra Borowskiego, Kuby Koelnera i Łukasza Bonarka ?

Polacy wygrywają charakterem. Błędy krótkiej rotacji zostają na moment zamiecione pod dywan. Wystarczy jeden ruch serbskiej kończyny, by kłęby kurzu spod dywanu wyszły na światło dzienne. Naszym pomogła wspaniała publiczność, pomogło też trochę to, że Turcy nie trafili z otwartej pozycji rzut zza łuku na dogrywkę w ostatnich sekundach meczu. Kto wie, naszym mógł wtedy pomóc nieprawdopodobny pisk w zgodzie z wrzaskiem, który wydobył się w tej ostatnie akcji z trybun.

J. Grzeliński - krótki epizod. Przy wyższym od niego o 16 cm Sipahim nie miał czego na boisku szukać. 
M. Michalak - w drugiej połowie wykonał rzecz niezwykle istotną - w chwili kryzysu w grze Polaków, agresywnie penetrował pod kosz, co kończyło się faulem i rzutami osobistymi dla naszego kapitana. Bardzo mądra decyzja. Do tego wszystkiego dołożył jakże ważne celne rzuty trzypunktowe.
G. Grochowski - nieskuteczny, więcej strat od asyst. Nie zmienia to faktu, że jest to istotny gracz zespołu, z niepodważalną pozycją w składzie. Dostał dziś nieco więcej odpoczynku.
F. Matczak - jest bez formy. Powroty po kontuzji nie są jednak łatwe. Kolejny słaby mecz zielonogórzanina. Wolny na nogach w obronie, bezproduktywny a ataku. Trener Szambelan - nie wiedzieć czemu - bardzo na Filipa stawia, nie zważając na jego słabości.
M. Ponitka - nie ma spotkania w którym nie zaprezentowałby akcji magicznej, czyli takiej która jest jakby z innego wymiaru - tym razem zaskoczył pięknym reversem, czyli zdobycie punktów po ataku obręczy z jednej strony, a skończeniu akcji z drugiej. Powalczył o to nasze zwycięstwo. Mateusz ma już na koncie 6/6 z linii rzutów w wolnych w krytycznych momentach meczów (2/2 z Turcją). Tak naprawdę, bez jego motoryki i kapitalnego wyskoku (parę bezcennych dobitek) tego zwycięstwa by nie było. Módlmy się o jego zdrowie.
T. Gielo - niezwykle skuteczny a ataku, w obronie zaliczał świetne bloki. Nie uniknął jednak błędów, chociażby parokrotnie niedokładnie podając. Podsumowując, występ na plus.
D. Szymkiewicz - nareszcie dostał szansę gry. Niespodziewanie spełnia rolę rozgrywającego, co nie jest jego mocną stroną. Z drugiej strony raz dobrze wykończył kontrę, raz kapitalnie podawał pod kosz. Zrobił swoje - dał odpocząć kolegom. Jest żywym przykładem na to, że sztab trenerski popełnia wielki błąd,unikając zmienników jak ognia.
P. Niedźwiedzki - cichy bohater meczu. Autor niezwykle ważnych zbiórek w drugiej połowie. Bardzo efektywny w ataku. Gdy nie problemu z faulami, widać jak wiele potrafi.
P. Karnowski - wycieńczony turniejem, grą w koszykówkę. Słaniał się na nogach. Widzieli to wszyscy z wyjątkiem sztabu szkoleniowego.W pierwszej połowie nie wyskakiwał do zbiórek, nie był w ogóle agresywny na atakowanej  tablicy. Mówiąc kolokwialnie - "zajeżdżany" przez trenerów. Takiej sytuacji Przemek długo nie wytrzyma. Łukasz Bonarek musi go odciążyć - po prostu musi.

Na koniec - niezwykle trafne stwierdzenia Mateusza Ponitki, wypowiedziane po meczu z Turcją (źródło polskikosz.pl):

O zwycięstwie zadecydowała nasza zespołowa postawa w drugiej połowie spotkania. Wreszcie wszyscy zrozumieli, że kluczem do zwycięstwa jest gra zespołowa, a nieindywidualne popisy. Każdy z nas zostawił dziś serce i to był klucz do zwycięstwa. Bardzo pomógł nam w dzisiejszym meczu Daniel Szymkiewicz, który wszedł na parkiet i miał dwie bardzo udane akcje.

Nic dodać, nic ująć. Bardzo trafne spostrzeżenia.  Jeszcze raz Mateusz:

Przemek [Karnowski - przyp. red.] jest nam bardzo potrzebny. Nie wiem, czy jest przemęczony. Wiem natomiast, że jest nam bardzo potrzebny i musi być eksploatowany. Nawet jeśli się źle czuje to musi grać. Teraz jest już gra dla prawdziwych mężczyzn. 

Najbliższe mecze pokażą, czy Przemek Karnowski jest prawdziwym mężczyzną - takie wyzwanie zostało rzucone przez Mateusza Ponitkę.

A więc kto dziś najbardziej zawiódł ? Co zostało zamiecione pod dywan wraz z wielkim zwycięstwem Polaków? Niewątpliwie lepiej zachować mogli się nasi szkoleniowcy. Przyznanie się do błędu przez wystawienie Szymkiewicza, którego tak po meczu chwalił Ponitka, to tylko półśrodek. Na szansę czekają inni. Jeszcze jedna rzecz, co do coachów - w jednej z przerw na żądanie czteroosobowy sztab trenerski przez 90 % czasu, kumulując się w kręgu, zastanawiał się co przekazać koszykarzom. Prostym rachunkiem można obliczyć, że na przekazanie założeń taktycznych został bardzo krótki czas. Co do zagrywek - pamiętacie akcję na 3 sekundy przed końcem jednej z kwart ? Polacy biorą czas, żeby wykonać akcję specjalnie na taki moment przygotowaną. I co ? I w niezrozumiały sposób piłka trafiła do Przemka Karnowskiego, który nie trafił przez ręce z półdystansu.

Asystent trenera Szambelana, człowiek który często przejmuje rolę tego pierwszego tak naprawdę coacha, Piotr Bakun dla polskikosz.pl :

Przemek jest po prostu zmęczony. Jednak turniej dopiero się dla niego rozpoczyna, a my będziemy umiejętnie szafować jego siłami i mamy nadzieję, że będzie wyglądał coraz lepiej. 

Oby tak było.

Kolejny mecz z mocnymi Serbami. Przed nami kolejna walka na noże.


poniedziałek, 25 lipca 2011

Przed drugą rundą

Gdzieś pod Wrocławiem, 25.07.2011

Przed meczem z Turcją w drugiej rundzie ME U-18 pokusiłem się o przeprowadzenie małego researchu, zanurzając się w kolejnych to komentarzach, dotyczących występów biało-czerwonych na wrocławskiej imprezie.

Najwięcej informacji o występach Polakach znajdziecie na blogach ZawszePoPierwsze, 3 sekundy oraz na Wirtualnej Polsce gdzie publikacje są autorstwa guru polskiego dziennikarstwa koszykarskiego, absolutnie największego eksperta od basketu, Macieja Kwiatkowskiego.

Polecenia dla polskich orląt:

1. Poprawiamy strefę, lub gramy cały czas obroną 1 na 1. Nasza strefa jest dziurawa jak szwajcarski ser. Bez wątpienia wymaga poprawy. W jeden dzień trudno taki element poprawić, więc chyba powinniśmy skoncentrować się na grze 1 na 1 w obronie, tym bardziej, że nasza strefa była rozbijana rzutami dystansowymi tak wiele razy. Nadszedł kres naiwnego sposobu myślenia, że oni nie będą z dystansu z czystych pozycji trafić.
2. Gramy dłuższą ławką. Rezerwowi, a zwłaszcza Daniel Szymkiewicz czekają na szansę.
3. Ponitkowa strzelecka indolencja musi dobiec końca. Mateusz to mistrz akcji 2 plus 1. Niestety, w tym turnieju poza pomalowanym nasz lider jest 0/14, co ilustruje ten wymowny wykres.
4. Przebijamy się przez obronę strefową rywala. Mamy z tym wielkie problemy. By ją rozbić, trzeba trafiać z dystansu, a to zadanie Ponitki i Michała Michalaka, który skutecznością zza łuku imponował na MŚ.

O rywalu

Turcja U18 to zespół bardzo ciekawy. W pierwszej rundzie gracze znad Bosforu niespodziewanie ograli Serbię oraz równie niespodziewanie ulegli Niemcom (o ile w takim sporcie jak koszykówka można mówić o niespodziankach - zwycięzcą danego meczu jest przecież ZAWSZE zespół danego dnia lepszy). Liderami zespołu są strzelec #15 Tayfun Erulku (urodzony w 1994), reprezentujący rocznik 1995 (!) świetny rozgrywający rodem z Kosowa, #4 Kenan Sipahi, trafiający z dystansu skrzydłowy #9 Samet Geyik oraz bardzo dobry obrońca #8 Guru Dokuyan. Na nasze szczęście Turcy w tym turnieju strefą nie bronią, co oczywiście może ulec zmianie. Ponitką w obronie zaopiekuje się pewnie Dokuyan. Problemy możemy mieć na pozycji nr 1, gdzie Grzegorz Grochowski i Jan Grzeliński są sporo niżsi od przebojowego Sipahiego Trzeba uważać na Erulku, który w ostatnim dwóch meczach rzuca z grubo ponad 60 % skutecznością (śr. 14.3 pkt). Ciekawa rywalizacja zapowiada się pod tablicami, gdzie Turcy mają potężnego #14 Ramazana Tekina.

Podsumowując - I BELIEVE !